sobota, 31 sierpnia 2013

O ciążowych stereotypach

Kiedy zaszłam w ciążę, spodziewałam się wielu przypadłości i zmian w swoim zachowaniu, o których tak wiele słyszałam od rodziny czy znajomych. Owszem, część z nich się sprawdziła, jednak dosłownie znikoma ilość z tego co słyszałam. Teraz będąc na finiszu 8. miesiąca, z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że większość tych rzeczy w moim przypadku okazała się całkowicie nietrafiona.
Tak więc najpierw trafione:
- kawa - od samego początku całkowicie mnie od niej odrzuciło i na sam jej zapach miałam odruch wymiotny. Przeżywałam katusze w pracy zanim powiedziałam, że spodziewam się dzidziusia, później jak już ludzie z mojego działu się dowiedzieli, starali się nie zbliżać do mnie z kawą :) Teraz już mi przeszło i od czasu do czasu wypijam słabą kawkę, ot tak, dla smaku :)
- zachcianki - w zasadzie jedynie wędliny mogłyby dla mnie całkowicie nie istnieć. W zamian jem sery różnego rodzaju (oprócz pleśniowych) w ilościach ... dużych i ciągle nie mam dość. I w zależności od sezonu wsuwam owoce - najpierw były banany, później nektarynki, a teraz winogrona. No i oczywiście rybki, chude mięsko i warzywka :)
- senność - mniej więcej do końca 3 miesiąca zasypiałam wszędzie, w każdej pozycji i o każdej porze. Gdybym tylko miała taką możliwość, mogłabym spać całymi dniami. Niestety (albo stety :P), chodziłam jeszcze wtedy do pracy, więc taka opcja nie wchodziła w grę :)
- syndrom wicia gniazdka - podobno to jeden ze znaków nadchodzącego porodu, ale w końcowych tygodniach ciąży to chyba normalne, że trzeba wszystko przygotować, co nie?
- ból pleców - no to chyba normalne, kiedy przez 24 godziny na dobę dźwiga się brzuch wielkości arbuza :P

Jeśli chodzi o przypadłości trafione to by było na tyle. Teraz czas na nietrafione :)
- huśtawki nastrojów - na szczęście mnie to ominęło i Mężu chwali mnie, że jestem taka grzeczna, bo bał się, że jego żonka zmieni się w diablicę :P Na szczęście mu się upiekło :P
- płaczliwość - co to, to nie.Nie wzruszam się na reklamach (jak niektóre moje koleżanki :) ) ani na filmach, nie płaczę z byle powodu - wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że zrobiłam się twarda i dzielna i co najlepsze nie dam sobie w kaszę dmuchać i walczę o swoje (lub nasze) kiedy zachodzi taka potrzeba. w 99% przypadków z powodzeniem :)
- faza na śledziki i ogórki kiszone - o nie, nie, nie. Teściowa ciągle mnie o to męczy i nie może jej się w głowie pomieścić, że nie mam na nie ochoty. No nie mam i tyle, na siłę jeść nie będę, bo ona tak chce :)
- obrzęki - odpukać póki co ominęły mnie całkowicie, nawet podczas tych mega upałów i mam nadzieję, że do końca się nie pojawią
- rozstępy - ... nie chwal dnia przed zachodem słońca, więc ciii.... ;)
- zgaga - miałam ją dosłownie raz i to dość krótko, więc jest dobrze :)
- bezsenność - śpię jak suseł
- brak energii - mam wrażenie, że mam jej w nadmiarze, bo ciągle mnie gdzieś nosi i ciągle jestem w biegu. W sumie to dobrze, bo świetnie się czuję, a ponieważ mamy wiele spraw do ogarnięcia, staram się wykorzystywać to do maksimum, dopóki jestem na chodzie (oczywiście w granicach rozsądku).
- schizy ciążowe - takie wiecie - "a co będzie jeśli...", chociaż tutaj w zasadzie jest tak trochę pół na pół, bo jedna schizę mam - że wody odejdą mi jak pójdę do toalety i tego nie zauważę... Zauważę, prawda? :)))
- sny okołoporodowe - czyli takie, kiedy śnią się różne dziwne sytuacje dotyczące porodu albo dziecka (słyszałam o wielu dziwnych przypadkach :P). U mnie poszło zdecydowanie w innym kierunku... erotycznym :P
- lęk przed porodem - nie boję się nic a nic, wręcz przeciwnie, nie mogę się go doczekać, bo jestem ciekawa jak to będzie wyglądało, no i za cierpliwość i wysiłek otrzymamy najpiękniejszą możliwą nagrodę :)))

Na tą chwilę więcej przykładów nie przychodzi mi do głowy, ale na razie lepiej bierzmy poprawkę na to, co właśnie napisałam. W końcu jeszcze cały 9. miesiąc ciąży przed nami, więc who knows... :)

Miłego weekendu!

piątek, 30 sierpnia 2013

Moja chrześnica

Tak jak pisałam ostatnio, mieliśmy bardzo pracowity weekend. Zresztą, kiedy nie mamy pracowitego i zalatanego dnia traktujemy go jak prawdziwe święto i cieszymy się, że możemy posiedzieć na tyłku :)
Tym razem jednak weekend umilała nam moja chrześnica, lat 4,5. Jej rodzice i dziadkowie szli na wesele, a ponieważ obecność dzieci nie była tam przewidziana, musieli coś zrobić z Małą. Jako że ciocia jest jeszcze w miarę mobilna oraz ma jeszcze siły i chęć spędzić weekend z szaloną prawie-pięciolatką, skorzystali z naszej oferty pomocy i Mała spędziła weekend z nami. Zaliczyliśmy zakupy, bo musieliśmy kupić trochę akcesoriów dla Synka, a Mała dzielnie nam w nich pomagała. Jej mama, ku wielkiej rozpaczy córki, nie chce mieć więcej dzieci, więc moja chrześnica postanowiła swoje niespełnione siostrzane uczucia przelać na naszego Synka i póki co naprawdę fajnie jej to wychodzi. Tuli się do mojego brzucha, gada do niego, opowiada Maluszkowi co będą razem robić jak już się urodzi i generalnie nie może się dziewczyna doczekać swojego ciotecznego braciszka :) Fajnie tak :) A najbardziej chwyciła nas za serce tym, jak w jednym ze sklepów wyciągnęła z plecaczka swój portfelik i kupiła Synkowi zabawkę - kolorowego pluszowego motylka z dzwoneczkiem z brzuszku. Poprosiła Męża o wyliczenie odpowiedniej kwoty i przechowanie zabawki do czasu, aż Bąbelek się urodzi. Nie chciała nawet słuchać naszych zapewnień, że nie musi Mu nic kupować, żeby zatrzymała sobie pieniążki. Nie i koniec, bo ona chce Mu coś kupić :) Zabraliśmy ją za to na wieeeelkie lody do najlepszej lodziarnio-cukierni w Miasteczku. Później musieliśmy jeszcze ogarnąć kilka spraw, w niedzielę do kościoła, obiadek, a pod wieczór Małą odebrali już rodzice. Byli pod wrażeniem czynu swojej córki, a ja cały czas cieszę się, że mam taką fajną chrześnicę :) Jeszcze nie tak dawno była diabełkiem wcielonym, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy naprawdę wydoroślała i robi się z niej naprawdę fajna dziewczyna :) Oby tak jej już zostało :)

piątek, 23 sierpnia 2013

O gniazdkach ;)

Mimo tego, że jest ciepło, mimo, że świeci słońce (choć w tej chwili jednak się schowało), czuć już nadchodzącą jesień. Wieczory są już coraz chłodniejsze i na nasze dłuuugie spacery muszę znowu zabierać ze sobą sweterek - cienki co prawda, ale jednak. Wczoraj byliśmy w naszym Gniazdku Na Przedmieściach - tak je teraz będę nazywać, niby teraz w centrum nie mieszkamy, tylko na jednym z trzech sporych osiedli w Miasteczku, ale nasze nowe gniazdko znajduje się zdecydowanie poza miastem. Coś pomiędzy wsią a przedmieściami. Należy do wioski pod Miasteczkiem, ale do jego granic brakuje jej zaledwie kilkuset metrów. Więc będzie Gniazdko Na Przedmieściach :) Ale wracając do tematu - wczoraj tam byliśmy i w powietrzu było już czuć tą nadchodzącą jesień i jej charakterystyczny zapach. W oddali traktory orały pola, a kiedy wracaliśmy do domu przejeżdżaliśmy wzdłuż pola, na którym odbywała się przedodlotowa narada bocianów. Mnóstwo ich było. Szkoda, że nie miałam aparatu... W każdym razie aż trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno z utęsknieniem czekaliśmy na lato, na ciepło i słońce, a za kilka tygodni będziemy witać jesień. Wyjątkową dla nas w tym roku, na którą wyjątkowo w tym roku czekamy :)
A propos oczekiwań - włączył mi się ostatnio syndrom wicia gniazda. Chodzę po domu, układam rzeczy Małego, przekładam z miejsca na miejsce, odpruwam metki, żeby Go nie drapały, skreślam z listy to, co już mamy i zaznaczam co jeszcze nam potrzeba. Torba do szpitala stoi spakowana, więc jeszcze kilka wypadów na zakupy, kilka tygodni odliczania i mogę rodzić :) A Kruszyna nasza wierci się strasznie w poszukiwaniu wygodnej pozycji (póki jeszcze ma miejsce). Szczególnie kiedy idę spać. A sny to powiem Wam, że mam niesamowite... żywcem wyjęte z dobrego filmu erotycznego :P Masakra, aż sama czasem w szoku jestem, że moja wyobraźnia AŻ TAK pracuje :P

Miłego weekendu i wypocznijcie za nas, bo nasz weekend zapowiada się dość pracowicie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Baby update vol. 8 i o tym jak świętowaliśmy rocznicę

W piątek rano byłam na wizycie u Pana Doktora :) Synek rozwija się prawidłowo, rośnie jak na drożdżach i waży już 1920g. Niestety nie mieści się już w kadrze, więc zdjęć z usg już raczej mieć nie będziemy. No cóż, poczekamy na takie prawdziwe, jak już będzie z nami po tej stronie brzucha. Moje wyniki super, choć troszkę spadła mi hemoglobina, ale lekarz powiedział, że to nic, bo spadek jest niewielki i dał mi żelazo do łykania profilaktycznie. Reszta wyników idealna, aż sama się dziwię :) Czuję się świetnie, choć upały dały mi się trochę we znaki i byłam całkowicie wypluta. Nie miałam nawet siły ruszyć którąkolwiek kończyną. Tak wiem, teraz już tak będzie do końca, ale nawet mnie ta perspektywa nie martwi :) Bo poród coraz bliżej, a co za tym idzie - spotkanie z naszym Syneczkiem :) Nie boję się ani trochę, wręcz przeciwnie - jestem ciekawa jak to będzie.
Wyprawka się kompletuje, mamy już wszystkie ubranka, kocyki, pościel, kilka akcesoriów, w sobotę prawdopodobnie pojedziemy po łóżeczko, na początku września kupimy wózek i będziemy dokupować brakujące pierdółki. I czekać na Synka :)
Jak już pisałam, minął rok od naszego ślubu. Świętowaliśmy w zasadzie cały weekend :) W sobotę była piękna pogoda, więc wybraliśmy się z Mężem na wycieczkę w ramach odskoczni od codzienności. Duuuużo pospacerowaliśmy, napatrzyliśmy się na piękne krajobrazy, duuuuużo rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło przez ostatni rok i o tym co nas niebawem czeka. Naprawdę podobała mi się ta rozmowa, bo oboje wiele się dowiedzieliśmy o naszych odczuciach. Wieczorem ucięliśmy sobie partyjkę w Monopoly, pośmialiśmy się obejrzeliśmy nasze zdjęcia ze ślubu, powspominaliśmy... To był naprawdę fajny dzień. Niedzielę, czyli dzień, w którym mijał równy rok, spędziliśmy z rodzicami. Pojechaliśmy na obiad do restauracji w miejscu, w którym odbywało się nasze wesele (sala weselna przynależy do dużego hotelu i restauracji). Najedliśmy się jak bąki, powspominaliśmy, każdy co chwilę mówił "A pamiętacie jak..." albo "Rok temu o tej porze robiliśmy to i to". Fajnie było :) I nadal nie mogę uwierzyć, że minął już rok. A nawet już więcej niż rok :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Minął okrągły rok...

