środa, 24 stycznia 2018

Domowa codzienność we dwoje... a właściwie we troje 😜

Zostawiłam Juniora w domu do końca tygodnia. Nie jest chory, ale brało go przeziębienie i wolałam go wyleczyć zanim coś się z tego rozwinie, zwłaszcza, że za tydzień ma imprezę w przedszkolu. Szkoda by było, gdyby go ominęła. I tak dzis siedzimy razem. Malowalismy już farbami, graliśmy w planszowki, zrobiliśmy obrazek z plasteliny i zaczęliśmy gotować obiad. Juniora roznosi energia, ale na szczęście znajduje sobie zajecie i póki co nie było mojego ulubionego "nudzi mi się" 😜
Dostałam od kuzynki przepis na pyszne ciasteczka i jutro będziemy piec 😁 ciekawe jak nam wyjdą.

Wczoraj tak sobie liczyłam i wyszło mi, że przez ostatnie dwa miesiące przeczytałam 11 książek. Nieźle. Ostatnią skończyłam przedwczoraj i czuję się jak narkoman na głodzie, bo chwilowo nie czytam żadnej. Zostały mi dwie nowe książki na półce i dwa e-booki. A później będę musiała brać się za powtórki tego, co czytałam już dawno. No chyba, że w moje łapki wpadnie coś nowego 😜 jakiś czas temu pisałam wam, że bardzo spodobały mi się książki Charlotte Link i zdanie to podtrzymuję. Przeczytałam już prawie wszystkie jej książki, zostały mi tylko dwie (to właśnie te e-booki) i bardzo mi szkoda, że więcej na razie nie ma. Mam nadzieję, że niedługo napisze coś nowego 😜

Dziś udało mi się też wreszcie uporządkować papiery, które czekały na mnie już dość długo. No ok, prawie to zrobiłam, bo część z nich czeka aż Mężu wróci z pracy, bo musi mi powiedzieć co mogę już wyrzucić, a czego bedzie potrzebował. Ale większość już za mną.
Jutro chcę przeglądać ubranka Juniora i wybrać to co będziemy mogli wykorzystać dla Malutkiej. Myślę, że będzie tego całkiem sporo, przynajmniej na początek, bo Junior miał sporo ubranek w neutralnych kolorach, więc na dziewczynkę też będą pasować.
Wybór imienia idzie nam jak krew z nosa. Jak ktoś coś zaproponuje, to ten drugi mówi, że nie bo mu się kojarzy z kimś albo mu się nie podoba i wracamy do punktu wyjścia. Było już kilka opcji, ale przy żadnej z nich nie czułam, że to jest TO imię. Dziś zrobiłam listę imion, których nie braliśmy jeszcze pod uwagę, ale które mi się podobają, może coś wybierzemy. Jakoś nie potrafię ciągle mówić Ona albo Malutka 😁 chcę, żeby miała imię. Z Juniorem było łatwiej, bo imię wybraliśmy jeszcze zanim w ogóle zaszłam w ciążę, więc nie było żadnego problemu. A może wy macie jakieś propozycje? Są tylko dwa warunki - imię ma być zwykle i w miarę krótkie. Ciekawe jakie macie pomysły 😁


piątek, 19 stycznia 2018

Nie porwalo nas i rozwiązanie zagadki 😉

Powiem Wam, że wczorajsza wichura napędziła nam niezłego stracha. Mieszkamy na bardzo otwartej przestrzeni i każdy wiatr jest u nas bardzo odczuwalny, a takie wichury brzmią jak jakiś armageddon. Na zewnątrz huczało, więźba dachowa trzeszczała od naporu wiatru, a ja mało zawału nie dostałam jak tego słuchałam. Mężu rano posprawdzał wszystko, ja też obeszlam cały dom trzy razy, ale całe szczęście jest ok. U sąsiadów widzę siedzą na dachu i coś poprawiają. Nie lubię takiej pogody. Junior wybrał najlepszą strategię i całą akcję przespał. W sumie dobrze, bo to taki panikarz, że głowa mała. Gdyby jeszcze doszło nam jego cudowanie, to byłby bardzo ciężki wieczór 😜 na szczęście jak obudziłam się o 2 w nocy już nie wiało, teraz też spokój, pada za to bardzo mokry śnieg, który pewnie się roztopi i zostanie tylko błoto. Cudownie.

