środa, 30 października 2013

Nowa rzeczywistość we troje :)

Ja tak na szybko, żeby nie było, że o Was zapomniałam, co to to nie :)
Witam w naszym nowym świecie :) Długo się nie odzywałam, ale jakoś tak się nie składało. Mężu był na urlopie przez ostatnie dwa tygodnie i cieszyliśmy się naszą małą rodzinką.
Mały Miś rośnie jak na drożdżach, jest bardzo grzeczny i kochany. Każdego dnia uczymy się siebie i całkiem fajnie nam to wychodzi. Synuś ładnie je, dużo śpi, ale ma też dni, kiedy bardzo długo jest "na chodzie" i trzeba mu się poświęcić całkowicie. Ale mnie to cieszy. Nie ma nic piękniejszego niż małe cieplutkie ciałko wtulone w człowieka i tak ufnie patrzące swoimi niebieskimi oczkami. Nie ma nic piękniejszego niż bycie rodzicami. Mężu, podobnie jak ja, zwariował na punkcie Małego, kiedy tylko wraca z pracy od razu "rzuca się" na Niego i nadrabiają stracone godziny, kiedy nie było go w domu. Bardzo się cieszę, że też odnalazł się w roli Tatusia :)
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za trzymanie kciuków (przydały się :) ) i za gratulacje. Dzięki Waszym pozytywnym fluidom poród poszedł gładko i sprawnie. Całość (licząc od pierwszego skurczu do płaczu Naszego Synka) trwała 9 godzin i 10 minut, więc poszło naprawdę sprawnie. Jak było? Do przeżycia :) Wczasy all inclusive to to nie były, ale nie było też jakoś strasznie ciężko. I mimo, że brzmi to jak oklepany banał, to święta prawda, że kiedy zobaczy się swoje dziecko cały ból mija i zapomina się o nim, naprawdę :) Mężu był przy porodzie spisał się na medal i jestem niesamowicie wdzięczna za jego obecność przy mnie, bo to naprawdę dużo daje.
Przepraszam za taką notkę bez ładu i składu, ale chciałam napisać choć krótko jak było i jak nam jest w nowej rzeczywistości. Postaram się na dniach napisać więcej i bardziej sensownie :)

I w miarę możliwości spróbuję nadrobić zaległości na Waszych blogach :)))

sobota, 19 października 2013

Nasz mały wielki Skarb :***** :)))

Jesteśmy już w trójkę :)
Nasz Mały Miś przyszedł na świat 14.10.2013 roku o godzinie 13:25 :) Jest śliczny, zdrowiutki i kochany :)))

Całą trójką cieszyny się sobą i nową rzeczywistością :)

Niedługo napiszę więcej :)

JESTEŚMY STRASZNIE SZCZĘŚLIWI!!!! :))))

poniedziałek, 14 października 2013

Wybiła godzina "zero"?

No moje drogie... chyba czas się zbierać. Wzięłam szybki prysznic, sprawdziłam po raz kolejny torbę, regularne skurcze co  minut - jedziemy do szpitala. Trzymajcie kciuki. Dam znać jak tam sytuacja na froncie :) Ale emocje!!! :)))

czwartek, 10 października 2013

Liebster blog

Dostałam nominację do zabawy od Kolczastej. Co prawda udział już kiedyś w tym brałam, ale że pytania padły fajne i niebanalne, to się skuszę :)

1.  Listy czy maile?
Maile są wygodniejsze i najbardziej powszechne w tych czasach, ale jestem zdecydowanie zwolenniczką listów. Mam jeszcze całe pudełko starych listów, które pisałam ze znajomymi :)

  2. Smartfon czy zwykły telefon?
Zwykły telefon. Zdecydowanie. Mam teraz smartfona i czasem mam ochotę wywalić go przez okno. Moim najlepszym telefonem była Nokia 6700 classic i często mam ochotę do niej wrócić. Na wszelki wypadek leży w pudełku w szufladzie :P

  3. Masz dobrą pamięć ? (a może zapisujesz wszystko w kalendarzu?)
Oj pamięć to ja mam dobrą, ale kalendarz też mam. I co najśmieszniejsze, lepiej pamiętam o sprawach do załatwienia, kiedy je sobie w nim zapiszę i nie muszę już do niego zaglądać :) Ot takie dziwactwo :)

  4. Co najbardziej lubisz w jesieni?
Kolory, spacery wśród suchych liści i kasztany :)

5. Wolisz zwiedzanie z przewodnikiem ( grupą zorganizowaną) czy indywidualnie?
Wolę indywidualne, choć przy takim z przewodnikiem można się o wiele więcej dowiedzieć.

  6. Twoja najdalsza podróż była do...
Podróż poślubna na Teneryfę :)

  7. Z jakiego powodu zaczęłaś pisać bloga? 
Hmm... zawsze miałam na to ochotę bez konkretnego powodu :)

  8.  Lubisz czekoladę?
Oj tak, chyba aż za bardzo :P

  9. Co najbardziej utkwiło Ci w głowie z czasów szkolnych?
Pierwsze szkolne "miłości" :P i wycieczki :D 

  10. Masz zdolności manualne?
Manualnych to nie nie bardzo, ale bardzo lubię rysować (ołówkiem) i podobno nawet mi to wychodzi :)

Moje pytania to:
1. Idealne śniadanie to...
2. O jakie 3 rzeczy poprosiłabyś złotą rybkę?
3. Co zrobiłabyś z dużą wygraną w lotto?
4. Kto był Twoją pierwszą "miłością"?
5. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś w życiu... (przynajmniej do tej pory :P)
6. Co najbardziej lubisz robić jesienią?
7. Gdybym miała być zwierzęciem, byłabym...
8. Centrum miasta, przedmieścia czy wieś? Gdzie zamieszkałabyś najchętniej?
9. Ulubiony smak z dzieciństwa?
10. Motto, którym kierujesz się w życiu...

Nie nominuję nikogo. Jeśli ktoś ma ochotę się pobawić niech odpowie w komentarzu pod postem albo u siebie na blogu :) Chętnie poznam Wasze odpowiedzi :)

wtorek, 8 października 2013

Bo ciąża to nie choroba

Nie nie, jeszcze nie rodzę, objawów, że miałoby to być lada chwila też brak. Synuś co prawda coś kombinuje i właśnie wszedł mi nóżkami pod żebra, a główką wpycha się coraz niżej, więc jak by nie patrzeć szuka już drogi wyjścia :)
Pod wczorajszym postem A. napisała mi mniej więcej tak, że jestem jedyną, która nie jęczy, że chciałaby, żeby już było po wszystkim. No i tak mnie natchnęło na kolejnego posta :P (swoją drogą w tym roku naprawdę biję rekordy w pisaniu :P)
Od samego początku ciąży, a w zasadzie na długo przed ciążą, wychodziłam z założenia, że ten stan to nie choroba i o ile nie ma żadnego zagrożenia czy niebezpieczeństwa dla Maluszka, nie ma co świrować, tylko żyć normalnie, oczywiście w granicach rozsądku. Bo jak w każdej dziedzinie życia trzeba znać umiar i nie przeginać w żadną stronę. Jasne, że niektóre dziewczyny muszą na siebie szczególnie uważać, ba! leżeć przez kilka miesięcy (jak moja kuzynka całkiem niedawno) albo nawet przez całą ciążę i jest to absolutnie zrozumiałe i wręcz konieczne. Ja sama przez cały czas miałam tą komfortową sytuację, że książkowy przebieg ciąży pozwolił mi na całkowicie normalne funkcjonowanie przez cały ten czas i jestem za to bardzo wdzięczna swojemu organizmowi, bo akurat mamy taki czas w życiu, że fakt bycia "na chodzie" bardzo nam pomógł patrząc przez pryzmat wielu ważnych spraw, które musieliśmy przez te miesiące załatwić. Przez całe 9 miesięcy "biegałam" za różnymi sprawami, jeździliśmy po hurtowniach, sklepach, załatwiałam milion spraw na raz, szczególnie odkąd byłam na L4 itd. Wiadomo, uważałam na siebie i Synka, wiedziałam kiedy zwolnić tempo i odpocząć (choć zazwyczaj krótko :P) i generalnie nie domagałam się jakichś szczególnych względów z uwagi na swój stan, bo przecież ciąża to nie choroba. Wiadomo, pewnych podstawowych czynności nie jestem chwilowo w stanie wykonać, na przykład założyć skarpetek :P dlatego pomoc innych osób jest nieoceniona. Mężu, moi rodzice i teściowa do tej pory szaleją i próbują mnie wyręczać w czym tylko im pozwolę - a łatwo nie mają, bo ja się nie daję :P - ale przyznaję, że to bardzo miłe i jestem im wszystkim za to bardzo wdzięczna. Może nie jestem obiektywna, może czegoś nie rozumiem, ale naprawdę nie wiem jak niektóre dziewczyny w czasie ciąży (zaznaczam, że przy całkowicie prawidłowym jej przebiegu) robią z siebie ofiary losu i robią wszystko, żeby tylko być w centrum zainteresowania. Żona mojego kuzyna była w ciąży 4 lata temu. Wszystko przebiegało super, nic jej nie dolegało i urodziła zdrową, ponad 4kg dziewczynkę. Jednak w sumie odkąd tylko dowiedziała się o ciąży, stała się tak upierdliwa, że ciężko było z nią wytrzymać dłużej niż 5 minut. Stękała, jęczała, marudziła jak to jej strasznie ciężko fizycznie (już od 8. tc), jej mąż musiał ją wyręczać dosłownie we wszystkim, dobrze, że tyłka nie kazała sobie podcierać (choć gdyby jej ktoś podsunął taki pomysł to kto wie :P). Musiała być zawsze w centrum uwagi, bo tu jej coś strzyknęło, tu ją swędzi, tego jeść czy pić nie będzie, bo nie lubi, tego nie, tamtego nie i generalnie najlepiej jakby wszyscy nosili ją na rękach. Do tego opowieści o tym jak to ona jest wrażliwa na ból, jak ona ten okropny poród zniesie, przecież to ją będzie bolało... Masakra po prostu. Niestety, poród to nie wizyta w wesołym miasteczku, wiadomo, że nie będzie swędzieć tylko bolec jak jasna cholera, ale jakoś dać radę trzeba. Nie wiem, może jestem wredna, może się czepiam, ale strasznie mnie coś takiego wkurza. A was?

poniedziałek, 7 października 2013

to TEN tydzień... :)))

... przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce nic na to nie wskazuje :) Mój mały-duży brzuszkowy lokator grzecznie siedzi i widać, że dobrze mu u mamusi :) Żadnych skurczy, żadnych wypadających czopów, kompletnie ŻADNYCH objawów - jednym słowem cisza na froncie :) Zobaczymy jak długo ;) Moi rodzice już się śmieją, że będę chodzić w ciąży jak słonica - 21 miesięcy :P A ja czuję się cudownie, tryskam energią i w ogóle nie czuję się jakbym już lada chwila miała rodzić :) W ogóle ta moja ciąża jest cudowna. Przez cały czas Synuś pięknie się rozwija, czuję się świetnie, mam książkowe wyniki, a hormony sprawiły mi naprawdę miłą niespodziankę. Zawsze myślałam, że w ciąży będę wyglądać jak hipopotam i że będę ogromna. A tu nic z tych rzeczy. Mimo, że przytyłam 14kg, to praktycznie wszystko poszło mi w brzuch i w biust. Bosko :D Brzuch poszedł mi całkowicie do przodu, w boczki nie poszło kompletnie nic, nadal mam fajne wcięcie w talii i ani nawet pół rozstępu. Ekstra! :) Nie wiem czy ma to cokolwiek wspólnego z faktem, że smarowałam się balsamem antyrozstępowym od samego początku ciąży. Raczej wątpię, bo to jest bardziej uzależnione od predyspozycji i elastyczności skóry, ale mi tam wszystko jedno - ważne, że brzuszek wygląda pięknie :) Dodatkowo moja cera z dość tłustej zrobiła się całkowicie normalna i gładka jak pupcia niemowlaczka :) Serio... Wcześniej mimo tego, że używałam lekkich podkładów, musiałam ją matowić po kilka razy dziennie, a teraz rano nakładam cienką warstwę kremu BB i do wieczora mam spokój i idealnie matową twarz. Do tego włosy zrobiły się piękne, gęste i lśniące. Ach... kochane hormony ciążowe ;) Zdaję sobie sprawę z tego, że po porodzie to wszystko może wrócić do stanu wyjściowego (choć mojej kuzynce, która jest już pół roku po porodzie te pozytywne zmiany już zostały) i trochę mi smutno z tego powodu, ale co tam... Będę miała przy sobie moich dwóch najukochańszych mężczyzn i to jest najwspanialsza perspektywa :))))) Cudownie :)
A w ogóle ostatnio stwierdziłam, że Młoda (siostra Męża) zrobiła się naprawdę fajna. Znam ją już kupę lat i przeszliśmy z nią wiele etapów - od dziewczynki z podstawówki (kiedy ją poznałam bliżej) zazdrosnej o dziewczynę swojego starszego brata (dopiero niedawno się do tego przyznała :P), przez zbuntowaną gimnazjalistkę, zakochanego podlotka, do fajnej tegorocznej maturzystki. Wraz z początkiem tego roku szkolnego zaczęłyśmy powtórki do matury z angielskiego. Młoda często przychodzi do nas, czy to do mnie na angielski, czy tak po prostu na ploty, dzwoni ot tak sobie, żeby pogadać o niczym... Mam wrażenie, że stałyśmy się dla siebie siostrami, których obie nigdy nie miałyśmy. Fajnie się dogadujemy, a fakt, że dzieli nas całe 10 lat w ogóle nie ma tutaj znaczenia. Wyrobiła nam się dziewczyna i bardzo nas to cieszy. Ostatnio nawet Mężu stwierdził, że fajna ta jego siostra i że w końcu można z nią pogadać o wszystkim. I bardzo dobrze, oby tak już zostało :))

Nadal trzymajcie za nas kciuki i czekajcie na wieści :))) Choć to pewnie jeszcze troszkę potrwa... a może nie? ;)

piątek, 4 października 2013

Ach, rodzinka ;)

Każdy ma w rodzinie bardziej lub mniej osobliwe przypadki, prawda? My ostatnio mieliśmy okazję zetknąć się z dwoma takimi, w dodatku w jednym pomieszczeniu :P
W niedzielę byliśmy na urodzinach chrześniaka mojego Męża - jest nim synek jego kuzynki. Kacper kończył 3 latka i z tej okazji jego rodzice urządzili rodzinną imprezę, normalne. Naszą uwagę przykuło jednak dwoje gości, no ok, w zasadzie troje, ale dwoje to małżeństwo, które policzymy jako jeden :) Jest to kuzynka mojego Męża ze swoim mężem, nazwijmy ich małżeństwem X. Wśród gości była także siostra taty Kacpra, która wyszła za mąż wiosną tego roku i przez część imprezy toczyło się wspominanie ich wesela. Jako że małżeństwo X nie widziało się z nimi od tamtego czasu, a na weselu nie byli, zapytało o zdjęcia. Tata Kacpra, jako brat panny młodej wyjął więc płytę i na wyraźne życzenie małżeństwa X włączył zdjęcia. Były naprawdę piękne, pomysłowe i niebanalne i wszystkim bardzo się podobały, jednak małżeństwo X wykazywało zainteresowanie zdjęciami może przez 5 minut. Po tym czasie z niesmakiem wyjęli swojego laptopa, stwierdzając, że młodzi mieli beznadziejnego fotografa (tutaj zaliczyłam opad szczęki, bo jak można tak komuś pojechać prosto z mostu) i zaczęli pokazywać zdjęcia swojej 2-letniej córki, której zrobili "profesjonalną" sesję zdjęciową i zachwycali się każdym zdjęciem. Goście byli wyraźnie zakłopotani, a młodym widać, że było przykro. Później kiedy rozmowa zeszła na temat Kacpra, na to jak urósł, jak te jego 3 lata życia szybko minęły itp., małżeństwo X nie chcąc pozostać w tyle zaczęli reklamować swoją córkę, jaka to ona zdolna, utalentowana, najlepsza we wszystkim, że w przedszkolu bije wszystkie inne dzieci na głowę pod każdym względem, a w ogóle to posiada umiejętności, których nie ma żaden inny dwulatek, a Kacper to przy niej w ogóle "opóźniony" jest... No po prostu nóż się w kieszeni otwierał. Nikt im na to nie odpowiadał, żeby nie robić zadymy i ja sama dziwię się, że utrzymałam język za zębami. Naprawdę nie rozumiem jak można być tak bezczelnym i zapatrzonym w siebie i w swoje dziecko. Ja rozumiem, że dla wszystkich rodziców ich dziecko jest najpiękniejsze, najmądrzejsze itp, i nie istnieje wtedy coś takiego jak obiektywizm, ale kurde... bez przesady. We wszystkim trzeba zachować jakiś zdrowy umiar. Nie można popadać ze skrajności w skrajność! Nigdy nie rozumiałam tego typu zachowań u ludzi. Ok, masz swoje zdanie - możesz je wyrazić, ale jakaś kultura przecież obowiązuje. Nie można się przecież tak zachowywać i celowo robić komuś przykrość chyba tylko dla własnej satysfakcji. Masakra...
Drugim przypadkiem była babcia taty Kacpra. Dobiega ona 90tki (jeśli się nie mylę brakuje jej 1,5 roku do tego wieku) i jest totalnym zaprzeczeniem hasła "starzeć się z godnością" :) Jestem zwolenniczką tego, że dbać o siebie trzeba w każdym wieku i to nie ulega wątpliwości. Jednak trzeba to jakoś wypośrodkować. Żeby łatwiej było zrozumieć o co chodzi powiem po prostu jak wystąpiła prababcia Kacpra :) Włosy - świeżo farbowana rudość i trwała, czarna bluzka ze srebrnymi cekinami, dżinsy z cyrkoniami (i jeszcze jakimiś ozdobami, ale nie widziałam dokładnie, a nie chciałam się bezczelnie gapić :P), do tego czerwone szpilki i dość mocny niebieski makijaż. Fakt, że kobitka nie wygląda na swoje lata i podejrzewam, że na tyle się też nie czuje, ale wyglądało to dość dziwacznie. Babeczka jest w pełni na chodzie, jest w miarę zdrowa, świetnie sama sobie ze wszystkim radzi, ale sprawia wrażenie, jakby chciała odmłodzić się na siłę. A to przecież nie o to chodzi. Nie twierdzę, że ma się zawijać w chustki, nosić ciepłe filcowe bambosze, grube swetry itp, ale kurcze... styl 20-sto latki też jakoś jej nie pasuje :) No ale cóż... jak ktoś tak lubi, to czemu nie :)

My tymczasem zaczynamy 40. tydzień ciąży i jesteśmy tykającą bombą zegarową. Samopoczucie super, nic mnie nie boli, żadnych skurczybyków i wygląda na to, że Malutki jeszcze trochę w środku posiedzi :)
Miłego weekendu :)