poniedziałek, 19 stycznia 2015

Refleksyjnie...

Spotkałam ostatnio koleżankę z liceum. Chodziłyśmy do jednej klasy, ale przez długi czas nie miałyśmy ze sobą kontaktu. W szkole trzymałyśmy się razem w kilkuosobowej grupie, ale po maturze każdy poszedł w swoją stronę i nasze ścieżki się rozeszły.Zapytała co u mnie, opowiedziałam jej w skrócie, co się zmieniło przez tych 11 lat od matury, a później zadałam jej takie samo pytanie. I tutaj posmutniała, a w odpowiedzi usłyszałam "Źle, nawet bardzo źle." I zaczęła opowiadać. Ma dwoje dzieci - starszą dziewczynkę i młodszego chłopczyka. Chłopczyk fajny, zdrowiutki, właśnie skończył trzy latka i poszedł do przedszkola, ale dziewczynka jest bardzo chora. Nieuleczalnie. Robią co mogą, żeby zapewnić jej jak najlepsze życie, żeby była z nimi jak najdłużej, ale ostatnio ich życie przypomina równię pochyłą. Koleżanka zrezygnowała z pracy, żeby być z córką, która wymaga całodobowej opieki, a ostatnio stała się specjalistką od reanimacji. Bo już kilka razy jej córka przestała oddychać i musieli ją reanimować. I nie wiadomo ile jeszcze życia jej zostało. Kiedy to usłyszałam dosłownie wbiło mnie w chodnik. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, nawet boję się sobie wyobrażać co musi czuć matka w takiej sytuacji. To musi być przeżycie, którego nie da się opisać słowami i mam nadzieję, że nigdy nie dowiem się jak to jest. Nie chcę tego wiedzieć. Koleżanka dodała, że najgorsze jest to, że w żaden sposób nie mogą już córce pomóc. Na jej chorobę do tej pory nie wynaleziono lekarstwa i żadne pieniądze nie są w stanie jej uratować. Jedyna co oni mogą to być z nią i walczyć o nią do końca. Podobno takie doświadczenia dostają ludzie, którzy są w stanie to udźwignąć, ale dlaczego muszą cierpieć niewinne dzieci? Nigdy tego nie zrozumiem. Ten świat jest dziwny, naprawdę. I jak tak sobie później o tym wszystkim myślałam, doszłam do wniosku, że człowiek przejmuje się jakimiś pierdołami, swoje kłopoty uważa za koniec świata, a dopiero kiedy słyszy, jakie tragedie spotykają innych ludzi, może stwierdzić, że tak naprawdę ma wielkie szczęście i musi się cieszyć tym, co ma, zamiast narzekać i martwić się tym, co tak naprawdę ma niewielkie znaczenie.

6 komentarzy:

  1. Przykro :( ja tez nie umiem (nie hcce) sobie nawet wyobrazic takiej sytuacji. Kiedy choruje dziecko kazdego to boli, bez znaczenia czyje to dziecko. To zawsze boli najmocniej.

    Niestety nie zgadzam sie ze stwierdzeniem, ze takie sytuacje (podobno) dotycza osób, ktore beda umily to udzwignac.. chcialabym zeby tak bylo.. ale nie jest :( i to mnie tez przeraza. Ze to moze spotkac kazdego :( i nie kazdy umie to udzwignac.. takie to smutne :(

    Dlatego naprawde.. naprawde wszystko niewazne, poki jestesmy zdrowi, poki mamy siebie nawzajem.. takie to moze oklepane, ale to NAJWIEKSZA wartosc w zyciu.. najwieksza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, dlatego napisałam "podobno". W takiej sytuacji najgorsza chyba jest bezsilność. I masz racje, dopóki jesteśmy zdrowi i mamy siebie nawzajem, nic innego nie ma znaczenia.

      Usuń
  2. W takich sytuacjach problemy dnia codziennego, które często wydają nam się ogromne nie mają znaczenia. Żal, tylko tyle mogę napisać. Nie wiem, nie rozumiem dlaczego dzieci muszą tak cierpieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też do takich wniosków dochodzę ostatnio... tak że nawet ten nasz ostatni pobyt w szpitalu... patrzyłam na to jak na - no cóż upierdliwość, która na szczęście minie, i nie mam prawa i nie chcę narzekać.
    Oby tylko nie mieć większych problemów...

    Normalnego, spokojnego życia, tego nam wszystkim życzę!

    OdpowiedzUsuń