piątek, 7 maja 2010

Matura 2004 :)

Jak dobrze, ze dzis piatek... w pracy mamy ostatnio taki mlyn, ze kiedy rano wchodzimy do biura nie wiemy za co najpierw sie zabierac. Predko poprawy sytacji nie przewiduje, dlatego tez musze zacisnac zeby i robic swoje ze zdwojona predkoscia i przy potrojnym skupieniu, zeby gdzies przypadkiem sie po drodze nie walnac, co w tym stanie rzeczy jest wielce prawdopodobne. Oby jednak sie nie zdarzylo...
Jednak chcialam napisac dzis o czyms innym, co w tej chwili jest bardzo "na topie" :) Bardziej przyjemnym od pracy, co bardzo milo mi sie kojarzy i wspomina. Kwitnace kasztanowce i naglowki gazet przywolaly mi na mysl moja wlasna mature z jezyka polskiego :) Tak tak, dobrze widzicie... mature :) Ze wszystkich moich licealnych lat najlepiej wspominam mature :) Pamietam, ze kiedy dokladnie rok przed moim egzaminem kuzynka stwierdzila, ze matura to pikus (pan Pikus :P ) i ze jeszcze bede sie z niej smiac, mialam ochote ja zamordowac. Wydawalo mi sie to wtedy czyms tak wielkim i trudnym, traumatycznym przezyciem odciskajacym pietno na ludzkiej psychice... Jednak jak czas pokazal matura okazala sie calkiem fajna i do dzis wspominam ja z rozrzewnieneim. Mialam to szczescie zdawac mature jeszcze na starych zasadach, z czego do dzis jestem bardzo zadowolona. Kiedy nadszedl moj maturalny maj z przerazeniem obserwowalam rozwijajace sie liscie kasztanowcow i coraz bardziej peczniejace paki na drzewach. Dni mijaly nieublaganie, a ja mialam wrazenie, ze z kazda uplywajaca minuta wiedza wyparowuje mi z glowy i coraz mniej umiem. 11 maja rano trzeslam sie juz jak osika, choc mojej mamy i tak nie przebije, bo poplakala sie jak wychodzilam z domu i podobno tak bylo przez caly czas kiedy byla w pracy :P Kolezanki az wyganialy ja do domu :) O 8 rano stawilam sie przed sala gimanstyczna wraz z 2 setkami innych osob z mojego rocznika. Czekalismy z coraz bardziej narastajacym napieciem. W koncu przed 9 otworzyly sie drzwi i nastapilo losowanie numerkow. Wylosowalam numer 102 - LAWKE W OSTATNIM RZEDZIE!! :) - kiedy zdalam sobie z tego sprawe pognalam do swojego stolika jak wystrzelona z procy, co bylo dosc trudne w butach na 10cm obcasach :P O 8:55 wszyscy siedzielismy juz na swoich miejscach otworzyly sie drzwi i wszedl nie kto inny jak nasz kochany ksiadz Witek, ktory uczyl nas religii (swoja droga super facet, ktory na naszej studniowce byl gwiazda wieczoru ) :) Pomodlilismy sie, ksiadz wprost dal do zrozumienia komisji, ze ma byc dla nas laskawa i pozegnal nas zdaniem, ktore pamietam do dzis : "Jesli nie bedziecie wiedzieli co pisac, patrzcie na drzewa (za oknem rosly 3 wielkie kasztanowce). Zobaczycie, ze wroci wam natchnienie". Wybila 9:00 i odczytano nam tematy. Mialam ochote skakac z radosci, go jeden z nich byl niemal identyczny jak ten, ktory mielismy na maturze probnej "Obcy wsrod swich. Na przykladzie wybranych tekstow kultury omow problem alienacji bohaterow w czasach, w ktorych przyszlo im zyc". Napisalam wiec jeszcze raz to samo co na probnej :) W trakcie naszego pisania nauczyciele z komisji roznosili napoje. Nasza wychowawczyni podchodzila do kazdego pytajac wymownie "Herbatki??" Sprobowalby ktos odmowic :) Podczas baaardzo powolnego nalewania jej do kubka, zdazyla nas wypytac jak nam idzie, czy wiemy co pisac, co juz napisalismy, co jeszcze bedziemy pisac itd. Po czy przechodzila do kolejnego stolika :) O 14:00 minal czas, napisalam 7 stron, a punktualnie o 14:00 postawilam ostatnia kropke. Jedna z kolezanek byla w trakcie przepisywania ostatnich zdan z brudnopisu, wiec nauczyciel informatyki zaslonil ja przed komisja, zeby nie zabrali jej pracy :)
Oczywiscie wszyscy wyszli z matury bardzo zadowoleni, wszyscy z mojego rocznika wtedy zdali :) Mialam przed soba jeszcze tylko egzaminy ustne, bo z drugiego pisemnego bylam zwolniona :) Ale o tym opowiem moze nastepnym razem.
A po poludniu nasz ksiadz Witek dostal kilkadziesiat SMSow "Dziekujemy za drzewa..." :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz