piątek, 22 grudnia 2017

Melduję na szybko

Dziś bardzo krótko. Melduję się tylko po wizycie u Doktorka.
Najważniejsza wiadomość jest taka, że wszystko jest w porządku. Krwiak zniknął i wszystko w środku jest tak jak być powinno. Infekcja też wyleczona, dzidziuś pięknie rośnie i oby kłopoty na tym się skończyły. Mam nadzieje, że już do końca będzie ok. Oficjalne zakończyłam tez areszt domowy. Hurra!! Miałam nadzieję, że w ramach świątecznego prezentu Pędrak ujawni kim jest, ale tak się ułożył, że nijak nie dało się podejrzec co tam chowa między nóżkami, a młode współpracować nie miało zamiaru. Także nadal tajemnica 😉 choć w sumie z tym to nigdy nie wiadomo- koleżanka wczoraj urodziła, do samego końca miał być syn, a z brzucha wyszła córka 😉

piątek, 15 grudnia 2017

Że za chwilę święta??

Zauważyłam ostatnio pierwsze podobieństwo tej ciąży do ciąży z Juniorem. Sny... gdybyście tylko wiedziały jakie ja mam sny... w sumie wiedziałam, że tak jest, bo poprzednio też było ciekawie, ale powiem wam, nie nie AZ tak 😉 teraz szczegóły nie nadają się do opowiadania w miejscu publicznym, serio 😜 może to przez przymusowy "post" i emocje  muszą jakoś znaleźć ujście, no to znalazły sobie taki sposób. I w sumie chyba nie będę narzekać z tego powodu. No i nie pamiętam czy ostatnio też tak było, ale wyrażam się jak baba w ciąży 😜 ostatnio poryczalam się na reklamie allegro 😁 także ten... hormony, niedotlenienie mózgu spowodowane przymusowym aresztem domowym czy co tam jeszcze innego - w każdym razie jest jak jest. A i jeszcze powiem Wam, że to 16 tc, a ja coraz częściej i coraz wyraźniej czuje bąbelki od Pędraka. Łaskocze mnie coraz wyraźniej i bardzo mnie to cieszy,  daje nadzieje, że wszystko jest ok. Junior uaktywnil się w 17 tc. Choć może to było wcześniej, ale wtedy nie wiedziałam czego się spodziewać.
Robiłam ostatnio badania i wyniki wyszły mi bardzo dobre, więc może mój areszt niedługo się skończy. Wszystko zależy od tego nieszczesnego krwiaka. Przez to nadupiesiedzenie tak mi trochę głupio, bo święta za pasem a u nas nijak tego nie widać. Jutro muszę zagonic Mężowatego do sprzątania. Niech on się w tym roku wykaże trudno siła wyższa. Jeszcze prezenty trzeba jakoś ogarnąć. Na szczęście wiemy już mniej więcej co komu i uda nam się załatwić temat w jednej niewielkiej galerii niedaleko od nas. Plan jest taki, że załatwimy temat w środę po Doktorku. Tylko Juniora trzeba będzie sprzedać dziadkom na jedno popołudnie. Jeszcze śniegu mogłoby trochę spaść, bo piszesz ta zieleń za oknem w ogóle nie czuć, że za tydzień z małym haczykiem będą święta.
Junior w przyszlym tygodniu ma wigilię w przedszkolu. W sumie to jego pierwsza taka wigilia z kolegami. Rok temu się nie załapał, bo akurat miał ospę i od 7 grudnia do przedszkola nie chodził. Ciekawe jak mu się będzie podobało.
Rozmawiałam dzis z szefem. Powiedział, że im mnie brakuje, ale żebym się nie martwila, bo jakoś dają radę. Maja dwie kandydatki na moje miejsce na zastępstwo, ale zapytał czy mogłabym pogadać z nimi chwilę piszesz telefon i powiedzieć co o nich sądzę, bo w sumie to mogę sobie wybrać, bo to mnie będą zastępować. I dodał jeszcze, żebym wypoczywala ile trzeba, a moje miejsce będzie na mnie czekać. Nie powiem, miło mi się zrobiło i tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu z że dobrze trafiłam. Umówiliśmy się, że jeśli wszystko będzie u mnie ok to przeszkole ta nowa osobę, żeby wiedziała co i jak. I wyjdę trochę do ludzi, bo po 2,5 tyg w czterech ścianach kota już dostaję i nawet wypad na pobranie krwi jest dla mnie wydarzeniem tygodnia 😜
Miłego weekendu i udanych porządków świątecznych 🙂

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Jest dobrze

Od wizyty w szpitalu minęły już prawie dwa tygodnie. Jest dobrze. Przynajmniej tam myślę. Od tamtej pory nic się nie działo. Trzy razy dziennie biorę leki i mam nadzieję, że pomagaja i że wszystko wróci do normy, a my do normalnego rytmu. Staram się leżeć ile się da, od czasu do czasu wstaje na trochę bo boli mnie już każda pojedyncza kosteczka, ale zawzielam się i choćbym miała leżeć do końca to damy radę. Za 9 dni wizyta u Doktorka i dowiemy się jak się sprawy mają.
Powiem Wam, że przez tą cala sytuację zrozumiałam dokładnie co to znaczy, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Rodzice i babcia wiadomo dzwonią codziennie zapytać co tam. Teściowa tradycyjnie na wszystko w doopie, nawet mnie to nie zaskoczyło, choć zastanawiam się jak można być taka zimna osoba. Ale cóż jej wybór. Mam za to taka przyjaciółkę, którą znam od dziecka. Różnie między nami bywało. Najpierw byłyśmy nierozlaczne, później miałyśmy bardzo poważny kryzys i nasza przyjaźń zawisła na włosku. Wydawało się, że wszytko runie z hukiem, ale jakoś przetrwalysmy i powoli odbudowalysmy wszystko kamyk po kamyku. Co prawda teraz nie spotkamy się tak często jak kiedyś. Wiadomo dzieci, praca, dom, ale cały czas jesteśmy w kontakcie. I to właśnie ona codziennie dzwoni i pyta czy wszytko ok, dotrzymuje mi towarzystwa wirtualnie, a trzy razy wpadla w ciągu dnia z babeczkami i z pomaranczami ot tak na chwilę. I powiem wam, że to dla mnie prawdziwa przyjaźń. Nie taka lukrowana, tylko taka, na którą można liczyć własne w takich chwilach.

Oprócz tego przygotowana do świąt zaczynają nabierać intensywnosci. Zamówiłam dziś prezent pod choinkę da Męża, dla Juniora szukam jakiejś fajnej gry i jakiegoś drobiazgu. Nie mam jeszcze konkretnego pomysłu, ale w tym tygodniu trzeba ogarnąć temat prezentów dla wszystkich. W sobotę chłopaki wybierają się po choinkę i wtedy już naprawdę poczujemy święta. Żeby tak jeszcze choć trochę śniegu spadło... szkoda, że na to nie mamy wpływu.

A ja w międzyczasie czytam. Czytam, czytam i czytam. Kończę właśnie trzecią książkę, jak już ja przeczytam napisze post o tym swoich wrażeniach z ostatnich książek. Może pod choinkę dotrze jakaś świeża dostawa pachnących nowością czytadel? Mikołaju, poproszę 😉

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Niespodziewanie...

Posta na telefonie pisałam tylko raz z porodowki, ale tamten był krótki, więc szybko poszło. Teraz będzie nieco dłużej, ale damy radę.
Czy ja ostatnio coś wspominałam, że u nas ciągle coś się musi dziać i że oddam królestwo za spokój? Otóż podtrzymuję to w całej rozciągłości. Co się zmieniło od ostatniego wpisu? Hmm sporo. Junior już zdrowy śladu nie ma po bostonce i poszedł dziś wreszcie do przedszkola, a już kota w domu dostawał, a my razem z nim. A jak poszedł do przedszkola, to i ja mam trochę spokoju. Jak to? A tak to, że całkiem niespodziewanie wylądowałam na przymusowym L4. We wtorek wieczorem gnaliśmy prawie na sygnale do szpitala z krwawieniem. Wszystko przez cały czas było ok, Junior u dziadków, my obejrzeliśmy ostatni odcinek Diagnozy, po nim poszłam do łazienki siku, umyć się i miałam iść spać. I dobrze, że zachciało mi się siku, bo nawet nie wiedziałabym, że krwawie, bo kompletnie nic nie czułam, ani nic mnie nie bolało. A krwi było sporo. W 3 minuty byliśmy w aucie, po kolejnych 7 pod szpitalem. Mężu po drodze złamał wszystkie przepisy, ale byliśmy szybko na miejscu. Na szczęście mój lekarz miał akurat dyżur. Szybko wziął mnie na usg i uspokoił, że z maluchem wszystko ok, żebym się nie denerwowala. Zrobił mi się krwiak, stad to krwawienie. Dostałam leki, zwolnienie do świąt i zalecenie - leżeć plackiem, wstawać tylko do toalety. No to leżę. Na szczęście od tamtej pory nic się nie dzieje i każdy spokojny dzień jest dla nas teraz na wagę złota. Doktorek mówił, że krwawienie mogę jeszcze wrócić, ale generalnie jest dobrej myśli. I tego się trzymam. Musi być dobrze. Będziemy leżeć ile będzie trzeba. Mężu przejął wszystkie moje zajęcia, Junior na szczęście jest wyrozumialy, więc jakiś damy radę. Rano teleportuje się do salonu, gdzie uwilam sobie już całkiem niezłą bazę, a wieczorem wracam na górę do sypialni. I mam taka schize, że co chwilę chce biegać do łazienki i sprawdzać czy wszystko ok. Także tego... czy już mówiłam, że oddam królestwo za spokój? Mówiłam? No to powtarzam. Trzymajcie za nas kciuki.