czwartek, 27 stycznia 2011

Kreativ Blogger Award

Długo zabierałam się za tą notkę, bo albo nie miałam czasu, albo weny twórczej, w weekend byłam chora i w zasadzie dopiero teraz dochodzę do siebie i tak mi jakoś zeszło. Ale dziś mam trochę luźniejszy dzień, postanowiłam zebrać się w sobie i napisać co do mnie należy :)

Otóż... niedawno zostałam nominowana przez Nabi i Panią N. do tytułu Kreativ Blogger. Przyznam szczerze, że totalnie mnie to zaskoczyło, bo nie sądziłam, że zasługuję na takie wyróżnienie. W końcu mój blog jest całkowicie zwyczajny i nie widzę w nim kompletnie nic kreatywnego, no ale takimi wyróżnieniami trzeba się cieszyć (bo to znaczy, że komuś podoba się to, co piszę) i naprawdę bardzo Wam dziękuję dziewczyny. Zgodnie z zasadami, muszę wytypować kolejnych 7 blogów, które zasłużyły sobie na miano Kreativ Blogger i napisać 7 nowinek o sobie. No więc do dzieła:



1. Dziobak - za jedyny w swoim rodzaju sposób pisania, który nie raz doprowadził mnie do łez... oczywiście ze śmiechu :)

2. Muffinka - ostatnio milcząca, dzięki której mój blog w ogóle zaistniał w wirtualnym świecie

3. Nabi - za wyjątkowy dar pisania o codzienności

4. Maciejka - za cudowny pamiętnik z życia całej rodziny, który będzie wspaniałą pamiątką nie tylko dla jej synków, ale dla całej rodziny :) Mam nadzieję Maciejko, że przyłączysz się do zabawy (wiem, że Twój blog jest rodzinny, dlatego możesz wprowadzić modyfikację i zamiast nowinek o sobie, napisać nowinki o Rodzince z Poddasza)

5. Pani N. - w nagrodę za to, że uwierzyła, że szczęście może czaić się tuż za rogiem - wystarczy tylko pozwolić mu zajrzeć do naszego życia. Tak trzymaj kochana! :)

6. Kathi - która z taką lekkością i prostotą potrafi przekazać największe życiowe prawdy

7. Tulipanka - za piękne historie z Tulipandii

Ok... to było trudne zadanie - chciałabym nominować Was dużo dużo więcej, ale jak 7 blogów to 7 i nie ma zmiłuj :)

Teraz 7 nowinek o mnie:

1. Od początku liceum miałam na głowie włosy w różnych kolorach - ponieważ mój naturalny odcień jest dość nijaki, moim celem zawsze był piękny miodowy odcień. Miałam na głowie różne balejaże, pasemka, popalone końcówki (dzięki "cudownej" fryzjerce starej daty, którą omijam od tamtej pory szerokim łukiem), raz nawet próba zafarbowania całej głowy na blond skończyła się rudością :P Jednym słowem moje włosy nijak nie chciały współpracować w kwestii ich rozjaśnienia i w końcu postanowiłam zostać brunetką :) Od 18 roku życia mam na głowie piękną czekoladkę i z tym czuję się najlepiej :)

2. Raz cudem uniknęłam wypadku samochodowego, ale oczywiście nikomu się do tego nie przyznałam - i nie przyznam się, po co mam bliskim nerwy szarpać :P

3. W podstawówce nosiłam aparat ortodontyczny... którego (o dziwo! )zazdrościła mi cała klasa :) A ja bałam się, że będą się ze mnie śmiać... Kochani ludzie, naprawdę :)

4. Przez 2 lata uczyłam się grać na gitarze - lekcja raz w tygodniu w połączeniu z moim słomianym zapałem dała raczej marny efekt. Coś tam umiem, mam własną gitarę, ale chciałabym umieć grać tak naprawdę... może jeszcze kiedyś się nauczę. Wszak na naukę nigdy nie jest za późno. Słuch muzyczny podobno mam, tylko mój zapał bardzo szybko się wyczerpuje.

5. Po maturze zdawałam egzaminy wstępne na prawo, ale się nie dostałam... patrząc z perspektywy czasu, może to i lepiej... To chyba nie moja bajka...

6. Uwielbiam tzw. "Junk food" - śmieciowe jedzenie typu pizza, frytki, hamburgery, chipsy, czekolada... zawsze miałam do nich słabość. Staram się pilnować i nie pochłaniać tego w kosmicznych ilościach, bo łatwiej byłoby mnie przeskoczyć niż obejść. Figurę generalnie mam ok (choć nie obrażę się, jeśli 4kg mi jeszcze spadnie) i tego muszę się trzymać. A junk food pozostało mi próbować tylko tak o... na smak :)

7. Uwielbiam komedie romantyczne, elegancką bieliznę i piękny makijaż... ot taka moja kobieca słabość ;)

P.s. Coś nie mogę wkleić tutaj logo, więc dodaję miniaturkę z boku z albumie :)

piątek, 21 stycznia 2011

Forever in my heart... [*] [*] [*]

I znów nadeszły jedne z tych dni w roku, które tak bardzo mnie bolą... Dni, w które szczególnie odczuwam tęsknotę za Nimi... Kiedy chciałabym Ich odwiedzić, uściskać i złożyć najserdeczniejsze życzenia. Ale niestety już tego nie zrobię. Pozostaje mi tylko kupić piękne znicze i róże, które położę na Ich grobach, a później pomodlić się za Nich. Za moją kochaną Babcię (od której śmierci właśnie dziś mija już 1,5 roku) i za moich 2 kochanych Dziadków, którzy odeszli kiedy byłam w szkole podstawowej i którymi nie zdążyłam się nacieszyć. Byłam wtedy mała, ale pamiętam ich bardzo dokładnie, mam wiele pięknych wspomnień związanych z nimi, które są dla mnie największym skarbem. Od samego początku byłam Ich oczkiem w głowie i bardzo mnie kochali, a ja tak samo mocno kochałam Ich. Dziadkowie i Babcia, których kochałam najbardziej odeszli, ale ja wierzę - nie... jestem tego pewna, że są przy mnie zawsze, czuwają nade mną. Chciałabym, żeby tam na górze byli ze mnie dumni...

 

Te dwa fragmenty pewnej piosenki bardzo dobrze oddają to, co przed chwilą napisałam

"Now I think of you 'cause I'm in hunger for your warmth
That no one can replace
And I know that where I go
You're always by my side (...)
Your spirit never dies
And all your words I treasure in my heart
You left me with a smile
But my cheeks aren't always dry for all the tears..."

czwartek, 13 stycznia 2011

Piękną wiosnę mamy tej zimy :)

Po wczorajszym dniu, szarym, burym i ponurym (proszę proszę... nawet mi się zrymowało) nadeszło totalne zaskoczenie. Patrzę przez okno i oczom moim nie wierzę. Po śniegu nie ma już ani śladu (no, może poza resztkami czarnego lodu walającego się przy chodnikach), wyłoniła się soczyście zielona trawa a na niebie świeci słońce. Taki widok zazwyczaj pojawia się dopiero pod koniec marca, a mamy dopiero połowę stycznia. Lubię zimę, mamy zamiar wybrać się niedlugo na narty na klika dni, ale taki widok jaki mam w tej chwili za oknem niezwykle mnie cieszy :) Podobno jeszcze jakiś czas taka pogoda ma sie utrzymać, a później szykuje się powrót zimy. No cóż, pożyjemy zobaczymy. Przeraża mnie tylko jedno.... jak po tej zimie będą wyglądały drogi? Odkąd wróciłam do pracy po urlopie, moja jazda samochodem na drugi koniec miasta bardziej przypomina slalom gigant i polega na tym, że zamiast patrzeć na inne samochody albo uważać na to czy jakiś genialny pieszy uważający się za świętą krowę nie wlezie mi nagle pod koła (bo i to czasem się zdarza i mam wtedy ochote wysiąść i nakopać takiej osobie), zamiast tego wszystkiego jadę jak ten ślepy kret z twarzą prawie na przedniej szybie i wypatruję którą dziurę muszę ominąć, a w która ewentualnie mogę wjechać. Zazwyczaj jest tak, że omijając jedną dziurę wpadam w dwie kolejne przyprawiając samą siebie o palpitację serca i stan przed zawałowy, a już nawet nie chcę myśleć co czuje moje biedne autko. Czasem myślę sobie, że moje Miasto wyglądało 100 razy lepiej bezpośrednio po zakończeniu wojny, niż teraz po jednej zimie. A ta zima wcale się jeszcze nie skończyła. Ja naprawdę nie miałabym mic przeciwko temu, żeby cały asfalt (który mam wrażenie występuje już tylko miejscami, a tak to wygląda gorzej niż ser szwajcarski) zebrać jakąś wielką asfaltożerną maszyną i żeby została tylko piękna, równiutka granitowa kostka, pamiętająca jeszcze czasy przedwojenne, która kryje się pod większością ulic mojego Miasta. Jak to możliwe, że coś, co zostało zbudowane ponad 100 lat temu zachowało się w stanie prawie nienaruszonym, a obecne drogi budowane według najnowszych super hiper technologii sypią się po pierwszej lepszej zimie?
Wczorajszy ponury dzień skłonił mnie do zmian, które probowałam wcielić tutaj na blogu. Szukałam jakiegoś fajnego szablonu, ale niestety pod tym względem Onet jest cholernie ubogi. Ok, jest troche tych szablonów, ale mi sie nic nie podoba :P Najpierw wrzuciłam jeden, zrobiłam w nim tysiąc zmian tylko po to, żeby po 5 minutach stwierdzić, że jest do niczego. Kolejny był w miarę w porzadku, ale nie mogłam zmienić głównego zdjęcia, więc też został odrzucony. Przy kolejnym wszystko tak mi się poprzestawiało, że mimo moich usilnych starań wyglądał jakby balował cały weekend i byl jakiś taki... krzywy :) Tak więc wróciłam na stare śmieci, choć tutaj też trochę pomieszałam z kolorami, bo stwierdziłam, że mi za ciemno :P Zobaczymy jak długo ten stan się utrzyma :)
Najbliższy weekend spędzę na zajęciach, więc B. będzie miał spokojną głowę i będzie mógł bez przeszkód chłonąć wiedzę - za tydzien ma 4 kolokwia i egzamin w jeden weekend, więc ma biedactwo co robić, a ja wolę nie wchodzić mu w drogę. Co byłam w stanie zrobić to mu pomogłam, a teraz musi dziobać, żeby mieć sesję do przodu. Zdolne to moje stworzonko, więc na pewno da sobie radę, choć trzymać kciuków nie zaszkodzi ;) Ja to sobie myślę, że ta moja podyplomówka w porownaniu z normalnymi studiami to jakieś przedszkole jest. Poszczególne przedmioty zaliczamy na podstawie a) obecności, b) aktywności na zajęciach, c) zadań domowych. Z niektórych zajęć jestem zwolniona z racji tego, że miałam je na wcześniejszych studiach, a w czerwcu tylko egzamin i adios muchachos. Nie żebym narzekała, ale dziwne to takie, przyzwyczaiłam się do innego trybu. Jeszcze 8 zjazdów przede mną, do początku czerwca jakoś przetrzymam :)
A tak w ogóle chciałabym się pochwalić wszem i wobec, że Nabi nominowała mój blog do Kreativ Blogger! Czuję się zaszczycona :) Niebawem odezwę się w tejże sprawie.

wtorek, 4 stycznia 2011

Welcome to 2011

Jak wszyscy wkoło powtarzają - "Święta, Święta i po Świętach" i po Sylwestrze, Nowym Roku itd... Kfiatushek i B. nawypoczywali się w tym czasie ile tylko się dało, choć nie był to tylko wypoczynek bierny. No ale od początku…
Wiadomo jak to przed świętami, roboty było masę. Ale ponieważ ja to bardzo lubię, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Święta minęły naprawdę bardzo spokojnie, bez dzikich tłumów przewijających się przez nasz dom. Z jednej strony to dobrze, bo mieliśmy spokój, a z drugiej strony szkoda, bo takie zamieszanie też lubię. Wigilia u babci, pierwszy dzień Świąt trochę sami w domu, trochę z moimi rodzicami i moją chrześnicą (którą po prostu uwielbiam!), drugi dzień Świąt u teściowej i jakoś zleciało. A po świętach aż do samego sylwestra szusowaliśmy na nartach, spalając zjedzone kalorie  Na Sylwestra do samego końca nie mieliśmy żadnych planów, ale jak to zwykle bywa pomysł pojawił się w ostatniej chwili (dosłownie, bo 31.12 ok 15:00 ) i wylądowaliśmy na domówce u naszych znajomych. No i było naprawdę bardzo fajnie   A teraz czas powrócić do rzeczywistości, choć ja to jeszcze tak nie do końca, bo mam jeszcze kilka dni urlopu, ale biedny B. musi już siedzieć w pracy.
Co do minionego roku 2010… na wielu blogach spotkałam się z podsumowaniami tego co udało się zrealizować, a czego nie. Ja chyba takiego podsumowania robić nie będę. Rok 2010 nie należał do szczególnie przełomowych w moim życiu. Jak zawsze wydarzyło się sporo radosnych rzeczy, jak i bardzo smutnych. Ale ponieważ postanowiłam nie rozpamiętywać przeszłości, nie będę wracać do pewnych rzeczy, chyba że w celu wyciągnięcia wniosków na przyszłość. W 2011 roku mam zamiar za wszelką cenę unikać konfliktów, które przez mój niewyparzony język potrafią przysporzyć mi kłopotów, oraz będę się cieszyć tym, co już mam    a przecież jest tego naprawdę całkiem sporo. Co do marzeń, to chciałabym, żeby spełniły się choć 2 z długiej listy, którą mam w swojej główce, a wydaje mi się, że akurat te 2 marzenia są całkiem realne do spełnienia 
No i bardzo serdecznie chciałabym podziękować Wam kochane moje za życzenia świąteczne i noworoczne    Oby wszystkie się spełniły, bo wiem, że zostały napisane ze szczerych serduszek