wtorek, 17 listopada 2009

"Ja chyba umieram..." czyli chory facet w domu ;)

Zastanawia mnie jedna rzecz... Nie wiem jak to jest u Was, ale to o czym napiszę odnosi się do każdego faceta jakiego znam :)
Akurat mamy sezon grypowy, dlatego temat jest jak najbardziej na czasie.
Jak to się dzieje, że facet z dzielnego i nieustraszonego pogromcy niebezpieczeństw czyhających na jego ukochaną w przypadku najmniejszego kataru, a już broń boże drobnego bólu gardła zamienia się w rozhisteryzowane stworzenie będące na granicy życia i śmierci? Najpierw ostentacyjnie snuje się po domu, na przemian kaszląc, kichając i parskając, żeby zwrócić na siebie uwagę. Kiedy już osiągnie swój cel, (po dość długich staraniach, bo my kobiety staramy się wytrzymać jak najdłużej niewzruszone, bo wiemy już co nas czeka), przemiana jest natychmiastowa jak przy włączaniu światła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (swoją drogą chętnie dopadłabym tego, kto ma taką różdżkę :P ) zamienia się z Dr Jeckyll'a w Mr Hyde'a... Zaczyna się marudzenie, że on jest tak bardzo chory, że tak strasznie cierpi, że chce mu się pić, że jest głodny i zjadłby akurat to, czego w domu nie ma, a później mimo wszystko stwierdza, że nie będzie jadł, bo jest chory, biedny i nie ma apetytu, że mu gorąco, zimno, nie ma siły, boli go głowa, gardło, noga, palec... itd itp. Oczywiście zapewnienia o tym, że na pewno nie umrze przyjmowane są z wielkim niedowierzaniem. A co nam pozostaje? Całodobowa opieka na wysokim poziomie (inna nie wchodzi w grę, jeśli nie chcemy nasłuchać się o tym, jakie jestśmy nieczułe na jego cierpienie :P ), zszarpane nerwy, zaciskanie zębów i nadzieja na to, że szybko mu przejdzie i znów wskoczy w swój kostium Supermana :) W końcu lepszy facet biegający w pelerynie i majteczkach na wierzchu ubrania, niż marudząca istota w naszym łóżku ;)
Powodzenia i wytrwałości w sezonie grypowym dziewczyny ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz