wtorek, 9 lutego 2010

14 lutego = ???

No i klops... zaczęło sie... podejrzewam, że to trwa już od pewnego czasu, ale ja dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Otóż czerwony kolor wkoło oznajmia wszystkim wszem i wobec, że nadchodzi 14 lutego - (jak to ktoś ładnie dziś ujął) "wymuszone święto zakochanych" :) Może jestem jakaś dziwna i zacofana i w ogóle nieżyciowa, może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale powiem Wam, że jakoś nigdy nie przepadałam za tym dniem. Ani w burzliwym uczuciowo wieku szkolnym, ani teraz, kiedy od kilku lat jestem z B. Wkurza mnie i tyle. No bo niby dlaczego ludzie mają sobie okazywać jak to się kochają i w ogóle akurat tego konkretnego dnia? Dzień jak każdy inny w roku, a to czy okazujemy sobie miłość i szacunek nie powinno zależeć od jakiejś tam daty w kalendarzu - bądź co bądź żywcem skopiowanej z USA. My nie robimy sobie super słodkich ociekających czerwienią prezentów walentynkowych, bo bez tego wiemy że się kochamy. Fakt, rok temu dostałam serce z piernika akurat tego dnia, ale to był zbieg okoliczności - dostałam je na pocieszenie po kilku bardzo ciężkich i nerwowych dniach :P Także to się nie liczy :)
Ale co tam, jeszcze tylko kilka dni i wszystko wróci do normalności :)
P.S. Kilka lat temu w ramach buntu antywalentynkowego stwierdziłyśmy z kuzynką, że "nie uznajemy Walentynek. My obchodzimy Dzieś Strażaka" :P Nie pytajcie dlaczego akurat strażaka... nie mam zielonego pojęcia skąd nam się to wzieło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz