środa, 28 listopada 2012

przedzimowo

Niektóre z Was pewnie dadzą mi po łapach za pisanie tego, co mam zamiar zaraz napisać, ale cóż - trudno, zaryzykuję ;)
Otóż chciałabym, żeby spadł już śnieg :) A to za sprawą naszego weekendowego wypadu zakupowego i świątecznych dekoracji w galerii :) No ok, w tym tygodniu może sobie jeszcze odpuścić, ale w przyszłym, z racji tego, że już grudzień przecież będzie, jak dla mnie może spaść :) Skoro już będzie grudzień, to można się powoli świątecznie nastrajać, co nie? :) A śnieg jak najbardziej nastraja :) Co prawda jesień w naszym regionie jest w tym roku na tyle łaskawa, że nie leje non stop, ale za to bardzo często są takie mgły, że nic nie widać na kilka metrów. A tego nie lubię chyba jeszcze bardziej niż deszczu, bo w tej mgle człowiek głupieje i tak się w głowie kręci, że szok. Przynajmniej mi :P
Jak tam Wasze świąteczne plany w tym roku? Wigilię w tym roku mamy "składkową" u moich rodziców, więc pora zacząć się zastanawiać nad podziałem zadań, potraw itp. W wolnych chwilach (których ostatnio jest przerażająco mało!) grzebię w przepisach i wymyślam co tu dobrego przygotować na święta :) A że ostatnio włączyła mi się pasja kulinarna, pomysłów mam co niemiara ;) Powoli zbieramy też dekoracje, plany na poszczególne dni się klarują i zapowiada się naprawdę fajny rodzinny czas :) A to właśnie lubię najbardziej.No i pierwsza nasza małżeńska Wigilia ;)

Poza tym dla nas święta to nie tylko dekoracje, ozdoby, śnieg i choinki, tylko przede wszystkim coś magicznego o wymiarze duchowym. Cała reszta to tak naprawdę piękny dodatek.

Ostatnio znajomi zrobili nam fajną niespodziankę. Pozbierali między sobą wszystkie filmiki, które nakręcili podczas naszego ślubu i wesela, obrobili je i skleili w jedną całość :) Efekt wyszedł naprawdę super!. W życiu nie przypuszczałabym, że z kilku różnych filmików może wyjść coś tak fajnego :) I teraz tym bardziej cieszymy się, że nie zdecydowaliśmy się na profesjonalnego kamerzystę, bo na pewno nie zrobiłby TAKIEGO filmu :) Fajnie było obejrzeć wszystko z tej drugiej strony, zobaczyć jak wszystko wyglądało oczami gości, posłuchać nagranych przez nich życzeń, to będzie naprawdę świetna pamiątka. No i za ileś tam lat będzie można pokazać go dzieciom czy wnukom i pośmiać się z nas samych - "pięknych i młodych" :P

P.s. Śpij dobrze Szprotko kochana... (*)

piątek, 23 listopada 2012

Kwestia zaufania

Ależ ten czas pędzi. Dopiero był jeden piątek, a już mamy kolejny. Dopiero zaczynała się jesień, a już za parę dni będzie grudzień. Naprawdę nie nadążam. A tak a propos jesieni, to w tym roku wyjątkowo nie działa na mnie depresyjnie. Może to zasługa tego, że prawie w ogóle nie pada u nas deszcz. Co najwyżej jest pochmurno lub mgliście, choć i tak zdecydowanie przeważają słoneczne dni. Taką jesień to ja mogę mieć :) W pracy mamy jeden wielki przedświąteczny młyn. Wszyscy chcą wszystko na już, pojawiają się pierwsze problemy z dostawami, dodatkowo trzeba przygotowywać dane do budżetu na 2013 rok, jeden wielki chaos. Ale byle do świąt - a wtedy caluśkie 11 dni wolnego i jeśli tylko pogoda i śnieg dopisze, dni między świętami i sylwestrem poświęcimy na szusowanie na nartach w naszej najbliższej okolicy :) A później już coraz bliżej do wiosny :)

Napiszę co jeszcze nawiązując do poprzedniej notki. Wczoraj jechałam sobie samochodem i w pewnym momencie w usłyszałam dobrze znaną mi piosenkę, która ZAWSZE kojarzy mi się z moją obroną pracy mgr sprzed 3,5 roku :) Ach... mimo wielkiego stresu, jaki wtedy odczuwałam, naprawdę fajnie było. Pamiętam, że moja mama uparła się, że jedzie na obronę ze mną, żeby dotrzymać mi towarzystwa i koniec kropka. W sumie to nawet mnie to ucieszyło, bo zawsze to człowiekowi raźniej :) Czekała na mnie dzielnie na korytarzu, a po ogłoszeniu wyników poszłyśmy świętować do kawiarni i za zakupy w nagrodę :) Gdy wyjeżdżałyśmy już z parkingu pobliskiej galerii, mama zaczęła coś ustawiać w radiu i z głośnością na maxa włączyła mi piosenkę Elektrycznych Gitar "To już jest koniec" :) Słychać nas było chyba na całą okolicę, a my przez całą drogę do domu w kółko puszczałyśmy tą piosenkę i śpiewałyśmy na całe gardło :) Fajnie było :) I ta piosenka zawsze mi się z tym dniem kojarzy :)

Ostatnio zdziwiła mnie pewna sytuacja. A może nawet nie tyle sytuacja, co układ panujący w związku pewnych naszych znajomych. Poznali się przed naszym weselem - mężowy kolega i moja koleżanka. Jako, że oboje byli bez pary, na nasze wesele przyszli razem i od tamtej pory są parą. Fajnie :) Ale... no właśnie ostatnio pojawiło się pewne "ale", którego nie potrafię zrozumieć. Mój B. także. Odwiedzili nas jakiś czas temu i w pewnym momencie On zapytał mnie dlaczego nie odpisałam na Jej ostatniego smsa. Niby normalne pytanie, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie miałam czasu odpisać od razu, a później najzwyczajniej w świecie o tym zapomniałam. Cóż, zdarza się. Kilka dni temu spotkałam Ją na zakupach, zamieniłyśmy kilka słów i tym razem Ona zaczęła temat smsów - dlaczego mój mąż tak długo nie odpisywał Jemu na smsa... Tym razem to pytanie zdziwiło mnie trochę bardziej i postanowiłam podrążyć temat - wyszło na to, że Oni regularnie sprawdzają swoje smsy i wygląda to tak, jakby prowadzili rejestr kto komu po jakim czasie odpisuje i co odpowiada... A jak ktoś nie odpisuje zbyt długo Jej lub Jemu, to ta druga strona od razu interweniuje, no bo jak to?.... Hmm... prawdę mówiąc nie potrafię tego pojąć... i mój B. tak samo. W ogóle tego typu zachowanie jest dla mnie takie trochę naruszające prywatność. U nas jest taka zasada, że szanujemy swoją prywatność i nie czytamy nawzajem swoich smsów, chyba, że B. mi coś pokaże albo ja jemu. Ale żeby tak sami z siebie nigdy, dla nas to kwestia zaufania do drugiej osoby. Tamtym znajomym najwyżej coś takiego odpowiada, ale jakoś to do mnie nie przemawia i skoro już na początku związku tak jest, to ciekawa jestem jak to będzie wyglądać za jakiś czas.

czwartek, 15 listopada 2012

Co się kryje w zakamarkach pamięci?

Macie tak czasem, że różne zapachy kojarzą Wam się z kimś konkretnym lub z jakimś wydarzeniem, okazją itp.? Ja tak mam bardzo często. Na samym początku bloga napisałam taką notkę na temat mandarynek i czekolady :) Pamiętam tą opisaną sytuację bardzo dokładnie :) koleżanka z sąsiedniego biurka wróciła z kuchni z kubkiem gorącej czekolady i z zapachem obranych mandarynek - a mi momentalnie skojarzyło się to ze świętami. I może nie tylko ze świętami samymi w sobie, ale z paczkami świątecznymi, które dostawałam od rodziców z pracy. A te paczki ZAWSZE pachniały czekoladą i mandarynkami :) I tak mam do tej pory. Taki zapach nieodłącznie kojarzy mi się ze świętami. Zresztą nie tylko ten zapach wywołuje we mnie jakieś tam skojarzenia. Wiele takich jest. Np. "różowy" kompot to tylko i wyłącznie nasza szkolna stołówka :) naleśniki z czekoladą kojarzą mi się z pierwszymi wakacjami, które spędziłam z mężem mym :) I mogłabym tak wymieniać długo.
Ale przejdźmy w końcu do rzeczy... w zasadzie po co o tym piszę? Hmm... bo ostatnio w taki sposób przypomniało mi się coś, o czym już bardzo dawno nie myślałam :) Otóż ćwiczę sobie ostatnio spokojnie z wywieszonym jęzorem i prawie wyplutymi płucami na aerobiku (bo nasza prowadząca chyba postawiła sobie za cel na ten sezon zajechać nas na śmierć :P ), aż tu nagle do nosa mego cichaczem wlatuje jakiś zapach (i wcale nie ten, o którym w tej chwili myślicie :P ). O jakiś taki znajomy zapach perfum chodzi. No tak sobie myślę "skąd ja ten zapach znam???". Rozglądam się ja po sali - do nikogo z ćwiczących jakoś mi ten zapach nie pasuje, więc szukam pierwotnego właściciela w myślach. W głowie włączyła mi się analiza bazy danych, myślę, szukam, analizuję (przy okazji gubiąc kroki ćwiczeń ) i nagle DING - fanfary - oto WIEM!! :) Takie perfumy miał nie kto inny jak moja polonistka w liceum. I używała ich ZAWSZE. Tak mi się ten zapach zakodował, że już chyba zawsze będzie mi się kojarzył z nią. Podczas wycieczki do Krakowa nawet specjalnie weszliśmy wielką bandą do perfumerii w Empiku w poszukiwaniu tych perfum, żeby w końcu się dowiedzieć co to w ogóle jest i o dziwo je znaleźliśmy. Było to Armani coś tam :) I żeby nie było zapach naprawdę całkiem ładny. No, ale wracając do polonistki. Jako że przez całe liceum siała postrach wśród swoich uczniów wymagając wiedzy na takim poziomie, że klękajcie narody, to te perfumy wtedy nie kojarzyły nam się zbyt pozytywnie :) Naprawdę, siwowłosa babeczka miała bardzo wysokie wymagania w stosunku do swoich uczniów i biada temu, kto ośmielił się przyjść na lekcję nieprzygotowany. Pamiętam jak w którejś klasie przyszliśmy na pierwszą lekcję po wakacjach i padło hasło "wyciągamy karteczki, kartkówka z Dziadów cz. 3". Uroczo.... :) Zanim pozbieraliśmy szczęki z podłogi czas pisania minął i cała klasa solidarnie dostała pałę :) Przez całe 4 lata nie było lekko (tak tak, chodziłam do liceum w tych zamierzchłych czasach, kiedyż to trwało ono 4 lata :) ), ale nasz trud został sowicie nagrodzony na maturze :)))) Pomagała, podpowiadała, podczas spisywania tematów maturalnych (bo Kfiatushek zdawał cudowną starą maturę, za co losowi jest niezwykle wdzięczny) wypytywała co kto pisze, co już napisał i co jeszcze pisać będzie, ewentualnie podrzucała jakiś pomysł. A na ustnej maturze wyciągnęła każdego, kto ze stresu zapomniał języka w gębie (widziałam na własne oczy czekając aż koleżanka przede mną skończy odpowiadać). Tak więc mimo kłód rzucanych pod nogi, mimo trudu i znoju, mimo łez, potu i krwi... no dobra, przesada z tą krwią :P... nasza licealna polonistka w mojej pamięci zawsze będzie zajmowała miejsce wśród tych super belfrów, których na swojej drodze spotkałam :)
Pani K. - dziękujemy :)))

wtorek, 13 listopada 2012

Trzy

Pewnego piątku otworzyłam czystą kartkę w komputerze i napisałam tak: "Hmm... sama nie wiem jak to się stało, że zdecydowała się jednak założyć bloga... Przymierzałam się do tego już kilka razy, ale za każdym razem dzwoniło w mojej głowie podstawowe pytanie: "o czym ty dziewczyno chcesz pisać??" "... Od tego momentu minęły równe 3 lata... :) Tak, mój blog obchodzi dziś swoje 3. urodziny :) Początki były trudne, bo każdą notkę chciałam jakoś sklecić do kupy, żeby miała jakikolwiek sens. Czy mi się to udało? Nie wiem, ale próbowałam :)
Przez te 3 lata moje życie diametralnie się zmieniło, dlatego też z czasem zmieniała się i tematyka.
Pierwszy rok - to początki i pisanie o wszystkim co akurat przyszło mi do głowy, ale też i kryzys. Po krótkim czasie miałam wrażenie, że nie mam o czym pisać, że to bez sensu i chciałam dać sobie spokój. Na szczęście przetrwałam te słabsze chwile i nie zrezygnowałam z pisania, a bardzo bym tego żałowała.
Drugi rok - to wiele różnych tematów i początki przygotowań do ślubu :)
Z kolei rok trzeci - to ślub, ślub i jeszcze raz ślub pełną parą :) Cieszę się, że przetrwałyście moją monotematyczność i że byłyście w tym czasie ze mną, choćby wirtualnie :)

Pisanie dużo mi dało. Zwyczajnie to polubiłam i nie wyobrażam sobie rezygnacji z blogowego świata i ze wszystkich wspaniałych i ciekawych ludzi, których dzięki temu poznałam. Może i nie mam talentu do pisania, wiem, że daleko mi do niektórych bloggerów w stylu i swobodzie pisania, ale lubię ten swój styl. Bo to mój styl :) Wiem, że niektóre osoby liczyły na zdjęcia na blogu, ale zakładając go nie zamierzałam i nadal nie zamierzam dodawać prywatnych zdjęć. Tych, którzy poczują się zawiedzeni bardzo przepraszam, a tym, którzy to szanują bardzo dziękuję :)

Mam nadzieję, że będziecie ze mną prze kolejne lata blogowania, że tych lat będzie jeszcze wiele i że nigdy nie zabraknie mi tematów to pisania :)