środa, 31 sierpnia 2011

O włosach i nie tylko :)

Buuu... ja chce do fryzjera... Moje włosy ostatnio codziennie kompletnie odmawiają współpracy i wyglądam już komicznie. Jestem umówiona na przyszły tydzień AŻ na podcięcie końcówek, bo na więcej fryzjer mi nie pozwala, ale on nawet podcinając końcówki potrafi sprawić, że włosy zaczynają się w miarę układać same. A ja tak marzę, żeby je obciąć... Nie wiem jak wytrzymam jeszcze rok. Śmieję się już, że pierwszą rzeczą jaką zrobię po ślubie będzie obcięcie włosów. W 8 klasie, kiedy moje włosy sięgały pośladków, nie wyobrażałam sobie tak strasznej rzeczy jak posiadanie krótszych włosów. Przez ostatnie 2 lata obcinałam je mniej więcej na długość do połowy szyi i teraz kiedy minęły już ramiona nie nie mogę z nimi wytrzymać. No ale trudno, coś za coś... Jak chce się jakoś wyglądać na własnym ślubie, to trzeba się poświęcić ;) Ostatnio zaczęły mi trochę wypadać, więc wytoczyłam ciężkie działa w postaci tabletek Inneov - gęstość włosów  kupiłam szampon Kerastase Bain Prevention, który stosuję co drugi dzień, przerzuciłam się na Bambi dla dzieci i nie suszę włosów suszarką, tylko schną sobie same. Mam nadzieję, że to pomoże. Moje włosy i tak nie są zbyt bujne, choć kiedyś były i to bardzo, więc trzeba je ratować wszelkimi sposobami. Jeśli znacie jakieś skuteczne sposoby na poradzenie sobie z tym problemem, będę wdzięczna jeśli się nimi ze mną podzielicie :)

Poza tym nic nowego. W tym tygodniu lub w poniedziałek mamy zamiar załatwić sprawę terminu w kościele. Mama i B. coraz usilniej namawiają mnie na rajd po salonach z sukniami, ale jakoś nie mogę się przełamać. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego, że moje odchudzanie nadal jest w punkcie wyjścia i ciągle mam 6-7 kg do zrzucenia do wymarzonych 59-60 (na szczęście niedlugo aerobik). A może dlatego, że boję się, że od razu znajdę wymarzoną suknię. A ja tak naprawdę mam wielką ochotę pomierzyć mnóstwo sukni, w końcu więcej taka okazja się nie powtórzy i byłoby mi szkoda, gdybym znalazła suknię za szybko. Może dam się skusić i pojadę tylko pooglądać. Zobaczymy co w ogóle jest w salonach (wiadomo, to nie to samo co oglądanie w internecie), przymierzę kilka i już. W końcu nikt nie każe mi od razu kupować, co nie? ;) W ogóle mój B. ostatnio jakoś mnie zadziwia. Jeszcze do niedawna sama wzmianka o przygotowaniach do ślubu wywoływała u niego wysypkę (podobno u facetów to normalne :P ), a teraz tak się włącza w to wszystko, że aż go nie poznaję :) Jestem BARDZO mile zaskoczona :) Naprawdę :)

Aha, a co do pamiętników, to przekonałyście mnie. Nie wyrzucę ich, ale teraz muszę znaleźć dla nich jakąś porządną kryjówkę.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Pamiętnik

