środa, 14 kwietnia 2010

Nie zawsze "mili" goscie

Drugi dzien Swiat Wielkanocnych.
Jak co roku cala rodzina poszlismy rano do kosciola. Bylo ok 10:30... stoje sobie grzecznie na mszy, a tu nagle czuje wibracje w torebce. Domyslilam sie kto moze dzwonic i na sama mysl wyprowadzilo mnie to z rownowagi. Nie moglam sie doczekac konca, zeby sprawdzic czy mialam racje. Kiedy tylko wyszlismy, siegnelam do torebki po telefon. Patrze co sie wyswietla - numer mojego kuzyna. Lubie go, od dziecka dobrze sie dogadywalismy i chyba tak jest w dalszym ciagu, choc jego zona dziala na mnie jak plachta na byka, ale sa momenty kiedy przsadza. Tego swiatecznego dnia po raz kolejny chcieli wprowadzic w zycie "zwyczaj", ktorego nauczyli sie niewiadomo gdzie. Zdarza sie on zawsze w sobote lub w niedziele lub swieta z samego rana - zazwyczaj kolo godziny 9:00-9:30, choc w tym przypadku odezwali sie wyjatkowo pozno. Kiedy ktos odbiera telefon, rozmowa wyglada mniej wiecej tak:
- Czesc
- Czesc
- Jestescie w domu?
- Tak. A co?
- A nic, jestesmy w okolicy, za 5 minut u was bedziemy.
- Aha.
Koniec rozmowy.
Innym razem kiedy smacznie spalam i odebralam podobny telefon padlo jeszcze dodatkowo pytanie "Obudzilismy was?". A kiedy po bardzo niedlugim czasie otworzylam drzwi, padlo wkurzajace stwierdzenie "Tyyy... oni naprawde jeszcze spali".

Taka sytacja zdarza sie notorycznie. Nie mowilabym nic, gdyby zdarzylo im sie to raz czy dwa. Ok, fajnie, rzeczywiscie byli w okolicy, to przyjechali nas odwiedzic. Ale niestety tak jest za kazdym razem. Moze jestem dziwna, ale nie rozumiem jak mozna zwalac sie komus na glowe o takiej godzinie, w wolny dzien, kiedy ludzie chcieliby sie w koncu wyspac i wypoczac po calym tygodniu pracy. Poza tym kazdy ma swoje zycie i jakies plany na dany dzien, wiec wypadaloby odezwac sie troszke wczesniej, a nie wyskakiwac zawsze z tekstem "Za chwile u was bedziemy". Nie mowie, ze maja sie specjalnie zapowiadac, ale wystarczy pomyslec i postawic sie na czyims miejscu w podobnej sytuacji. Znajac zone tego kuzyna, gdyby do nich ktos tak "wpadl", gadania byloby na 10 lat. A kiedy zaprasza sie ich na popoludnie, nie przychodza.

Tym razem nie oddzwonilam. Napisalam tylko SMS, ze gdyby chcieli nas odwiedzic, to w domu bedziemy po poludniu. Nie odpisali. I watpie czy zrozumieli aluzje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz