środa, 27 stycznia 2010

Ja chce juz wiosne!!!!!!!

Zima... fakt pieknie jest za oknem, wszedzie bialo, slonce odbija sie w mieniacym sie sniegu, powietrze jest lekko przymglone od mrozu ktory maluje cuda na szybach (-18 to nie byle co - wczoraj rano prawie przymarzlam do kierownicy kiedy jechalam do pracy :P). Ale ja tak chcialabym zrzucic juz kilogramy zimowych ubran, wskoczyc w sukienke i isc na dlugi spacer nad nasze jezioro, sluchac spiewu ptakow i wygrzac sie w sloneczku (ostatnio tak przemarzlam ze juz kilka dni w ogole nie moge sie rozgrzac). A najbardziej marza mi sie wakacje z B. w jakims pieknym, zacisznym i cieplutkim miejscu... z dala od wszystkich problemow, wkurzajacych ludzi, ktorych niestety pelno jest wkolo. Chcialabym sie schowac na 2 tygodnie i porzadnie odpoczac, oderwac sie od szarej codziennosci i spedzic wakacje w raju... Na przyklad tu... :D


Teraz pozostaje tylko wygrac w totolotka, spakowac sie i w droge.
Kto jedzie ze mna? :)))))))))))

piątek, 22 stycznia 2010

Dzien Babci i Dziadka

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna, więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
/ks. Jan Twardowski/

wtorek, 19 stycznia 2010

Bajka o "prawdziwej" przyjazni...

Kilkanascie lat temu byly sobie 2 przyjaciolki Ania i Hania. Swietnie dogadywaly sie ze soba. Poniewaz obie maja braci, byly dla siebie jak siostry o ktorych obie zawsze marzyly. Poznaly sie na podworku kiedy obie mialy zaledwie po kilka lat. Spotykaly sie prawie codziennie, spedzaly czas albo u jednej albo u drugiej, byly nierozlaczne. Mijaly lata a ich przyjazn kwitla. Do czasu.... Hania wyjechala na 2-tygodniowy oboz, a Ania w tym czasie poznala chlopaka. Wlasciwie doroslego mezczyzne. Byl od niej starszy o 10 lat, mial juz dziecko, a ona nie miala jeszcze nawet 18 lat. Zakochala sie w nim bez pamieci, nie widziala swiata poza nim. Hania wrocila z obozu, ale Ani juz dla niej nie bylo. ON nie nalezal do grupy "porzadnych chlopcow". Liczyly sie tylko imprezy, wypady do baru z kolegami jego pokroju i picie do upadlego. W kazdy weekend nie wiedzial na jakim swiecie zyje. Ania nie zwracala uwagi na jego styl zycia. Liczylo sie tylko to, ze starszy facet zwrocil na nia uwage i to jej bardzo imponowalo. Jej rodzice tez nie widzieli w nim niczego zlego i co gorsza pozwolili corce wpakowac sie w chory zwiazek, w ktorym on zdradzal, a ona byla tylko odskocznia od imprez. Mijaly miesiace, Hania starala sie jakos dotrzec do swojej przyjaciolki, ale tak zeby jej nie stracic... nic nie pomagalo. Ania coraz bardziej oddalala sie od Hani, spotykaly sie tylko sporadycznie, az w koncu Ania stwierdzila, ze lepiej bedzie jesli calkiem zerwie kontakty z Hania, bo liczy sie tylko ON. Hania nie miala juz sil walczyc i z ciezkim sercem odpuscila. Nie chciala Ani do niczego zmuszac, to byl jej wybor. Hania zrobila co mogla, ale nic to nie dalo, wiec postanowila pogodzic sie z porazka. Widywala Anie na ulicy, czasem zamienily 2 slowa, ale czesciej padalo tylko suche "czesc". Czasami popisaly cos na gadu-gadu, ale zazwyczaj nie mialy wspolnego tematu. Mijaly dlugie miesiace i lata w ich sytuacji nic sie nie zmienialo. W koncu zdecydowaly sie na szczera rozmowe. Wyjasnily sobie wszystko, zapowiadalo sie ze bedzie ok. Ania wyszla za maz za NIEGO. I znow wszystko zaczelo sie sypac. Ania oddalala sie od Hani. Hania starala sie ja zrozumiec, w koncu miala meza, nowe obowiazki. Czasem sie spotykaly, probowaly odbudowac to co sie zburzylo - jednak to nie mialo sensu. Nie mialy juz wspolnych tematow, wspolnych rozrywek. Zyly w dwoch roznych swiatach i mimo tego, ze kiedys byly dla siebie jak siostry to jednak nic ich juz nie laczylo. Hania ulozyla sobie zycie, spotkala wspanialego chlopaka, z ktorym planuja slub, skonczyla studia, znalazla prace. Ania urodzila dziecko, mieszka z mezem alkoholikiem u swoich rodzicow, zyja z jego niewielkiej pensji (pomniejszonej o alimenty), w 7 osob z niewielkim mieszkanku. Niedawno Ania odezwala sie do Hani. Pytala co u nich slychac. Spotkaly sie, opowiedzialy co slychac (Ania wiecej sluchala niz mowila). Nastepnego dnia Hania uslyszala od Ani, ze sie chwali tym co osiagnela w zyciu - a przeciez Ania sama zapytala co u niej. I znow zamilkla. Hania starala sie jej tlumaczyc ze to nie tak, jednak Ania nie sluchala, na kazdym kroku robila jej wyrzuty. Skonczylo sie tym, ze Ania zarzucila Hani, ze to ona zniszczyla ich przyjazn - wedlug niej przez to, ze kiedy Ania ja odrzucila i nie chciala utrzymywac z nia kontaktow, Hania znalazla milosc swojego zycia. Ze to Hania odrzucila przez to Anie, a nie odwrotnie. Dla Hani to byl cios prosto w serce. Powiedziala Ani co o tym mysli i dlugo cierpiala w milczeniu. Niedawno Ania odezwala sie do Hani, chce zeby odbudowaly to co je kiedys laczylo, zeby bylo tak jak kiedys. Wczesniej probowaly... Ale tym razem Hania sie waha, nie wie czy warto... i czy chce probowac...  To jest przyklad z zycia wziety. Na szczescie nie dotyczy mnie, ale kogos z mojego otoczenia. Co o tym myslcie?

środa, 13 stycznia 2010

Zima zima zima.... i strategia na szefowa

Nie wiem jak sytuacja wyglada u Was, a moje Miasto kompletnie zasypalo. Mamy jakis metr sniegu i wszystko wyglada przecudnie. Byloby calkiem fajnie, gdyby ulice byly odsniezone jak nalezy i gdyby na moim osiedlu dalo sie zaparkowac bez obaw ze sie auto sie zakopie :P Ale coz... nie mozna miec wszystkiego ;) Cale szczescie, ze w razie czego sasiedzi ruszaja na pomoc. Kto by pomyslal :) Slyszalam, ze tak ma byc do konca stycznia i poki co wszystko wskazuje na to, ze rzeczywiscie tak bedzie. Zastanawiam sie tylko co to bedzie jak caly ten snieg zacznie topniec... az strach sie bac...
A w pracy hmm... no coz... zaczyna sie sezon na oceny pracownicze... Jak zwykle managerowie beda nas "zapraszac" na prywatne audiencje. Rok temu bardzo sie denerwowalam swoja ocena. Przede wszystkim dlatego, ze byla to moja pierwsza tego typu rozmowa i nie wiedzialam, jak to bedzie wygladac. Mialam wtedy na pienku z moja bezposrednia szefowa (nazwijmy ja Jedzowata :P) przez jeden blad (ktory byl popelniony nie do konca z mojej winy) i naprawde nie bylam pewna jak taka rozmowa moze sie potoczyc. Wszystkie inne osoby z mojego dzialu mialy rozmowy w pierwotnie wyznaczonym terminie, a tylko moja byla przekladana 5 razy. Oficjalnie z przyczyn niezaleznych od Jedzowatej, ale podejrzewam, ze byla w tym spora doza zlosliwosci, bo za kazdym razem o zmianie dowiadywalam sie max godzine wczesniej. Rozmowa jak sie okazalo sama w sobie nie byla zla. Oczywiscie wszystkie rzeczy ktore robie dobrze od razu byly podpierane tym co robie zle, wiec motywujaco niestety nie bylo. Zaluje tylko, ze nie wykorzystalam swojej szansy na to, zeby powiedziec co mi sie nie podoba w naszych wzajemnych relacjach z Jedzowata. Padlo takie pytanie, ale nie odpowiedzialam na nie, sama nie wiem dlaczego. W tym roku nie odmowie sobie tej przyjemnosci. Juz nawet wiem co powiedziec i w jaki sposob, zeby zostalo to dobrze odczytane, najlepiej na moja korzysc ;) Paradoksalnie zeszloroczna rozmowa dodala mi sil do tego, zeby pracowac w taki sposob, zeby Jedzowata nie miala do czego sie przyczepic w stosunku do mojej osoby i do tego co robie. Poki co taka strategia dziala. Kiedy tylko jest taka mozliwosc staram sie nie wchodzic jej w droge, a jej najwyrazniej to pasuje. Mysle ze w tym roku bedzie mi latwiej podejsc do "oceny pracowniczej". Jesli macie jakies ciekawe pomysly na to jak najlepiej sie zachowac na rozmowie albo jeszcze lepiej jesli wiecie to z wlasnego doswiadczenia, z wielka checia o tym poczytam :)))

czwartek, 7 stycznia 2010

Zew mlodosci ;)

Jako kierowca od kilka lat nie lubie zimy z wielu powodow... odkopywanie auta spod sniegu, poranna walka ze skrobaczka, a pozniej jazda na drugi koniec miasta 40 km/h po lodzie lub kopnym sniegu. Jednym slowem nic przyjemnego. Ale w tym roku jest ze mna jakos inaczej. Kiedy patrze za okno na okolice pokryta gruba warstwa sniegu... mam ochote isc na sanki :) Jak w dziecinstwie. Podejrzewam, ze moje sanki (jeszcze sa gdzies w piwnicy ze zdartymi blaszkami na plozach :P ) rozlecialyby sie pode mna przy pierwszym "hopku", ale co tam, ile byloby zabawy :) Tak mnie ciagnie na ten snieg... :)

wtorek, 5 stycznia 2010

Nowy rok, nowe wyzwania

Kiedy chodziłam do liceum co roku w sylwestra siadałam nad czystą kartką papieru i spisywałam postanowienia noworoczne. Czasem było ich kilka, czasem całe mnóstwo. Co roku przed spisaniem nowych postanowień przeglądałam stare i sprawdzałam, co udało mi się osiągnąć, a co dalej pozostaje w sferze fantazji :) Ale wydaje mi się, że z wiekiem potrzeba robienia takich postanowień drastycznie maleje. Od kilku lat nie zrobiłam ani jednego postanowienia noworocznego. Zamiast tego robię plany długoterminowe. Ale nie w sylwestra, raczej wtedy, kiedy jakiś etap mojego życia się kończy, a następny zaczyna. Wolę postawić sobie w życiu jakiś konkretny cel, do którego będę dążyć mniejszymi lub większymi krokami, zamiast całej listy małych życzeń, które z czasem kompletnie nie mają znaczenia. próbowałam jednego i drugiego i zdecydowanie wolę drugą opcję, bo dzięki temu wiem czego chcę od życia.
Poprzedni rok nie należał ani do szczególnie szczęśliwych, ani szczególnie złych. Było kilka bardzo ciężkich chwil, jak np. śmierć babci, ale też wydarzyło się sporo cudownych chwil, jak kolejne wspaniałe wakacje z B., narodziny Martusi, koniec studiów. Tak więc jest nad czym się zatrzymać, zastanowić, pomyśleć. Często płakałam ze smutku, ale też często z radości. Oby w tym roku łez szczęścia było zdecydowanie więcej niż łez smutku... :)
Po 2-tyg przerwie w pracy dziś musiałam powrócić do rzeczywistości i znów zasiąść przy moim biurku. Caly dzień zajęło mi wyjście na prostą ze sprawami, które uzbierały się przez ten czas, ale miejmy nadzieję, że jutro ju będzie lżej. Tym razem kończę notkę dość szybko, bo po pierwsze glowa mi pęka, a po drugie czeka mnie za chwilę poważna rozmowa. O jej efekcie napiszę jak tylko czas pozwoli :) Trzymajcie kciuki :)))