Mniej więcej od 12 roku życia prowadziłam pamiętnik. Na początku były to jakieś luźne zapiski, generalnie bez ładu i składu, bez wdawania się w szczegóły. Im robiłam się starsza, tym moja pisanina stawała się coraz częstsza i coraz bardziej osobista. Wiadomo, okres dojrzewania to ciężki czas w życiu każdej dziewczyny, pojawiają się pierwsze "miłości" i gdzieś trzeba się wygadać. A że nie wszystko można powiedzieć przyjaciółce, więc pamiętnik to super sprawa. Taki był właśnie dla mnie. Pisałam w nim wszystko co w danej chwili zaprzątało moje myśli, pisałam o swoich radościach i smutkach, sukcesach i porażkach. Kilka razy byłam naprawdę bardzo zakochana (głównie nieszczęśliwie) i wszystkie swoje emocje wylewałam na papier, żeby jakoś sobie z nimi poradzić. Moim zdaniem to była świetna terapia, bo pozwalała mi wyrzucić z siebie wszystko, co nie dawało mi spokoju, a czasami podczas takiego właśnie pisania różne rozwiązania przychodziły mi do głowy. Przestałam pisać dopiero kiedy spotkałam B. Po prostu nie czułam już takiej potrzeby. Przez lata uzbierało się tego trochę - 1 zeszyt 96-kartkowy i 3 zeszyty 160-kartkowe. Pełniutkie, zapisane strona w stronę. Kiedyś przeczytałam jeden z nich i przypomniałam sobie wiele rzeczy, które kompletnie wyleciały mi z pamięci. I teraz tak się zastanawiam... co ja mam zrobić z tymi zeszytami??? Z jednej strony jest w nich kupa mojego życia, szczegóły, o których już dawno temu zapomniałam. Z drugiej strony, szczególnie ze względu na wiele osobistych zapisków na temat moich uczuć i przeżyć, nie chciałabym, żeby kiedykolwiek wpadły w czyjeś ręce. Na razie są głęboko schowane, ale nigdy nic nie wiadomo... Szkoda byłoby mi je niszczyć, ale nie chcę, żeby ktokolwiek je przeczytał i chyba lepiej byłoby, gdyby wszystko co w nich napisałam pozostało tylko i wyłącznie w moim sercu i pamięci. I tak mnie to męczy od pewnego czasu. Sama nie wiem co zrobić. A co Wy zrobiłybyście na moim miejscu? Potrzebuję rady :)

piątek, 19 sierpnia 2011

Nagroda

Kiedy byliśmy na wakacjach, mój blog został wyróżniony przez Ewelinkę, Karolinkę (Uśmiech z papieru) i Kołysankę nagrodą One Lovely Blog Award.



Wszyscy wiedzą o co chodzi, więc nie będę się rozpisywać :) Oto 7 wiadomości o Kfiatushku:

1. Boję się myszy, szczurów, pająków, kleszczy i wszelkiego robactwa. Kiedy widzę coś takiego w odległości mniejszej niż kilometr ode mnie, z krzykiem uciekam gdzie pieprz rośnie. Choć pająki już potrafię zlikwidować osobiście, więc robię jakieś postępy :)

2. Nie umiem porządnie tańczyć. Owszem na różnego rodzaju weselach jakoś sobie radzę, ale daleko mi do prawdziwego tańca :) Przed ślubem wybieramy się na krótki kurs, żeby chociaż pierwszy taniec wypadl jak należy :)

3. Pierwszy raz za kierownicą samochodu siedziałam w wieku 3 lat. I nawet kawałek pojechałam. CAŁKIEM SAMA W AUCIE :) no cóż, po prostu od dziecka ciągnęło mnie do motoryzacji :P

4. Nie cierpię bitej śmietany. Na sam jej widok robi mi się niedobrze. Tak po prostu.

5. Chciałabym mieszkać nad morzem i z sypialni mieć widok nie. Póki co to pozostanie w sferze marzeń. Może kiedyś, kto wie...

6. Jako mała dziewczynka częściej bawiłam się z chłopakami niż z dziewczynkami. Jakoś było mi z nimi bardziej po drodze ;)

7. Kiedy byłam mała nie lubiłam swojego imienia. Teraz coraz bardziej mi się podoba :)

Zgodnie z zasadami teraz ja nominuję kilka osób:
Alex - cieszę się, że wróciłaś :), Małą Mi - za pozytywne zakręcenie :), Nabi - za całokształt :)

środa, 17 sierpnia 2011

generalnie o wszystkim

Stwierdzam wszem i wobec, że się starzeję. Pomijam oczywisty tego znak w postaci mega siwego i długiego siwego włosa na samiutkim czubku głowy. Moje starzenie przejawia się w innej postaci. Mianowicie... cieszę się z nadchodzącej jesieni. W moim przypadku to baaaaaaaardzo dziwne, bo kiedyś lubiłam tylko i wyłącznie lato, ewentualnie późną wiosnę, ale teraz wygląda na to, że zaczynam lubić wszystkie pory roku, bez wyjątku, ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Wiosnę - za świeży oddech po długiej białej zimie, za kolorowe ogrody, budzący się do życia świat, za długie spacery, przyjemne ciepełko wiosennego słońca. Lato - za wakacje, ciepło, mnóstwo słońca (choć w tym roku trochę z tym kiepsko, ale o dziwo nawet to mi nie przeszkadza). Jesień - za długie wieczory w fotelu z książką w jednej ręce i kubkiem gorącej herbaty w drugiej, za kolorowe liście i piękne zachody słońca, za długie spacery i chłodne poranki. Zimę - za śnieg, za mróz, za święta, za jedyny w swoim rodzaju zapach czekolady w długie zimowe wieczory. Jakaś sentymentalna się robię :)

