środa, 28 kwietnia 2010

Syndrom "tej trzeciej"

 Przeczytalam ostatnio artykul, po ktorym rece mi opadly do samej ziemi. Nie wiem, moze ja dziwna jestem, moze jestem starej daty i sie nie znam na dzisiejszych zwyczajach w pewnych kregach, ale to mnie normalnie rozwalilo.
Mianowicie sens artykulu byl taki - jego "bohaterkami" byly kobiety bedace w zwiazku z rozwodnikami, ktorych same wlasnorecznie odbily. Faceci owi, po miesiacach romansowania na boku, porzucali dla nich swoje zony i dzieci, aby zakosztowac "prawdziwego" szczescia i spelnienia u boku kobiet ich marzen. Jednakze ci faceci po rozwodzie, niejednokrotnie majac juz "nowe" dzieci, w dalszym ciagu utrzymywali i utrzymuja kontakt ze swoimi "starymi" dziecmi. I wlasnie to jest kompletnie niezrozumiale dla ich nowych partnerek. Najbardziej boli je to, ze jakim prawem nie wyrzekli sie swoich dzieci i nie poswiecili calkowicie tylko i wylacznie im. W artykule zala sie autorowi/autorce jakie one sa biedne, bo czuja sie takie zepchniete na margines, nie moga spokojnie imprezowac, bo faceci nie skupijaja juz calej swojej uwagi tylko na nich i czesto myslami sa gdzies daleko. Nie rozumiem jak mozna oczekiwac od kogos calkowitego zerwania kontaktow ze swoimi dziecmi i poswiecenia sie tylko i wylacznie "nowej" rodzinie. Skoro takie kobiety zmialy odwage rozbic czyjas rodzine i przywlaszczyc sobie cudzego meza i ojca, powinny byc swiadome konsekwencji jakie to za soba ciagnie. I nic tu nie da wylewanie zali na forum. I wcale nie usprawiedliwiam tutaj facetow - co to to nie, sami sa sobie winni. Cierp cialo, skoros chcialo...
Ten artykul przypomnial mi pewna historie. Na studiach byla w mojej grupie taka dziewczyna - nazwijmy ja X. Pewnego dnia przyszla na zajecia bardzo szczesliwa. Opowiadala nam o tym, ze kilka tygodni wczesniej poznala wspanialego faceta (dla potrzeb posta bedzie to Y), co prawda jest od niej 15 lat starszy, ale jest im ze soba bardzo dobrze itd. Cieszylysmy sie, ze po wielu latach szukania znalazla w koncu szczescie, bo byl z niej niesamowity pechowiec. W koncu ktoras z nas zapytala "Skoro tak wam dobrze ze soba, to kiedy slub?" i wtedy padla odpowiedz, ktora doslownie zbila nas z nog: "Jak tylko Y. dostanie rozwod." Zadna z nas nie spodziewala sie tego po tej dziewczynie. Jak sie pozniej okazalo, X pracowala w kancelarii prawnej, a Y pewnego dnia przyszedl tam na spotkanie z wlascicielem. Zdaje sie, ze sam tez jest prawnikiem. Od tamtej pory X i Y zaczeli sie spotykac, spedzali ze soba duzo czasu, ona tak go sobie omotala, nie patrzac na to ze ma zone i dwojke dzieci, ze Y bardzo szybko zostawil ich dla niej. Pewnego dnia zona tego Y przyszla do X proszac ja, aby dala mu spokoj, zeby go zostawila, zeby nie rozbijala ich rodziny. Ale X nic sobie z tego nie robila i dziwila sie jaki trzeba miec tupet, zeby tak do niej przyjsc. Doszlo do rozwodu, kilka tygodni pozniej X i Y wzieli slub z hucznym weselem. A X jeszcze sie zastanawia dlaczego  Y dzieci jej nie lubia...
A mi nasuwa sie pytanie... czy skoro ten facet juz raz zdradzil i zostawil rodzine dla duzo mlodszej dziewczyny za jakis czas nie zrobi tego znow? Mysle, ze to bardzo prawdopodobne...

wtorek, 27 kwietnia 2010

Nowy biznes ;)

