sobota, 21 listopada 2009

Grom z jasnego nieba, czyli jak to było z Nami... :)

Dziś będzie optymistycznie i sentymentalnie... tak na dobry początek weekendu ;)
Kiedyś dawno temu miałam beznadziejne podejscie do życia i wszystkiego co ze sobą niesie. Pielęgnowałam w sobie głupie przekonanie, że nic miłego mnie nie spotka, że nikt nigdy mnie nie pokocha i do końca życia będę sama jak palec. Od czasu do czasu swojej szansy na miłość szukałam w internecie, ale jak to zwykle bywa nigdy nic z tego nie wyszlo. Teraz z perspektywy czasu wiem, że bardzo dobrze się stało. Pewnego dnia doznałam olśnienia i stwierdziłam, że co mi tam, czas skończyć z głupim zamartwianiem się na zapas. Czas cieszyć się chwilą, bez czekania na to co miałoby przyjść lub nie, dość szukania niewiadomo czego. Takie podjęłam postanowienia, i jak pokazały kolejne dni były bardzo słuszne :) Bo w końcu stało się to, na co tak długo czekałam. Tak po prostu... ;)
Jedyne 3 tygodnie później...
Był piękny, ciepły, wiosenny wieczór. Jak co dzień wracałam z koleżanką do domu po długim spacerze. Szłam przed siebie nie myśląc o niczym konkretnym. I wtedy zobaczyłam Jego. Szedł beztrosko drugą stroną ulicy, a mi na jego widok mocniej zabiło serce. Znaliśmy się od dawna. Chodziliśmy do tej samej szkoły, nie raz bawiliśmy się razem w dzieciństwie. Kiedy skończyliśmy podstawówkę nasze drogi się rozeszły. Poszliśmy do dwóch różnych liceów i przez wiele lat ani razu się nie widzieliśmy. Kiedy zobaczyłam Go po tak długim czasie, nie mogłam uwierzyć, że to On. Z małego niepozornego chłopca wyrósł wysoki, nieziemsko przystojny mężczyzna. Na jego widok szczęka opadła mi niemal na chodnik i czułam się, jakby nic innego wokół mnie nie istniało. To było jak przysłowiowy grom z jasnego nieba :) Przez całą drogę do domu myślałam tylko o Nim. Po powrocie jako tako do rzeczywistości włączyłam komputer i napisałam do Niego maila na stary adres, który udało mi się odnaleźć (a jednak miłość dzięki internetowi :P ). Dzięki Bogu adres był nadal aktualny :) Napisałam tylko kilka słów w stylu: co slychać, co robisz... ("P.S. Fajny facet się z Ciebie zrobił") itd. Do dziś nie mogę uwirzyć, że odważyłam się to zrobić. Byłam dość nieśmiała i nie podejrzewałam, że kiedykolwiek wyjdę z inicjatywą w tej dziedzinie :) Dlatego martwiłam si,e czy dobrze zrobiłam, czy nie wyjdę na głupka, co On sobie o mnie pomyśli. Kiedy przyszła odpowiedź pojawiły się słynne motyle w brzuchu, a w głowie dzwoniły mi tylko 2 słowa "to TEN". Nie wiem skąd, ale wiedziałam już na pewno, że to ten mój książę na białym koniu, którego tak długo wypatrywałam. Mój kochany i cudowny B... Wymieniliśmy między sobą kilka maili (do sziś mam je wydrukowane :) lepiej mieć wszystko na piśmie ;) ) i zdecydowaliśmy się ze sobą umówić na taką prawdziwą randkę. Było naprawdę cudownie... i tak jest już niemal od 3 lat :)
Wiem banał, historia jak wiele innych, ale dla mnie jest jedyna, wspaniała i niepowtarzalna. JEST NASZA... :)
Te, które znalazły już swojego księcia wiedzą co mam na myśli :)
Te, które są na etapie poszukiwań wiedzcie jedno - czasem warto popłynąć z nurtem rzeki i zobaczyć co życie przyniesie, bo jest ono pełne niespodzianek. Czasem to, czego szukamy na końcu świata jest tuż za rogiem, trzeba tylko dobrze się rozjerzeć :)
Chciałam podzielić się z Wami tą historią, żebyście mogły poznać mnie lepiej, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej niż tego co już napisałam. Mam nadzieję, że nie pozasypiałyście z nudów :P
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę udanego weekendu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz