środa, 16 września 2015

Odliczam


Jeszcze 2 dni J W poprzedniej pracy po początkowej euforii z nadchodzącej zmiany pracy, im bliżej było końca, tym bardziej było mi żal tamtego miejsca, bo jednak spędziłam tam kupę czasu. Tutaj jest zupełnie odwrotnie. Im bliżej końca, tym bardziej nie mogę się go doczekać. Wiadomo, będzie mi szkoda kilku osób, ale mieszkamy dość blisko siebie, więc myślę, że kontakt się nie urwie J Ale i tak nie mogę się doczekać. W poniedziałek byłam chwilkę w moim przyszłym miejscu pracy, bo musiałam załatwić pewne formalności i widziałam gdzie będę siedzieć J Nooo powiem Wam, że robi wrażenie J Ale więcej szczegółów napiszę Wam jak już sobie wszystko obejrzę z bliska i jako tako się zadomowię J Czeka mnie jeszcze pożegnanie tutaj, więc w domu trzeba jeszcze jakieś ciasta machnąć.

Poza tym u nas jakoś leci. Za niecały miesiąc Junior kończy dwa latka, więc trzeba pomyśleć o imprezie z tej okazji. Coraz bardziej synek nam się rozgaduje, wymyśla coraz bardziej kreatywne zabawy i praktycznie każdego dnia zaskakuje nas czymś nowym. Fajnie J Mężu niedługo ma tygodniowy wyjazd służbowy, więc będziemy gospodarzyć sami.

A tak w ogóle to zapomniałam Wam opowiedzieć o tym weselu na którym świadkowałam. A jak zapomniałam to znaczy, że co? Że dupy nie urywało. No wesele było, świadkowało się, ale jakoś tak drętwo było. Junior na szczęście nam się po drodze wyspał, bo gdyby jeszcze On wariował z niewyspania, to chyba zapakowałabym się do auta i zwiała do domu, serio. Przyjechaliśmy do Młodej (mojej kuzynki), ubieranie jej w suknię ślubną było tak nerwowe, ze nikomu nic nie wychodziło. No ale tutaj akurat się nie dziwię, bo przed wszystkim stres jednak jakiś zawsze jest. Później błogosławieństwo kompletnie bez ładu i składu. W kościele przyznaję było pięknie, a Młodzi wzruszyli się podczas przysięgi. I w sumie ceremonia w kościele była chyba najbardziej udanym elementem całej imprezy. Mimo, że ślub był na 15:00, a sala była dość blisko, pierwszy taniec był dopiero prawie o 19:00. Goście zniecierpliwieni, nikt nie wiedział co ma robić, bo to ani tańczyć bez muzyki, ani siedzeć przy stolikach. Nuda jednym słowem. Jedzenia na stolikach nie było, trzeba było chodzić do osobnego kącika, ale tam jedzenia też praktycznie nie było. Także rano wszyscy stwierdzili, że są głodni. U nas też był taki kącik, ale zdawało to egzamin, bo było na troszkę innej zasadzie. U nas na stołach były sałatki, owoce i zimne zakąski, a w osobnym kąciku były potrawy na ciepło. Oprócz tego 3 dania były podawane bezpośrednio do stolików. A tam wszystko było wyłącznie w tym kąciku, ale ciągle wszystkiego brakowało. Zespół owszem, dawał radę, ale ogólnie panowała atmosfera jakiejś takiej rozpierduchy, jakby ktoś próbował, ale mimo wysiłku nie potrafił spiąć wszystkiego w jedną całość. Pobawiliśmy się do oczepin, a później pod pretekstem Juniora wymknęliśmy się do pokoju i już tam zostaliśmy. Prawie wszyscy ze strony Młodej byli też na naszym weselu i wszyscy co do jednego szeptali nam na ucho, że u nas było o niebo lepiej. Sami tak uważamy, ale nie powiem, miło nam się robiło z każdą kolejną taką opinią J Nawet bardzo miło J Najbardziej jestem ciekawa zdjęć i filmu ze ślubu, bo kamerzysta i fotograf wyczyniali tam cuda i efekt może być fantastyczny J Także czekam z niecierpliwością. Na tą chwilę to było ostatnie wesele przed chyba dłuższą przerwą, bo nic nam nie wiadomo na temat tego, żeby szykowało się jakieś kolejne. No chyba, że ktoś nas zaskoczy J Ale wtedy Junior zostaje z dziadkami, bo chcę się w końcu porządnie pobawić ;)

piątek, 4 września 2015

Klamka zapadła


No to sprawy mają się tak – zdecydowałam się na nową pracę, złożyłam już wypowiedzenie, nową pracę zaczynam w połowie września J I nawet nie wiecie jak mi ulżyło. Niesamowite uczucie. Mam jeszcze kilka dni zaległego urlopu, który zamierzam wykorzystać, więc będę tutaj jeszcze tylko kilka dni. Cudownie J

Biłam się z myślami strasznie, ale wszyscy, którzy znali sytuację tutaj radzili mi, żeby zwijać manatki póki się nie zasiedziałam, bo szkoda mojego czasu, nerwów i ogólnie nie ma sensu tutaj siedzieć. I myślę, że mają rację. Tutaj nic dobrego mnie nie czeka. Pisałam Wam w skrócie jak się sprawy mają, więc przemnóżcie to wszystko x10 i będziecie mieć pełny obraz sytuacji. Szuja, którą tutaj mamy ryje nie tylko w naszym dziale, ale też w innych, podpieprza każdego jak leci – słusznie czy nie słusznie nieważne. Ważne, że debilny szef łyka każde jego słowo i nie przyjmuje do siebie żadnych argumentów. Jedna dziewczyna od nas zwolniła się 3 tygodnie temu, ja jestem kolejna, więc dział zostaje bez dwóch osób, które miały mega duży zakres obowiązków, ale dla naszego szefa to nie jest problem, bo przecież my jesteśmy beznadziejne. I mówiąc dosadnie Ch mu w d J Jeszcze jedna dziewczyna planuje przejście do innego działu (i jest na bardzo dobrej drodze), a wtedy ten dział leży. I dobrze J Może wtedy ktoś coś z tym zrobi, bo to co się tutaj dzieje, to jakaś paranoja. Było jeszcze kilka takich sytuacji (o których niestety nie mogę tutaj napisać), że włos się jeży na głowie i nie mogę zrozumieć jakim cudem nikt nie wycignął konsekwencji w stosunku do tych dwóch typów. Niepojęte to jest dla mnie, ale cóż... Szef zachował się na swoim „poziomie”, kiedy wręczyłam mu wypowiedzenie, ale jego mina była dla mnie bezcenna. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję. Szkoda mi tylko 4 pozostałych osób z naszego działu, bo są naprawdę super i żal mi będzie się z nimi rozstawać, ale myślę, że pozostaniemy w kontakcie J

Tak czy siak mam już tą firmę z bani. Żałuję tylko, że straciłam tutaj 7 miesięcy, ale jak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni i zawsze to jakieś doświadczenie na przyszłość.

Jestem bardzo zadowolona, że podjęłam taką, a nie inną decyzję i jestem zdania, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

Swoją drogą, sposób w jaki znalazłam tą pracę jest dość zagadkowy, bo nigdzie nie było takiego ogłoszenia, a szukałam na wszystkich portalach, jakie tylko przyszły mi do głowy. Wysłałam tam swoje cv na całkiem inne stanowisko, po czym dostałam odpowiedź, że rekrutacja na to stanowisko jest już zakończona, ale tak się składa, że zacznają poszukiwania osoby na inne stanowisko i czy byłabym zainteresowana J Żeby było ciekawiej, wiele lat temu w tej firmie przez ponad 40 lat pracował mój ś.p. Dziadziuś i jestem całkowicie pewna, że maczał w tym swoje palce ;)

wtorek, 1 września 2015

No i mam zagwozdkę...


Dostałam propozycję pracy. Fajne stanowisko z możliwością dalszego rozwoju, kasa ciut lepsza niż obecnie i co?  ...Nie wiem co robić. Mam ochotę spróbować, kusi mnie bardzo, ale się boję. Boję się tego, że znów trafię tak jak tu. Boję się, że po okresie próbnym mi podziękują, a kredyt sam się nie spłaci. Boję się, że trafię z deszczu pod rynnę. A z drugiej strony jeśli zostanę tutaj nic ciekawego mnie nie czeka, a tylko nerwy, nerwy, nerwy... Tyle tylko, że tutaj już tą umowę mam w ręce. Nie wiem co robić. Kusi mnie bardzo, ale się boję... Co robić?