A ja właśnie gotuję ziemniaki. Kuchnia serwuje dzis pierogi ruskie na specjalne zamówienie chłopaków. Odkąd skończył się mój areszt obudził się we mnie instynkt kuchary 😜 właściwie ja zawsze lubiłam gotować, ale jak się wraca z pracy o 16:30, człowiek zmęczony i głodny to zazwyczaj robiłam coś na szybko, a jakieś bardziej konkretne dania zostawiałam na sobotę. Teraz mam czas, więc wyskakuję sobie na zakupy i eksperymentuję 😁 robię potrawy, których nigdy nie robiłam i o dziwo nawet mi wychodzą. Ostatnio pierwszy raz robiłam rolady śląskie. Wyszły niczego sobie. A i Mężu wygląda na zadowolonego 😁 tylko Junior marudzi, bo ciągle coś mu nie pasuje, ale do tego już się przyzwyczaiłam i jednym uchem wpuszczam, a drugim od razu wypuszczam 😜

No, a teraz punkt kulminacyjny programu. Pora uchylić rąbka tajemnicy, bo już wszystko jasne 😉 Jak wiecie byłam w środę u Doktorka. Ostatnio ledwo chodzę, bo bolą mnie pachwiny i okazało się,  poluzowaly mi się jakieś łączenia i chrząstki. Powiedział, że tak jak jest teraz to nic groźnego,  musimy monitorować. No i będzie boleć. I boli.  Na szczęście mamy już z górki. Miałam USG połówkowe, więc wizyta trwała ponad pół godziny. Doktorek pomierzył wszystkie organy, wykluczył wszystkie potencjalne wady, które byłby w stanie wykryć i wszystko jest prawidłowe. Po krwiaku też nie ma śladu, więc odetchnęliśmy z wielką ulgą. I zlecił mi moje ulubione badanie - test obciążenia glukozą. Bleeee... na samą myśl dostaję gęsiej skórki. No i Pędraczek w końcu ujawnił kim jest. Zdania w rodzinie i wśród znajomych były bardzo podzielone. Jedni obstawiali chłopca, inni dziewczynkę. Ja na początku obstawiałam dziewczynkę, później byłam przekonana, że to chłopczyk. I jak myślicie zgadłam? A no nie zgadłam. Tadam tadam... to dziewczynka 😁 przyznaję, zaskoczenie było spore, ale bardzo się cieszę. Z chłopczyka też bym się cieszyła. Najbardziej baliśmy się reakcji Juniora, bo on marzył o bracie, ale o dziwo na wieść o siostrze powiedział tylko "aha" i po sprawie. I też się cieszy. W sklepach wybiera dla niej zabawki, kaszki i generalnie jest zadowolony 😁 ufff. Co do imienia to będzie problem, bo każdy ma inny pomysł, ja osobiście nie mam żadnego, więc trzeba będzie coś wymyślić.

