środa, 22 października 2014

"Goście"

Zapomniałam Wam napisać jak się niedawno zagotowałam. 1,5 tygodnia już od tego minęło, ale jednak niesmak pozostał. Jako że pogoda jeszcze dopisuje, chcemy jak najwięcej zrobić wkoło domu przed zimą. A ponieważ trochę tych rzeczy jest, to i roboty full. W sobotę przedurodzinową Junior pojechał do dziadków, a my zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do roboty. Mężu jeszcze miał na 16:00 dentystęw Mieście, więc postanowiłam, że pojadę z nim, bo miałam kilka spraw do załatwienia, a przy okazji mogłam odebrać Juniora. Robimy sobie koło tego domu, nawet sprawnie nam idzie. Godz. 12:05 - telefon, mój kuzyn Z., a chrzestny Juniora.
- "No cześć, słuchaj, podjechalibyśmy do Was dziś z prezentem, bo akurat mamy czas, a w tygodniu to tak nie bardzo".
Ja trochę zdezorientowana, bo inaczej się umawialiśmy, więc mówię:
- "Wiesz co, dziś to nie bardzo, bo mamy sporo roboty, poza tym umawialiśmy się na imprezę za tydzień".
- "Aha, no spoko". Zamieniliśmy jeszcze parę słów i na tym rozmowa się skończyła. Wróciłam sobie spokojnie do roboty, robię sobie, robię, bardzo zadowolona jestem bo mi sprawnie idzie, Mężu też zasuwa i cieszy się jak murzyn blaszką, bo jego "dzieło" nabiera rumieńców.
15:30. Połknęliśmy kanapki, co by kichy zapchać, zbieramy się do wyjścia. Mężu szuka kluczyków od samochodu, ja już czekam przed domem. Słucham - coś jedzie, normalna sprawa, w końcu po ulicy jeżdżą samochody. Odruchowo słucham dalej. "Coś" zatrzymuje się przed naszym domem. Hę? Odwracam się powoli... Nosz.... %&$*#(!*!(#%&.... !!!!!! Któż by inny! Z. ze swoją przecudowną drugą połową, której nie cierpię całym sercem, a nawet dwoma, gdybym takowe posiadała. Wryło mnie w ziemię i myślę sobie "Kurde, czy ja nauczyłam się mówić po chińsku i nic o tym nie wiem???". Mężu wychodzi z domu tak samo zaskoczony, jak ja. W innej sytuacji, gdybym z nimi wcześniej nie rozmawiała, po prostu zostałabym w domu, a Mężu pojechałby sam, żaden problem, ale nie tym razem. O nie nie nie.... Nie ze mną te numery Brunery dwa. Z. wysiadają z samochodu, a mi para idzie uszami. "Piękna" swoim jazgoczącym świergotem oznajmia, że co tam robota, przerwę sobie zrobimy. Poza tym ona przecież w każdej sytuacji gości przyjmuje, więc jakoś się zorganizujemy. (Z. w tym czasie stał potulniutki i słowem się nie odzywał). No myślałam, że ją walnę, naprawdę, gdybym miała cokolwiek pod ręką,
(taką cegłę na przykład :D) przysięgam, że nie zawahałabym się w nią rzucić. No co za bezczelne babsko. Miarka się przebrała. Spokojnie, aczkolwiek dosadnie i stanowczo powiedziałam, że dziękujemy za odwiedziny, ale TAK JAK JUŻ WCZEŚNIEJ MÓWIŁAM nie mamy dziś czasu na gości, że umówiliśmy się na za tydzień i jak mają ochotę wpaść do Juniora, to wtedy jak najbardziej zapraszamy, poza tym właśnie wychodzimy i nie będziemy zmieniać planów tylko dlatego, że ona nie rozumie co się do niej mówi. Na co ona "Ale co to za problem? Nawet kawki się nie napijemy?" Mężu roześmiał się jej w twarz i poszedł do samochodu, a ja powiedziałam tylko, że owszem to problem, nie mamy czasu na popijanie kawki, bo mamy inne sprawy do załatwienia i sorry, ale musimy już jechać. Po czym poszłam do samochodu i pojechaliśmy. No normalnie mówię Wam, paranoja. Może byłam chamska, nie przeczę, ale nie będę żyć pod czyjeś dyktando, bo komuś coś się umyśliło, mimo, że usłyszał zdecydowane "Nie mamy dziś czasu na gości". I z nimi tak zawsze. Nigdy wcześniej nic nie mówiłam, zaciskałam zęby i się uśmiechałam, ale tym razem nie wytrzymałam. Po powrocie prezent czekał pod drzwiami, a na imprezę nie przyjechali :) I jakoś tak wcale mi nie jest szkoda... :P

12 komentarzy:

  1. Niektórzy ludzie nie mają za grosz wstydu. Bardzo dobrze zrobiłaś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda. Szkoda mi tylko mojego kuzyna, bo nie potrafi sie jej postawic i tak naprawde zmarnowal sobie zycie na wlasne zyczenie. Choc w sumie widzialy galy co braly...

      Usuń
  2. Ach, ta rodzinka... Przynajmniej wiadomo, kto miał ochotę na kawkę - ale w sumie w mieście też serwują, to nie można było się napić na mieście? Tylko się bezczelnie wpraszać, bo szanownej kobiecie Pana Z. się kawki zachciało, kiedy człowiek tłumaczy, że nie ma czasu. O matko, matko. Tupet to oni mają, nieziemski:) Ale utarliście im nosa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no utarlismy, ale nadal na sama mysl mna trzepie. Szkoda, ze do niektorych osob pewne rzeczy nie docieraja

      Usuń
  3. szkoda tylko, że za chrzestnego wybraliście Z. Jednym słowem współczuje Juniorowi...No cóż...
    Ja ze swoją chrześnicą jestem w świetnej komitywie. Kocham ją jak własne dziecko.

    Bardzo dobrze zrobiliście...Nauczą się kultury.
    Tak nawiasem mnie by też trzepało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z. jako czlowiek jest naprawde w porzadku i zawsze zakladalam, ze bedzie chrzestnym naszego Juniora. Szkoda, ze to transakcja wiazana i w pakiecie w chrzestnym jest jeszcze jego zolza. Ale co zrobic, moze da im to cos do myslenia.

      Usuń
  4. Zrobilabym tak samo... skoro się coś mówi i ustala to nie po to by ktoś Wam plany zmieniał bo ma taki kaprys.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, ona tak robi bardzo czesto, mam nadzieje, ze to jej cos da do myslenia

      Usuń
  5. OMG ja zawsze dzwonei zanim sie komus na glowe zwale, chyba ze wpadam doslownei na sekundke podrzucic jakis papierek lub paczke.
    Ciekawa jestm co by zrobili gdyby przyjechali 5 minut pozniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no oni teoretycznie tez dzwonili i uslyszeli jasno, zeby nie przyjezdzali, bo nie mamy czasu :)

      Usuń
  6. Haha! SUPER podejście! Gratuluję, bo nie każdy miałby "odwagę" zrobić coś takiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to juz nie byla pierwsza tego typu akcja i po prostu miarka sie przebrala :)

      Usuń