Jak wspominałam w ostatnim poście, urlop uważam za jak najbardziej udany. Pogoda dopisała wręcz wzorowo, czas spędzaliśmy na wylegiwaniu się na plaży, na spacerach na boso wzdłuż brzegu morza i po okolicy. Cieszyliśmy się sobą i ładowaliśmy akumulatory przed mnóstwem spraw, które nas czekają. Swoją drogą jutro zostanie równiuteńko rok do naszego ślubu :) O tej porze będę już pewnie cała w nerwach, znając mnie mój żołądek będzie wyprawiał dzikie harce i skręcał się we wszystkie możliwe strony, a ja będę siedzieć i myśleć, czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i czy wszystko wypadnie tak jak należy. Teraz wydaje mi się to zabawne, ale za rok pewnie nie będzie ani trochę :)

W kwestii odchudzania nic się nie zmieniło. Ponieważ moje nadprogramowe 6kg jakoś nie chce się zgubić samo, postanowiłam sięgnąć po tajną broń :) Zapisuję się na aerobik. Zajęcia zaczynają się we wrześniu i mam nadzieję, że przyniosą efekty. Na pierwszym roku studiów mieliśmy w-f. Było kilka rodzajów zajęć do wyboru, ja chodziłam na aerobik i bardzo mile go wspominam. Trzymałam jako taką kondycję i wagę i mam zamiar do tego wrócić. A co! :) W końcu trzeba się jakoś prezentować w sukni ślubnej :)
W ogóle ze względu na @ czuję się od wczoraj jak słoń. Albo jak czołg. Albo jak słoń w czołgu, o! Masakra. W dodatku moje włosy odmówiły mi posłuszeństwa i nie chcą się za cholerę układać. Do fryzjera idę dopiero za 2 tygodnie i to tylko podciąć końcówki, jako że mam kategoryczny zakaz ich obcinania. A mam na to wielką ochotę :) Ale nic to, muszę jakoś przecierpieć.

wtorek, 16 sierpnia 2011

już jestem

Wróciliśmy :) Przyjechaliśmy do domu już w weekend, zmęczeni, lecz bardzo zadowoleni, ale jakoś nie bardzo był czas się odezwać :) Nadrobiłam wszystkie zaległości na Waszych blogach, więc ze wszystkimi jestem na bieżąco. Nie komentowałam, ale przeczytałam Wasze posty :)

Dziękuję za życzenia udanego urlopu i pięknej pogody :) Jak najbardziej się spełniły :) Pogoda dopisała, wypoczęliśmy przez bardzo pracowitym rokiem, który jest przed nami, naładowaliśmy akumulatory i trzeba było wrócić do codzienności. Szkoda, że czas na wakacjach zawsze tak szybko mija. Opalaliśmy się, chodziliśmy na dłuuuugie spacery, wysypialiśmy się... jednym słowem słodkie lenistwo na całego :) Raczej nie wypuszczaliśmy się na dalsze wycieczki, chcieliśmy odpocząć od samochodu i rozruszać kości.
Teraz czeka nas kolejny etap przygotowań do ślubu, taki bardziej papierkowy. Musimy podpisać umowy z zespołem, z fotografem, zarezerwować termin w kościele (musimy poczekać, aż ksiądz będzie miał nowy terminarz :) ), pomyśleć o naukach przedmałżeńskich, a w październiku ruszam na poszukiwania tej jedynej sukni ślubnej :) Już nie mogę się doczekać :)

Dziś tak trochę bez ładu i składu, ale obiecuję, że następny post będzie bardziej trzymał się kupy :)

Aha, i dziękuję za wyróżnienia dla mojego bloga :) Bardzo mi miło z tego powodu. Postaram się z nich wywiązać w najbliższym czasie :)