Dokładnie rok temu o tej porze kroczyliśmy dumni i szczęśliwi główną nawą naszego kościoła, krok w krok za wprowadzającym nas księdzem. Z obu stron spoglądali na nas nasi bliscy i przyjaciele, którzy stawili się w komplecie specjalnie dla nas. Nie pamiętam ich twarzy, pamiętam ich i nasze uśmiechy. I ten błogi spokój i  pewność co do tego, co za chwilę miało nastąpić. Niczego nigdy nie byliśmy tak pewni jak tego, że chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Po wspaniałym i zapadającym w pamięć kazaniu księdza przyszedł czas na przysięgę, którą oboje wypowiedzieliśmy pewnie i spokojnie, wymiana obrączek, a później deszcz ryżu i pieniążków na zewnątrz kościoła. Długi ogonek ludzi chcących złożyć nam życzenia, toast na sali, pierwszy taniec, a później zabawa do białego rana...
Kto by  pomyślał, że od tych wszystkich emocjonujących wydarzeń minął już okrągły rok...? A jak jest teraz? Wspaniale i mam nadzieję, że tak będzie zawsze. Każdego dnia kochamy się bardziej, jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi i ani trochę nie żałujemy decyzji o ślubie. Niby nic się między nami nie zmieniło, a tak naprawdę zmieniło się wszystko. Nasz związek jest mocniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Nie ma już "ja i ty", jesteśmy "my" - mąż i żona, a niedługo prawdziwa rodzina :) Oby tak tak pięknie było już zawsze... :)

„Nowi ludzie... dotąd dwoje, lecz jeszcze nie jedno, odtąd jedno, chociaż nadal dwoje.” 
/ Jan Paweł II /

środa, 14 sierpnia 2013

Wymarzony zawód :)

Co u Was słychać moje drogie? Jak już pisałam ostatnio my zdecydowanie odżyliśmy przy takich niższych temperaturach, choć nie ukrywam, że siły już nie te i coraz częściej wykorzystuję Męża do większości prac domowych, a ja sama wybieram dla siebie te co lżejsze. Choć w sumie nawet nie muszę nawet się prosić, bo Mężu zaskakuje mnie bardzo każąc mi zalegnąć na kanapie i nie schodzić dopóki mi nie "pozwoli", a sam w tym czasie łapie się za odkurzacz, pucuje podłogi. Normalnie żyć nie umierać :))) Co prawda jak już zalegam na tej kanapie, mija dobre pół godziny zanim znajdę sobie wygodną pozycję i sapię jak parowóz kręcąc się w poszukiwaniu odpowiedniego ułożenia. Pomijam już fakt, że takie czynności jak golenie nóg czy pedicure to dla mnie zdecydowanie dyscypliny iście olimpijskie i to na poziomie  mistrzowskim :D A przede mną jeszcze prawie 2 miesiące :DDDD A w piątek rano wizyta u Pana Doktora, więc spodziewajcie się relacji z linii frontu :)
Tymczasem dziś do głowy przyszedł mi inny temat. Taki bardziej "profesjonalny" :P Jakoś tak wzięło mnie na wspominki z moich dziecięcych pomysłów i tego co chciałam robić w życiu ileś tam lat temu.
Otóż... Na pierwszy ogień poszła kariera iście rozwojowa i chciałam sprzedawać w sklepie - najpierw w mięsnym (!!!), bo podobało mi się jak panie przekładały i kroiły to mięsko, zawijały w papier i w ogóle :P, później przerzuciłam się na kiosk ruchu, bo lubiłam zapach nowych gazet ( w domu urządzałam sobie taki kiosk, wyciągając wszystkie książki, gazety i katalogi, które później "sprzedawałam" mamie. Niestety zbankrutowałam, bo ze swoim "miętkim" sercem stwierdziłam, że wszystko jest za darmo :P), a na koniec chciałam sprzedawać w sklepie z ubrankami dziecięcymi, bo to jakoś tak fajnie :)
Z wiekiem oczywiście upodobania mi się zmieniały razem z wymarzonymi zawodami. Tak więc kolejno chciałam być weterynarzem, później panią farmaceutką (ale odstraszyła mnie konieczność intensywnej nauki chemii, w sumie dobrze, bo aptek u nas jest multum, więc i konkurencja spora), później chciałam uczyć w szkole angielskiego (dobrze, że mi przeszło).
Kiedy przyszło co do czego i trzeba było iść na studia, padło na prawo i filologię angielską - filologia jakoś tak odpadła w przedbiegach, bo się rozmyśliłam, a na prawo zabrakło mi 2 punktów, żeby dostać się na dzienne studia, więc padło na kierunek zbliżony, na którym tak naprawdę uczyłam się praktycznie tego samego co na prawie, poza łaciną itp. Tak czy siak przerobiłam przez 5 lat chyba wszystkie gałęzie prawa i bardzo mnie to cieszy, bo wiele się nauczyłam i wiele rzeczy już nie raz przydały mi się w życiu. Później zrobiłam jeszcze podyplomówkę i teraz mam 2 zawody - skrajnie różne :) Na podyplomówce byłam z ludźmi po filologii i stwierdziłam, że dobrze, że nie poszłam na ten kierunek, bo poza doskonałym angielskim i znajomością kultury brytyjskiej i amerykańskiej niewiele więcej wiedzieli. A okazało się, że mój angielski jest na takim samym poziomie co ich, a dodatkowo wiedziałam o czym prowadzący do mnie mówili, podczas gdy tamci robili wielkie oczy jakby ktoś mówił do nich po chińsku. To tak trochę nieskromnie mówiąc :P
A jak jest z tym zawodem teraz? Jeden wykorzystuję nie do pracy, ale w różnych sprawach życia codziennego, gdzie znajomość prawa jest niezbędna, a na drugim co nieco zarabiam, jednocześnie pracując w zupełnie innej branży w duuuuużej korporacji :) Także rozstrzał niesamowity :P Ale cieszę się, że tak właśnie jest, bo bardzo lubię to co robię i na razie zmieniać tego stanu rzeczy nie zamierzam. A co będzie za kilka lat? No cóż czas pokaże. A może uda się stworzyć coś swojego? Któż to wie? :)
A wy kim chciałyście zostać i czy się udało? :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

"Spadkobiercy" Kaui Hart Hemmings

Kilka dni temu skończyłam czytać swój najnowszy książkowy nabytek - "Spadkobierców"  autorstwa


piątek, 9 sierpnia 2013

Wracamy do świata żywych :)))

Tak, tak, tak!!! Jeszcze 2 miesiące temu nie sądziłam, że to napiszę (biorąc pod uwagę, że lało przez ponad miesiąc bez przerwy), ale pada deszcz!!! I jest 18, w porywach do 20 stopni! Jest bosko! Od razu odżyliśmy, jest czym odetchnąć i nie wyglądam przez cały czas jakby ktoś wylał na mnie kubeł wody. Jest rześko, chłodno i baaaaaaaaardzo przyjemnie. Nawet deszcze mi nie przeszkadza. Czadowo!
Syneczek od kilku dni uprawia w moim brzuchu aerobik, jogę albo pływanie artystyczne. Ciężko stwierdzić, ale to może być jedna z tych dyscyplin biorąc pod uwagę stopień falowania mojego brzucha :) Zrobił się bardzo aktywny praktycznie przez cały dzień. Ciekawe czy będzie taki sam po porodzie :) I uwielbia się kąpać. Wystarczy, że odkręcę wodę pod prysznicem i od razu jest szał :) Nie mogę się już doczekać kiedy nasz Króliczek będzie z nami. A do terminu porodu zostały 2 miesiące :)
Następnym razem napiszę Wam troszkę o wrażeniach ze szkoły rodzenia, bo podoba mi się BARDZO!

niedziela, 4 sierpnia 2013

100 faktów o mnie

Do napisania tego posta skłoniła mnie notka Karoliny. Podobno to nie takie trudne i jak się człowiek wciągnie, to idzie całkiem łatwo. To prawda. Kiedy doszłam do setki czułam, że mogłabym pisać jeszcze. Fajnie tak zastanowić się nad tego typu szczegółami :) Jeśli ktoś ma ochotę zrobić to samo, chętnie poczytam :)

1. Mam imię na A. Kiedy byłam mała bardzo go nie lubiłam. Pewnego dnia tak po prostu zmieniłam zdanie i do dziś mi się podoba :)
2. Jestem w 31 tygodniu ciąży i niedługo zostanę mamą :)
3. Jak już pisałam kilka dni temu - nienawidzę upałów.
4. Moja ulubiona pora roku to wiosna :)
5. Lubię i góry, i morze - góry zimą, morze latem.
6. Kiedyś nie lubiłam szpinaku, dziś zajadam go ze smakiem (i próbuję przekonać do niego Męża, bo to przecież samo zdrowie :P)
7. Nie cierpię zup - od czasu do czasu zjem jakiś krem albo gazpacho, ale typowe zupy jem bardzo rzadko
8. Chciałabym być choć po części tak dobrą mamą jak moja własna mama
9. Uwielbiam chodzić w szpilkach, choć na czas ciąży musiałam schować je głęboko do szafy.
10. Kiedy byłam mała chciałam zostać "panią z apteki" albo weterynarzem. W sumie do dziś żałuję, że nie poszłam na farmację, choć z drugiej strony perspektywa kilku lat intensywnej nauki chemii trochę mnie przeraża.
11. Uwielbiam robić komuś makijaż i malować paznokcie. Komuś - bo kiedy maluję siebie szybko tracę cierpliwość
12. Kocham storczyki i mam ich w domu 12 :P ...na razie... ;)
13. Czasem uważam, że mam za miękkie serce, które niektórzy ochoczo wykorzystują
14. Kiedyś byłam bardzo cicha i nieśmiała. Dziś (a już szczególnie odkąd jestem w ciąży) nie boję się powiedzieć co myślę i twardo walczę o swoje. I o dziwo wychodzi mi to na dobre, bo już niejedną osobę usadziłam trafnym komentarzem.
15. Od dziecka marzyłam o psie, ale rodzice nie chcieli się zgodzić na psa w bloku, dlatego zawsze powtarzałam, że pewnego dnia będę miała swój dom z ogródkiem i wtedy kupię sobie psa. I wiecie co? Sprawdza się tu przysłowie "Uważa czego sobie życzysz, bo może się spełnić"... ;) Za kilka miesięcy będę mieć tego psa :) I nie tylko ;)
16. Kocham czytać książki do tego stopnia, że wiele z tych, które mam przeczytałam po kilka razy :)
17. Kiedyś nie lubiłam chodzić w spódnicy. Dziś wręcz przeciwnie :)
18. Wolę mieszane drinki (takie robione na miejscu, a nie gotowe kupne) zamiast czystej wódki. Lubię też piwo bez soku i dobre wino.
19. Uwielbiam wesołe miasteczko :)
20. Bardzo lubię włoską kuchnię i sushi
21. Nie mam konta na facebooku  i ani trochę nie żałuję
22. Swojego Męża znam od dziecka. Przypadkiem spotkaliśmy się po kilku latach "niewidzenia" i od tej pory jesteśmy razem. Już 6,5 roku :)
23. Bardzo dobrze umiem grać na gitarze.
24. W wolnych chwilach lubię usiąść z ołówkiem nad kartką papieru i rysować pozwalając odpłynąć myślom gdzieś daleko.
25. Bardzo lubię serial Kości i Doktor Hart
26. W szkole nie lubiłam w-fu, a dziś bardzo lubię chodzić na fitness :)
27. Lubię wszelkiego rodzaju sałatki
28. Uwielbiam jeździć na nartach.
29. Nie lubię białej czekolady.
30. Bardzo lubię śluby i wesela
31. Nie podobają mi się wnętrza urządzone w klasycznym stylu, wypałnione antykami. Mój styl jest zdecydowanie "ikeowy" :)
32. Lubię gotować i pieć, pod warunkiem, że nikt nie patrzy mi na ręce.
33. Wolę mieć kilkoro sprawdzonych przyjaciół niż tabuny zwykłych znajomych.
34. Mój Mężu jest moim najlepszym przyjacielem.
35. Nie potrafię zaspokoić pragnienia gazowaną wodą mineralną. Chce mi się po niej jeszcze bardziej pić. Działa na mnie tylko niegazowana
36. Przez wiele lat prowadziłam pamiętnik. Teraz piszę go dla Synka. Piórem :)
37. Gdybym miała wybierać między wakacjami za granicą a "polskim" morzem, zdecydowanie stawiam na Bałtyk. Kocham go :)
38. Nie lubię zmywać naczyń i myć kibelka :P
39. Nie przepadam za swoją teściową.
40. Wyznaję zasadę "umiesz liczyć, licz na siebie", bo kilka razy przejechałam się na poleganiu na innych.
41. Lubię śpiewać razem z radiem/CD, pod warunkiem że nikogo nie ma w promieniu kilku kilometrów :P
42. Nie lubię żółtego złota.
43. Lubię bardzo delikatną biżuterię - srebro lub białe złoto. Najlepiej małe kolczyki i delikatny wisiorek na łańcuszku.
44. Byłam bardzo grzecznym dzieckiem i pilną uczennicą ze średnią w okolicach 5.0 :P
45. Brzydzą mnie myszy, szczury, pająki i wszelkiego rodzaju robactwo.
46. W życiu nie pojechałabym pod namiot właśnie ze względu na robactwo.
47. Dopóki nie zaszłam w ciążę myślałam, że nie potrafię spać w dzień. Zmieniłam zdanie :)
48. Uwielbiam grzanki z masłem orzechowym.
49. W ogóle uwielbiam orzechy wszelkiego rodzaju :)
50. Nie potrafiłabym wyjechać na święta np. w góry. Jak dla mnie - święta tylko z rodziną.
51. Najlepiej śpi mi się na brzuchu (choć chwilowo to niemożliwe :P).
52. Dżem jadam tylko z naleśnikami.
53. Nie lubię miodu.
54. Uważam, że jestem dobrym kierowcą. Bardzo lubię prowadzić samochód i nigdy się tego nie bałam. Jeżdżę pewnie i ani Mężu, ani mój tato nigdy nie bali się powierzyć mi swoich samochodów :)
55. Chciałabym kiedyś zobaczyć wschód słońca nad morzem. Nigdy dotąd nie miałam siły wstać tak wcześnie :)
56. Miewam bardzo głupie sny :P
57. Uwielbiam zapach świeżej pościeli.
58. Jako dziecko co roku jeździłam na kolonie i bardzo to lubiłam.
59. Pływałam z delfinami w oceanarium w czasie szkolnej wycieczki do Włoch w liceum (naprawdę!).
60. Lubię swoją pracę i to co w niej robię :)
61.Czasem nie radzę sobie z emocjami i reaguję płaczem.
62. Za bardzo biorę niektóre rzeczy do siebie i niepotrzebnie się przejmuję.
63. Przed ślubem dzięki zdrowej diecie i ćwiczeniom schudłam 10kg osiągając swoją wymarzoną wagę z "5" z przodu. Po Ciąży mam zamiar do niej wrócić :)
64. Lubię chipsy i czasem (ale rzadko) jem jakiś fast food. Widocznie organizm dopomina się trochę chemii :P
65. Kilka lat temu marzyłam o tym, żeby napisać książkę. Na razie nie mam pomysłu, ale kto wie, może kiedyś... ;)
66. Uwielbiam latać samolotem!
67. Chciałabym kiedyś spędzić wakacje w jakimś BARDZO luksusowym miejscu.
68. Uwielbiam wizyty u kosmetyczki i u fryzjera.
69. Nie cierpię jednoczęściowych strojów kąpielowych.
70. Strasznie wkurza mnie, kiedy ludzie używają słowa "bynajmniej" zamiast "przynajmniej" i myślą, że znaczą to samo.
71. Lubię (choć nie wiem, czy można to w ten sposób określić, bo zdecydowanie wolałabym nie musieć tego robić) -chodzić na cmentarz na groby moich bliskich. Dobrze mi się tam rozmyśla.
72. Uwielbiam serial "Przyjaciele".
73. Kiedy trzeba potrafię wiarogodnie kłamać :P
74. Tęsknię za moimi dziadkami...
75. Nie lubię pływać w jeziorze, za to w morzu uwielbiam.
76. Dwa razy byłam na Mazurach, ale jakoś do mnie nie przemawiają. Zdecydowanie wolę morze.
77. Chciałabym przejechać się kiedyś na rollercoasterze z prawdziwego znaczenia.
78. Lubię świeżo wyciskany sok pomarańczowy.
79. Nie przepadam za zakupami odzieżowymi, a mierzenie ubrań jest dla mnie prawdziwą katorgą.
80. Bardzo lubię gotowaną kukurydzę :)
81. Nie nakładam na siebie tony makijażu - na codzień używam lekkiego podkładu (np. BB Garniera), tuszu do rzęs, delikatnego cienia, kredki i błyszczyka. Zrobienie makijażu zajmuje mi jakieś 7-10 minut.
82. Lubię patrzeć przez okno na burzę.
83. Kiedy ktoś rzuca mi złośliwe komentarze zazwyczaj odpłacam mu tym samym - zazwyczaj jeszcze z uśmiechem :P.
84. Uwielbiam elegancką bieliznę. Fajnie jest wiedzieć, że ma się na sobie coś fikuśnego i eleganckiego zarazem :P A i Mężu nie narzeka ;)
85. Lubię zapach powietrza po deszczu.
86. Kiedy byłam mała zazwyczaj trzymałam się z kuzynami - chłopakami. Dziewczyny moim zdaniem były strasznie fałszywe :) Poza tym z chłopakami zawsze było ciekawiej.
87. Jako mała dziewczynka miałam całą kolekcję samochodzików, którymi bardzo chętnie się bawiłam. Lalkami też :)
88. Do dziś mam swoje dwie ukochane lalki :)
89. Od zawsze mam świetny kontakt z moją mamą.
90. Nigdy nie chodziłam do przedszkola.
91. Uczyłam się angielskiego od 9 roku życia. Dziś jestem tłumaczem (między innymi) :)
92. Nie lubię Fanty.
93. Nigdy nie paliłam, ale lubię zapach odpalanego papierosa - ale tylko ten pierwszy dymek. Później już mi ten dym śmierdzi :)
94. Pierwszy raz samodzielnie prowadziłam samochód w wieku 6 lat :D
95. Chciałabym kiedyś poprowadzić TIRa - ale sam ciągnik, bez naczepy.
96. Nie trawię natrętnych ludzi i babek przesiadujących na osiedlowych ławkach i obrabiających wszystkim tyłki.
97. W swoim stylu ubierania się nie kieruję się panującą modą, tylko tym, żeby ubrania mi się podobały i żebym dobrze się w nich czuła.
98. Nie lubię biegać. Wolę inne rodzaje sportu - narty, rower, pływanie i klasyczny aerobik.
99. Nie potrafię odpoczywać w bałaganie. W przeciwieństwie do mojej teściowej :P
100. Uwielbiam zieloną herbatę.