A tak w ogóle to chciałam Wam coś opowiedzieć.
W mojej obecnej Firmie zajmuję się między innymi rekrutacją pracowników. W sumie wreszcie mam pracę odpowiadającą mojemu wykształceniu (administracja i hr + tłumacz). Po 10 latach pracy :P Najpierw przez zupełny przypadek trafiłam do Logistyki, gdzie wszystkiego uczyłam się od podstaw, bo nie miałam nawet pojęcia co w ogóle znaczy słowo logistyka (miałam tylko ogólny zarys z ogłoszenia o pracę :P) . No i tak później ja sama, ale też przyszli pracodawcy w nosie mieli moje wykształcenie, a przy każdej rekrutacji najważniejsze było moje doświadczenie zawodowe. W sumie logiczne, bo jak ma się z czymś styczność w na codzień w praktyce, ma się o tym większe pojęcie niż po czystej teorii na studiach. No i tak przez łącznie 9 lat żeglowałam sobie po wzburzonych wodach tej logistyki. Zaliczyłam praktycznie każde oczko łańcucha dostaw - od sprzedaży, przez zamawianie konkretnych komponentów do produkcji, na współpracy i zawieraniu kontraktów z dostawcami kończąc. Najdłużej miałam do czynienia z klientami i wysyłką gotowych produktów i ta działka podobała mi się najbardziej. Lubiłam swoje stanowisko i klientów, z którymi współpracowałam. Później przeszłam na ciemną stronę mocy i w kolejnej pracy zamawiałam części pod produkcję. I powiem Wam, że to jest najbardziej niewdzięczne stanowisko w całej karuzeli firm produkcyjnych. Bo póki wszystko jest ok, to nikt człowieka nie dostrzega, a jak nie daj Boże opóźni się dostawa, wtedy tego człowieka widzą wszyscy i posyłają ciężkie gromy w jego kierunku, nieważne czy zawinił, czy nie. Najważniejsze, że nie ma części i najlepiej jakby przyniósł je w zębach :) Dlatego szybko się z tego wymiksowałam i zajęłam się dostawcami, a jak ta historia się skończyła, to już wiecie. Później była chwilowa przerwa w pracy ze względów zdrowotnych, a jak ponownie zaczęłam szukać pracy wysyłałam CV na różne stanowiska w mojej okolicy. Dostałam kilka zaproszeń na rozmowy kwalifikacyjne i tak biegałam z jednej na drugą, aż w końcu ostatnia z nich okazała się zdecydowanie inna od pozostałych. Bo pierwszy raz ktoś spojrzał na moje wykształcenie, a nie doświadczenie, które tak naprawdę są skrajnie różne. Pomyślałam sobie "O proszę, a to coś nowego". Po rozmowie, jak już wiedziałam jak miałoby to wyglądać i co miałabym robić, mocno zaciskałam kciuki, żeby coś z tego wyszło, bo bardzo chciałam dostać tą konkretną pracę. I tydzień później zadzwonił telefon, że tak chcą, żebym z nimi pracowała i w dodatku za tyle ile chciałam. Cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę, serio :)
I właśnie dziś mija rok od dnia, w którym ktoś dał mi szansę i w którym zaczęłam moją obecną pracę. O swoich wrażeniach pisałam już jakiś czas temu i zdania nie zmieniłam. Przyjęcie tej propozycji było naprawdę dobrą decyzją i mam nadzieję, że nigdy jej nie pożałuję. No, ale dobra, dość tego sentymentalnego tonu, bo ja w sumie nie o tym chciałam.
Jako że zajmuję się teraz między innymi rekrutacją pracowników, pomyślałam sobie, że podzielę się z Wami wrażeniami "zza stołu". No bo niby doświadczenie w rekrutacjach mam, tyle, że zawsze jako kandydatka. Na studiach mieliśmy ćwiczenia z rekrutacji, ale dopiero teraz mam okazję pracować na żywym organizmie :P I to prawda, że punkt widzenia zależy od punktu widzenia.
Przeprowadziłam już mnóstwo rozmów i dziś napiszę Wam o najbardziej wkurzających nawykach kandydatów:
- umawiają się na rozmowę, a później nie przychodzą - no to jest prawdziwa plaga. To chyba najbardziej mnie denerwuje. Czy tak ciężko jest zadzwonić i powiedzieć - "Nie mogę przyjść / sprawa jest już nieaktualna" ? Bywały takie dni, że od rana do końca dnia miałam umówione rozmowy i załóżmy na 10 zaplanowanych odbywało się 5-6. I nikt nie zadzwonił, żeby odwołać.
- jak już ktoś na rozmowę przyjdzie i jak się spodoba przychodzi czas na propozycję - ale... tu też pojawia się haczyk, bo ludzie nie odbierają telefonów :) Dzwonię raz, drugi, trzeci, na koniec wysyłam sms z prośbą o kontakt w sprawie rekrutacji. I cisza. A wystarczyłoby powiedzieć "Nie jestem zainteresowany".
- wysyłają aplikację, dzwonię, zapraszam na rozmowę i pada pytanie "A w ogóle gdzie to jest?" na co odpowiadam "W miejscowosci X". A taki ludź na to "Aaa to nie, ja mieszkam 100 km stamtąd". Czyli nawet nie wiedzą gdzie wysyłają. Bez komentarza :P
- Albo dzwonię "Dzień dobry, aplikował Pan do nas na stanowisko X, czy to nadal aktualne?" "Tak" "Czy możemy się umówić na spotkanie?" "Tak, a dowozicie pracowników" "Nie" "A to nie, dziękuję, bo ja nie mam czym dojeżdżać".... Hmm...
Takich perełek jest całkiem sporo, ale tak na szybko tylko te przyszły mi do głowy. Następnym razem opowiem Wam jakie cuda zdarzały się już na samych rozmowach :) Bywało wesoło.
Albo o teściowej Wam napiszę, bo mnie kobieta wkurza. Się zobaczy ;)
Miłego popołudnia.