Hmm... Mialo byc o czyms innym, ale odloze tamten temat na nastepny raz. Utwierdzilam sie dzis w pomysle otwarcia gabinetu jasnowidzenia. Chyba mam dar, szczegolnie w jednej dziedzinie. Ale zacznijmy od poczatku.
Kiedy mam luzniejszy dzien w pracy, lubie sobie poobserwowac troche ludzi, z ktorymi pracuje. Nie nie - zadne szpiegowanie, nic z tych rzeczy. Po prostu takie zwykle ciagoty psychologiczne, nalecialosci z dawnych lat. Kiedys chcialam studiowac psychologie, pozniej mi sie clakowicie odmienilo, ale w dalszym ciagu lubie patrzec na ludzi, obserwowac ich zachowania i wyczuwac nastroje oraz ich przyczyny. Przez ostatnie 2 tygodnie moim celem byla szefowa (Jedzowata, o ktorej wspominalam kiedys w jednym z moich postow). Co prawda u nas w Firmie obserwowanie jej to podstawa, zeby w razie czego byc przygotowanym na ewentualny niespodziewany wybuch humorow i pretensji z najmniej spodziewanej strony, co do niedawna zdarzalo sie dosc czesto. Przyjelam taktyke robienia wszystkiego na tip top, tak, zeby nie miala powodu, zeby sie przyczepic i jak na razie to dziala. Tym razem moje obserwacje mialy jednak inny charakter. Od jakiegos czasu cos mi nie pasowalo, ale nie wiedzialam co. Czulam, ze cos sie kroi i ze to bedzie cos duzego. Po dluzszym zastanowieniu nabralam pewnych podejrzen, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywaly, ze to nie moze byc to. Jednakze ta mysl nie dawala mi spokoju i z kazdym dniem wydawalo mi sie, ze mam racje, ze jest to coraz bardziej realne i prawdopodobne, ale ciagle zadawalam sobie pytanie "Czy to mozliwe?". Dzis padlo magiczne zdanie "Spotkajmy sie na chwile po zebraniu, bo chcialabym Wam cos przekazac". Dwa dzialy naszej Firmy zebraly sie zwarte i gotowe na newsy. Wszyscy czekali na slowa "Odchodze z Firmy", bo tak wszyscy podejrzewali... a tu niespodzianka - "Jestem w ciazy". Wszystkie oczy jak w kreskowkach wyskoczyly na sprezynkach z orbit, a szczeki z glosnym stukniciem opadly na podloge. A ja ledwo powstrzymalam sie, zeby nie krzyknac "Tak myslalam!". Skoro tak, to dlaczego zastanawialam sie, czy to mozliwe? Bo Jedzowata, dwukrotnie rozwiedziona 30paro latka do tej pory byla zagorzala przeciwniczka jakichkolwiek dzieci, ktore skutecznie uniemozliwiaja rozwoj kariery zawodowej. A tu prosze... Taka niespodzianka... :) I ona jest dobitnym przykladem, ze ciaza zmienia czlowieka. Jedzowata nagle stala sie.... mila :) Szok :)
A ja otwieram gabinet jasnowidzenia... ;) Lub zostane chodzacym aparatem do USG z rentgenem w oczach :D
P.S. Ciekawe kiedy ja bede mogla powiedziec to, co ona... ;) Tato juz sie upomina o wnuki :)

środa, 14 kwietnia 2010

Nie zawsze "mili" goscie

Drugi dzien Swiat Wielkanocnych.
Jak co roku cala rodzina poszlismy rano do kosciola. Bylo ok 10:30... stoje sobie grzecznie na mszy, a tu nagle czuje wibracje w torebce. Domyslilam sie kto moze dzwonic i na sama mysl wyprowadzilo mnie to z rownowagi. Nie moglam sie doczekac konca, zeby sprawdzic czy mialam racje. Kiedy tylko wyszlismy, siegnelam do torebki po telefon. Patrze co sie wyswietla - numer mojego kuzyna. Lubie go, od dziecka dobrze sie dogadywalismy i chyba tak jest w dalszym ciagu, choc jego zona dziala na mnie jak plachta na byka, ale sa momenty kiedy przsadza. Tego swiatecznego dnia po raz kolejny chcieli wprowadzic w zycie "zwyczaj", ktorego nauczyli sie niewiadomo gdzie. Zdarza sie on zawsze w sobote lub w niedziele lub swieta z samego rana - zazwyczaj kolo godziny 9:00-9:30, choc w tym przypadku odezwali sie wyjatkowo pozno. Kiedy ktos odbiera telefon, rozmowa wyglada mniej wiecej tak:
- Czesc
- Czesc
- Jestescie w domu?
- Tak. A co?
- A nic, jestesmy w okolicy, za 5 minut u was bedziemy.
- Aha.
Koniec rozmowy.
Innym razem kiedy smacznie spalam i odebralam podobny telefon padlo jeszcze dodatkowo pytanie "Obudzilismy was?". A kiedy po bardzo niedlugim czasie otworzylam drzwi, padlo wkurzajace stwierdzenie "Tyyy... oni naprawde jeszcze spali".

Taka sytacja zdarza sie notorycznie. Nie mowilabym nic, gdyby zdarzylo im sie to raz czy dwa. Ok, fajnie, rzeczywiscie byli w okolicy, to przyjechali nas odwiedzic. Ale niestety tak jest za kazdym razem. Moze jestem dziwna, ale nie rozumiem jak mozna zwalac sie komus na glowe o takiej godzinie, w wolny dzien, kiedy ludzie chcieliby sie w koncu wyspac i wypoczac po calym tygodniu pracy. Poza tym kazdy ma swoje zycie i jakies plany na dany dzien, wiec wypadaloby odezwac sie troszke wczesniej, a nie wyskakiwac zawsze z tekstem "Za chwile u was bedziemy". Nie mowie, ze maja sie specjalnie zapowiadac, ale wystarczy pomyslec i postawic sie na czyims miejscu w podobnej sytuacji. Znajac zone tego kuzyna, gdyby do nich ktos tak "wpadl", gadania byloby na 10 lat. A kiedy zaprasza sie ich na popoludnie, nie przychodza.

Tym razem nie oddzwonilam. Napisalam tylko SMS, ze gdyby chcieli nas odwiedzic, to w domu bedziemy po poludniu. Nie odpisali. I watpie czy zrozumieli aluzje...

niedziela, 11 kwietnia 2010

Katyń 10.04.1940 - Smoleńsk 10.04.2010

Niby wszyscy wiedzą co się stało dziś rano, ale ciężko w to wszystko uwierzyć. Przez pogodę, przez fatalny zbieg okoliczności odeszło tak wielu wybitnych ludzi w kwiecie wieku... Nie jestem zwolenniczką polityki, ale wielką tragedią jest śmierć tylu osób i każdej z osobna. A jakie wielkie szczęście mieli ci, którzy na ten lot nie zdążyli. Dostali drugie życie...

Myślami jestem z tymi, którzy zostali tu... na ziemi.

                

sobota, 10 kwietnia 2010

krótki meldunek poswiateczny :)

ojjj... troche czasu juz uplynelo od ostatniego posta, ale jakos tak nie mialam za grosz czasu zeby usiasc i cos napisac. A jak juz siadalam, to albo komputer sie buntowal i nie pozwalam ni nic napisac, albo blog dzielnie bronil dostepu do siebie, nie pozwalajac mi sie spokojnie zalogowac. W koncu po wielu probach jestem :) Dzis bedzie krotko, dam tylko znac ze zyje, a wiecej napisze niedlugo :)
Nawet nie wiem kiedy minely mi ostatnie 2 tygodnie. Najpierw bylam zajeta przygotowywaniem imprezy (moj tato konczyl 50lat), pozniej wpadlam w wir przygotowan swiatecznych, ktore pochlonely mnie rownie skutecznie, a niedlugo beda urodziny mamy - i znow kroi sie calkiem spora impreza. Urodziny udaly sie wysmienicie, bylo duzo ludzi, prawie wszyscy dopisali i milo spedzilismy czas.
Swieta byly rownie udane. Co prawda kuzyn i kuzynka troche mnie wyprowadzili z rownowagi, ale o tym napisze nastepnym razem. Oba dni spedzilismy troche u mnie, a troche u B. - mniej wiecej po rowno, zeby nie bylo wyrozniania nikogo :) Niedziela byla cudna, ale poniedzialek juz skutecznie sprowadzil nas na ziemie - nie wiem jak u was, ale u mnie lalo, wialo i bylo strasznie zimno. Z jednej strony to dobrze, bo przynajmniej nie przezywalam corocznego stresu w drodze do i z kosciola na widok grupek mloziedzy uzbrojonych w wiadra i butelki pelne wody. Tym razem mi sie upieklo, ale kilka lat temu razem z kuzynka obrewalysmy po 3 wiadra wody. W sumie nie bylo tak zle, ale tylko dlatego ze bylo cieplo. W tym roku chyba zamarzlabym na sopelek :)
Wizyta u fryzjera wypadla calkiem calkiem. W sumie jestem zadowolona z efektu, teraz mam zamiar troche zapuscic wlosy, choc nie jestem pewna jak dlugo wytrwam w tym postanowieniu :)
Bardzo dziekuje wszystkim za zyczenia swiateczne. Milo mi, ze o mnie pamietalyscie. :)