piątek, 5 listopada 2010

"Badania"

Poniewaz w przyszlym tygodniu mina 3 lata mojej pracy w Firmie, wczoraj zostalam wyslana na badania okresowe do jednej z kilku przychodni w naszym Miescie. Lekarz, do ktorego musialam sie zglosic, to znany w okolicy przekreciarz, kobieciarz (lat 40+), lapowkarz i moim zdaniem kiepski specjalista w swojej dziedzinie. Nigdy nie poszlabym do niego na wizyte z wlasnej woli, no ale skoro Firma ma z nim podpisana umowe na badania okresowe, to nie ma bata. Sila wyzsza. No nic... poszlam. Badania okresowe mialy trwac od 17 do 17:30. Zjawilam sie troche wczesniej z glupia nadzieja, ze moze wtedy szybciej sie zalapie na swoja kolej, ale oczywiscie nic bardziej mylnego :) Poczekalnia byla juz pelna ludzi - glownie facetow. Dalam pani w rejestracji swoje skierowanie, usiadlam i grzecznie czekam. Po okolo pol godzinie pani wola mnie zza swojego biurka i wrecza mi wypelniona karte badan, oczywiscie z zakreslona opcja "z braku przeciwwskazan zdrowotnych, zdolna do pracy na dotychczasowym stanowisku". Ok, fajnie, bardzo mi to na reke, ze jestem zdolna do wykonywania swojej pracy, ale skad ta pani z rejestracji to wie? :) Ot i zagadka. Wrocilam na swoja laweczke i czekam dalej. O 17:40 (czyli juz dawno po czasie) pan doktor raczyl laskawie zaczac wpuszczac ludzi na badania okresowe w swoje jakze skromne progi. Poniewaz bylam 8 w kolejce mysle sobie "no, to moze za jakas godzine wejde". I tu czekala mnie niespodzianka. Wszystkich zdziwilo tempo, w jakim to sie odbylo. Zdziwilo nas do tego stopnia, ze zaczelismy mierzyc czas kazdej wizyty :) Przyjecia pacjentow ruszyly z kopyta i piorunem nadeszla moja kolej :) Dlaczego? Hmm... moze powiem na wlasnym przykladzie :)
ja - Dzien dobry, ja na badania okresowe.
XY - Dzien dobry, prosze bardzo... poprosze karte. Czy ma Pani jakies dolegliwosci?
ja - Nie
XY - Prosze przeczytac ta linijka (i tu pokazuja mi mikrospopijna karteczka z cyferkami)
ja - 1 2 3 4 5
XY - A tu?
ja - 57.
XY - Dziekuje. Czy jest Pani zdrowa?
ja - ???? (hmm... czy ja dobrze slysze?) Yyy... chyba tak.
XY - Dobrze. Prosze sie rozebrac do badania.
"Uff..." mysle sobie "A jednak nie skonczy sie tylko na zadawaniu durnych pytan"
I znow pan doktor postanowil mnie zaskoczyc. Wyjal stetoskop, przylozyl mi go 2 ray z przodu i raz z tylu na 2 sekundy. Pozniej go odlozyl, popukal w bok, klepnal w brzuch.
XY - Mozna sie ubrac,
Po czym szybciutko usiadl do biurka i zaczal klepac pieczatki. A kiedy bylam juz gotowa wreczyl mi moje wypisane juz wczesniej zaswiadczenie i dodal "Dziekuje, to wszystko. Nastepny!"
Calosc - lacznie z wejsciem go gabinetu, zajeciem miejsca na krzeselku, odpowiedziami na jakze blyskotliwe pytania, rozebraniem sie, badaniem (??), ubraniem, podbiciem zaswiadczenia (jaka to oszczednosc czasu jesli pani z rejestracji wypisze wszystko wczesniej) i wyjsciem z gabinetu - zajela mi rowne 3 minuty!!! Ludzie w poczekalni liczyli czas i pobilam rekord poczekalni ;)
Ja rozumiem, ze te cale badania to jest taka sztuka dla sztuki, ale skoro placa mu okolo 50-80zl od osoby (!), tak naprawde z naszych pieniedzy, wiec moglby sie choc troche wysilic i przynajmniej stwarzac pozory, ze probuje kogos naprawde przebadac. Zarowno moja mama, jak i moja tesciowa, na badania okresowe chodza do innej przychodni, do ktorej ja sama jestem zapisana i ZAWSZE maja robione wszystkie wyniki krwi, moczu, mierzone cisnienie itp, itd... A ten wielki "specjalista" MNIE pyta czy jestem zdrowa. No on chyba rozum w domu zostawil, naprawde. O ile w ogole go ma. Zaluje, ze nie odpowiedzialam mu "Pan to powinien wiedziec", ale chyba bylam w zbyt wielkim szoku. Podejrzewam, ze gdybym weszla do jego gabinetu z 4 rekami, 2 glowami i okiem na czole to nawet by tego nie zauwazyl. Ale u niego to sie raczej nie zmieni, bo ow pan doktor "specjalista" jest wlascicielem calej przychodni, wiec sam sobie uwagi nie zwroci... :)
Ach ja naiwna....
P.S. Mam strasznego pietra przed jutrzejszym pierwszym zjazdem na mojej podyplomowce. Mam nadzieje, ze nie porywam sie z motyka na slonce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz