sobota, 20 lutego 2010

Narciarze

Ojeju... w koncu udalo mi sie napisac co nieco... Przez ostatnie 3 dni mialam w pracy szkolenie z nowego systemu. 3 dni prania mozgu przez 2 Wlochow i 1 Belga o finskich korzeniach. Normalnie mieszanka wybuchowa :) W tej chwili jestem tak zmeczona, ze oczy same mi sie zamykaja i najchetniej polozylabym sie spac. Dobrze, ze jutro juz weekend, nie trzeba sie zrywac z lozka skoro swit i w koncu bede mogla troche odespac caly tydzien. Postaram sie tez nadrobic zaleglosci na Waszych blogach, bo ostatnio nawet nie mialam czasu zajrzec.
Nasz wypad na narty udal sie wspaniale. Gory powitaly nas masa sniegu i jeszcze wieksza masa ludzi (choc i tak bylo ich mniej niz sie spodziewalam), ale co tam, bylismy pelni zapalu, wiec nawet to nam nie przeszkadzalo. Pierwszy dzien byl baaaaaaardzo ciezki. Wszystko nas bolalo (moze nie tyle miesnie, co piszczele), probowalismy jakos skoordynowac nasze ruchy i utrzymac rownowage :) Szkoda, ze tego nie widzielismy, bo na pewno wygladalo to komiecznie :) W pierwszy dzien mielismy 2 godziny jazd z instruktorem, ktory pokazal nam co i jak. Poczatkowo bylo ciezko zalapac co i jak, ale w koncu jakos sie udalo. Najwazniejsze, ze nauczylismy sie zatrzymywac i skrecac - trzeba bylo trzymac fason i nie pozabijac wszystkich ludzi na stoku :P Kiedy instruktor juz sobie poszedl i zostawil nas sam na sam ze stokiem i nartami, postanowilismy skoczyc na gleboka wode i zjechac samodzielnie z samej gory. Sama do tej pory nie wiem jak nam sie to udalo, ale dotarlismy na dol cali i zdrowi. Kolejne dni byly juz spoko, cwiczylismy to, czego nauczyl nas instruktor i naprawde ciezko nam sie schodzilo ze stoku. Nasz instruktor spotkal nas jednego dnia na wyciagu i stwierdzil "nie wiem kto was uczyl, ale jestescie zaje..." :P Nie ma to jak pochwala z ust profesjonalisty :P Po kazdym zjezdzie na dole padalo jedno stwierdzenie "Jedziemy jeszcze raz, juz naprawde ostatni" :) I tak po 10 "ostatnich razach z ciezkim sercem wracalismy do pensjonatu. Po pierwszym dniu troche martwilam sie, ze B. straci checi do dalszej jazdy, ale moj dzielny mezczyzna nastepnego ranka stwierdzil, ze chyba zlapal bakcyla narciarstwa :) I jestem z nas strasznie dumna, bo przez cale 4 dni zaliczylismy glebe tylko 3 razy. Calkiem niezle jak na poczatkujacych :) Wiosna musimy poszukac nart na wyprzedazach, zebysmy na przyszly sezon mieli juz swoje. Bo wypozyczanie sie nie oplaca.
W ten weekend planujemy slodkie lenistwo. Nalezy nam sie po bardzo pracowitym tygodniu. Za oknem zrobilo sie cieplo, wiec bedziemy mogli wybrac sie wreszcie na dlugi spacer. O ile nie utopimy sie w topniejacym sniegu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz