piątek, 17 października 2014

O zapuszczaniu korzeni

Odkąd sięgam pamięcią, nigdy nie brałam pod uwagę mieszkania w innym miejscu niż nasze Miasto. Ani kiedy byłam mała, ani w czasach liceum czy na studiach. Never ever. No ok, jak byłam mała chciałam mieszkać nad morzem, najlepiej na wydmach przy plaży, ale to się nie liczy :P
Mężu tak samo. Jakoś tak jesteśmy mocno związani z naszym miastem i nigdy nie chcieliśmy go opuszczać. No bo fajne jest, co tu dużo mówić. Kilkadziesiąt tys. mieszkańców, nie za dużo, nie za mało, rozmiary przyzwoite, więc i pochodzić jest gdzie, i ładnie tak jakoś, więc ani trochę nie narzekamy. Nie raz znajomi pytali nas, czy nie chcielibyśmy zamieszkać w Wielkim Mieście, a my zawsze odpowiadaliśmy i nadal odpowiadamy "A po co, skoro do tego Wielkiego Miasta mamy 30 minut w porywach do 40 (do centrum), możemy tam wyskoczyć w każdej chwili, a i tak będziemy szybciej niż niejedni ludzie mieszkający tam, na miejscu". No bo taka prawda. Nigdy nas do tego nie ciągnęło i nie ciągnie. Dlatego też postanowiliśmy uwić sobie gniazdko na przedmieściach naszego Miasta. Formalnie rzecz biorąc jest ono położone w miejscowości obok, małej malowniczej wsi, która tak naprawdę położona jest tylko kilkaset metrów od Miasta. Od naszego domu do najbliższego osiedla ze sklepami, szkołą itp. dzieli nas jakieś 300, no góra 400 metrów (aż muszę to kiedyś sprawdzić z czystej ciekawości). Tak naprawdę uważam, że prędzej czy później zostaniemy włączeni w granice miasta jako dzielnica, tak jak to się stało z kilkoma innymi podobnymi przypadkami. No ale póki to nie nastąpi jesteśmy wieśniakami i kropka. Nie ukrywam, że początkowo było dziwnie. No bo jak to... mamy nie mieszkać w naszym Mieście?? Później wiadomo, kiedy zapadła decyzja, że Gniazdko powstanie była euforia - bo domek, bo wieś, bo cisza, spokój, no i coś swojego. Później emocje stopniowo opadały, zwłaszcza gdy pojawiały się problemy przy wiciu tegoż Gniazdka, bo ("fachofffffcy" to krwi nam napsuli co nie miara),  aby na koniec człowiek marzył tylko o tym, żeby tam wreszcie zamieszkać, nie myśleć o niczym co wiąże się w budowaniem czegokolwiek, choćby to miał być domek z kart i mieć święty spokój. Przed samą przeprowadzką zaczęłam się zastanawiać, jak to właściwie będzie. Bo jednak całe życie w Mieście, ruch, sklepy pod nosem, dużo ludzi i w ogóle co my tam będziemy robić, bo przecież oszalejemy od nadmiaru ciszy :) Pierwsze dni w nowym domu wcale trudne nie były, mogę powiedzieć, że trochę dziwne, bo nikt nie wiedział gdzie co jest, kartony były dosłownie wszędzie, pomiędzy nimi my i oszołomiony półroczny Junior, który kompletnie nie czaił co się dzieje i dlaczego Jego łóżeczko stoi teraz w tym nowym miejscu, a nie tam gdzie było do tej pory. Adaptacja i ogarnięcie chaosu zajęło nam jakieś 4-5 dni i zaczęliśmy się zadomawiać. Okazało się, że cisza jest cudowna, że robić jak najbardziej jest co i sąsiedzi fajni,sklep, a nawet dwa też mamy pod nosem i to całkiem przyzwoicie zaopatrzone, a do Miasta, ludzi i samochodów wcale nie jest tak daleko i wystarczy dłuższy spacer, by odwiedzić dawne kąty :) Po kilku tygodniach nawet zaczęło nam się wydawać, że w Mieście to jednak strasznie głośno jest :) No i tych widoków i śpiewu ptaków w Mieście człowiek nie uświadczy w żadnym miejscu :))
Tu, gdzie mieszkamy teraz, jeszcze 10 lat temu były szczere pola. Gdyby ktoś wtedy powiedział nam, że tu będziemy mieszkać zabiłabym go śmiechem (pomijam już fakt, że zareagowałabym tak samo, gdyby ktoś powiedział nam, że MY będziemy małżeństwem, będziemy mieć Synka itp. ;P). Mężu przyznał mi rację, kiedy mu to ostatnio powiedziałam. Ale stwierdziliśmy też, że mimo tego, że nieraz było cieżko, czasem nawet bardzo, to jednak teraz, kiedy już ochłonęliśmy, tej naszej obecnej wsi nie oddalibyśmy za żadne skarby świata i zaczęliśmy już zapuszczać tu korzenie na dobre, bo wiemy, że znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi.

10 komentarzy:

  1. My, zanim zdecydowaliśmy się na miejsce, w którym obecnie mieszkamy, też rozważaliśmy pobliską wieś. Jednak w końcu po dłużej rozmowie, miasto wygrało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas tez najpierw byla dluga rozmowa, porownanie za i przeciw i jednak wygrala wies, ktora i tak jest prawie w miescie :)

      Usuń
  2. Oj chwile mnie nie bylo a tyyyyle postów do nadrobienia!

    Po pierwsze same cudownosci dla Juniorka! Jejku serio to juz rok? Wierzyc mi sie nie chce! dopiero co w ciazy bylas- no wczoraj przeciez :)

    Wies to swietna sprawa.. sama bym chetnie kiedys na takowej osiadla.. chociaz zawsze jak o tym mysle, to chyba (ale tylko chyba) wolalabym fajne przytulne mieszkanko w miescie.. ale nie na samym srodku najbardziej ruchliwej ulicy, ale jakos wole mieszkania od domów.. ale tylko drobine, bo w zasadzie niewazne czy dom, czy mieszkanie, wazne z kim i jak urzadzone :) ale tak jak wy macie domek na wsi, ale ze sklepami obok, to chyba najlepsze rozwiazanie!

    Kisses kochana ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekujemy :) tez mi sie wydaje, ze dopiero co w ciazy bylam ;)
      my jestesmy takim typem ludzi, ze duze miasto do zycia to nie dla nas, dlatego tutaj czujemy sie jak ryby w wodzie :)

      Usuń
  3. Ja jestem zupełnie inaczej nastawiona. To znaczy moje miasto kiedyś "umrze" tego jestem pewna. Moje miasto raczej nie nadaje się do zamieszkania młodym osobom. Ale na śląsku chyba bym pozostała:) Ale miast jest dużo. Chciałabym mieszkać w bloku, ale jeśli przyszłoby w domu - to wolałabym gdzieś przy ulicy, gdzie się coś dzieje. Teraz mieszkam w bloku, mam głośno na co dzień, z rana pod sobą mam sklep to towar przywożą, trzaskają się i jestem do tego przyzwyczajona. Jak byłam u mojego brata w Holandii, to nie umiałam wytrzymać, tak cicho tam było. Poza tym... jeśli N. jeździłby faktycznie tirami, to sama gdzieś na "wsi" bym zawału dostała:) Ale uważam, że taka wioska ma mnóstwo plusów i rozumiem ludzi, którzy czują się tam szczęśliwi, bo na pewno jest cudownie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesli ktos cale zycie mieszka w duzym miescie i w dodatku to lubi, to ani troche sie nie dziwie takiemu podejsciu :)
      A co do bycia sama na wsi wieczorem, gdy meza nie ma... zdarzylo sie juz :) i dlatego mamy duzego psa :))) ale wcale nie jest tak strasznie, jak mogloby sie wydawac :)

      Usuń
  4. No tak, do wszystkiego można się przyzwyczaić - wiem coś o tym :) Chociaż nie wiem, czy my jesteśmy typem zapuszczającym korzenie (a przynajmniej ja), chyba raczej takim adaptującym się do różnych warunków. Bo jakoś tak mi się w życiu układa, że nigdzie dłużej nie zabawiam. Można więc powiedzieć, że moim miejscem na ziemi jest cala ziemia - zwłaszcza polska ziemia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Twoj ptzypadek jest szczegolny i jestes jak kameleon - potraisz przystosowac sie wszedzie, bez wzgledu na to, gdzie Cie los rzuci. Oby tych zmian juz za wiele nie bylo :)

      Usuń
  5. Najważniejsze znaleźć miejsce gdzie się człowiek dobrze czuje. U nas wygrało miasto ale za to taka jego część, że mamy 3 parki,las, targ warzywny a kawłek dalej kino i centrum handlowe ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokladnie, kazdy wybiera to, co lubi i wiele zalezy od tego jakie ma opcje do wyboru :)

      Usuń