Ok, lecę robić farsz. Miłego weekendu 😁

czwartek, 11 stycznia 2018

Grunt to dobra organizacja

Muszę wam powiedzieć, że strasznie mnie rozleniwiło to moje L4, zwłaszcza na tym etapie leżącym. Wtedy wiadomo musiałam leżeć i pachnieć, bo nie wolno mi było robić nic innego. Siła wyższa. Później były święta, więc też czas maksymalnego rozluźnienia, między świętami a Nowym rokiem, a także w kilka pierwszych dni tego roku mieliśmy trochę do ogarnięcia, więc wypoczywać za bardzo się nie dało. Ale w końcu nadszedł ten tydzień, chłopaki odesłani do pracy i do przedszkola, a ja wreszcie mam upragniony spokój przez kilka godzin. Ale... w poniedziałek nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Nie umiałam zorganizować sobie dnia w taki sposób, żeby go całkowicie nie zmarnować. I tak zaczęłam robić kilka rzeczy, ale niewiele z nich skończyłam, a wieczorem miałam wyrzuty sumienia, że bez sensu przebimbałam tyle godzin. We wtorek musiałam wyskoczyc na chwilę do pracy, żeby wytłumaczyć coś koleżance, która mnie zastępuje, więc ten dzień trochę był już bardziej poukładany, a później przeczytałam wpis Ani z viva la życie i jakby , ktoś zapalił światło. Lista rzeczy do zrobienia na dany dzień. No jasne, dlaczego na to wcześniej nie wpadłam?? W pracy funkcjonuję własne na takiej zasadzie. Mam swój kalendarz, w którym zawsze piszę listę rzeczy do zrobienia w danym dniu i po kolei odhaczam to, co już zrobiłam. I to się zawsze sprawdza, bo nie umykają mi różne drobiazgi. I za rada Ani wczoraj zrobiłam sobie taką listę od razu do piątku. Wczoraj zrobiłam wszystko co zaplanowałam i bardzo dobrze się z tym czułam. Lista rzeczy na dzis już czeka i aż chce mi się zabierać za to co mam zrobić, bo mam niesamowitą satysfakcję z tego kiedy lista zaczyna się kurczyć. Jasne, że mam też czas na zwykle leniuchowanie, przecież muszę korzystać póki mam taką możliwość. Ale teraz mam pewność, że dzięki dobremu planowi wreszcie zrobię np porządek w dokumentach, który odkładam już zdecydowanie za długo. Albo uzupełnię album Juniora. Albo przejrzę jego ubranka, bo znowu wyrósł z mnóstwa rzeczy. I tak dalej... także wracam na swoje tory i bardzo mi z tym dobrze.

A tymczasem dotarliśmy do półmetku ciąży. Jestem teraz w połowie 20 tygodnia i można powiedzieć, że mamy już z górki. Maluch coraz śmielej sobie poczyna w brzuchu, brzuch też rośnie. W sumie myślę, że jak na 5 miesiąc mam ten brzuch całkiem spory. Moja koleżanka jest teraz w 8 miesiącu i ma niewiele większy 😜 nic złego się nie dzieje, dobrze się czuje, choć czasem czuje się strasznie ciężko. Przy myciu zębów wyglądam jak wampir, bo krwawia mi dziąsła, ale jest ok. No i w kościele płaczę na kolędach 😁 w środę wizyta u Doktorka, usg połówkowe i może dowiemy się co tam Pędrak chowa między nóżkami 😜

A jeszcze powiem wam tylko jaj było na kolędzie. Byliśmy w szoku. Z poprzednim księdzem była to wizyta na zasadzie wpaść, odklepać modlitwę, zawinąć kopertę i w długą. Rok temu był u nas dokładnie 4 minuty. Sprawdzałam 😜 Nowy ksiądz przyszedł z uśmiechem na twarzy, na spokojnie, rozmowa na luzie i bardzo sympatyczna, Junior dostał smakołyki, czym ksiądz ostatecznie go kupił. Siedział 15 minut i naprawdę byliśmy mile zaskoczeni, że tak może wyglądać kolęda.
Dobra koniec gadania, czas zebrać się w sobie i realizować listę 😜  miłego dnia.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Bezsenność nie w Seattle

Tak, dopadła mnie małpa. Prawie tydzień mało co śpię w nocy. Cały dzień chodzę zmęczona, a że w dzień w życiu na zasnę, po południu jestem ledwo żywa jak zombie, a jak przychodzi pora spania to koniec. Po spaniu. I nie mogę zasnąć. A jak już zasnę, to budzę się po dwóch, góra trzech godzinach i przewracam się z boku na bok. A później od nowa. Zmęczona już jestem jak nie wiem, ale nie mogę nic na to poradzić. Znacie dobry sposób, żeby spać normalnie?

Kolędę dziś mamy. Ciekawe co to za ksiądz przyjdzie. Ciekawe, bo nowy jest i nie wiemy jak to u niego wygląda. Długo pewnie nie zabawi, bo zaczyna od nas, a ma do zaliczenia sporo  domów. Także zobaczymy. Dobrze, że już dziś przyjdzie, będziemy mieć z głowy.
Powiem Wam, że ostatnie dwa tygodnie mieliśmy na mega obrotach. Ruszyliśmy z kopyta do realizacji planu "kończymy chałupę" i jesteśmy na dobrej drodze. Jeździliśmy po sklepach (ikea rządzi 😁), kupowalismy, skręcalismy, ustawialismy, a później sprzatalismy. Ale efekt jest mega. Mogę śmiało powiedzieć, że efekt przeszedł moje wyobrażenia. W pewnym momencie myślałam, że wyjdzie kaszana i że to nie ten kierunek, który chciałam, ale Mężu się uparł i trzymał się twardo pierwszej wersji i dobrze, bo wyszło super. Góra prawie skończona, zostało założyć listwy i jedne drzwi zrobić, bo muszą być na zamówienie, ale to może w przyszłym miesiącu. No i kilka drobnych rzeczy na zewnątrz jak przyjdzie wiosna. I wreszcie usiądziemy na doopce. Po 3,5 roku mieszkania 😜 także jest dobrze.
Miałam wziąć zaraz psa i iść na dluuugi spacer, ale po pierwsze primo pogoda dzis do bani, a po drugie primo muszę trochę dom ogarnąć na tego księdza, więc spacer taki raczej symboliczny będzie, bo później po Juniora do przedszkola. Także kończę, bo trzeba ruszyć zadek do roboty. Już prawie 10, a ja w lesie. Miłego dnia.

środa, 3 stycznia 2018

I mamy 2018 rok

Powiem Wam, że nie mam pojęcia kiedy tren 2017 rok minął. Wydaje mi się jakby dopiero był tamten Sylwester, a tu minął już kolejny. Jak siedziałam jeszcze w areszcie domowym zanim lekarz pozwolił mi wychodzić z domu zrobiłam sobie w głowie małe podsumowanie tamtego roku i pierwszy raz od dwóch lat bilans wyszedł mi na plus. I to zdecydowanie na plus.
 Po pierwsze dobrze zaaklimatyzowalam się w nowej pracy, jestem tam doceniana, dostałam wreszcie umowę na stałe i jestem naprawdę bardzo zadowolona.
Po drugie Junior zdecydowanie mniej chorował i chyba powoli nabiera odporności. To dobrze, bo wcześniejszy rok minął nam pod znakiem ciągłych chorób.
Po trzecie jakoś tak w miarę spokojnie było pod względem kłótni i z mężem i z rodzicami. Nie mówię, że nie było żadnych spięć, bo były, ale jakieś takie w miarę nieszkodliwe.
Po czwarte roboty przy domu jest coraz mniej. W sumie zostały trzy rzeczy do zrobienia i będzie można wreszcie usiąść na dupce i cieszyć się odpoczynkiem.
Po piąte udało mi się przełamać i wrócić do pisania. Okazało się, że brakowało mi tego bardziej niż podejrzewałam. I cieszę się, że wróciłam.
No i po szóste i najważniejsze czekamy na Pędraczka. Mimo miesiąca strachu i obaw udało się przetrwać i teraz w miarę możliwości na spokojnie czekamy na malucha. Choć jakiś niepokój cały czas bedzie dopóki Pędrak cały i zdrowy nie opuści mojego brzucha.
Z minusów doliczylam się w sumie tylko jednego. Przed ciążą niestety przybyło mi kilka nadprogramowych kg. Nie chodzi o to, że jakos monstrualnie sie zapaslam, ale generalnie nie zakladalam takiego rozwoju wypadków. No cóż po porodzie trzeba będzie ostro wziąć się za sobie i tyle 😜
A jakie plany na 2018?
Właściwie tylko trzy - szczęśliwie urodzić, później schudnąć i skończyć wreszcie chałupę 😉
No i pisać... 🙂
Szczęścia w Nowym Roku wam życzymy!!!