poniedziałek, 18 czerwca 2018

O tym jak urodziła się Lusia :-)

Po informacji, że przenoszą mnie na salę przedporodowa, po obdzwonieniu Męża i mamy spakowana czekałam na przeprowadzkę. Trochę to trwało, bo było kilka cesarek, trochę wypisow, trochę przyjęć, więc ostatecznie na nowym oddziale wylądowałam przed 13. Tam standardowa papierologia podczas przyjęcia i badanie. To było najgorsze. Przy 1cm rozważenia bolało jak jasna cholera i myślałam, że rozpłaczę się na tym fotelu. Było strasznie, ale nie narzekałam, bo przynajmniej coś zaczęło się dziać. Ordynator zarządził założenie balonika. Wbrew temu co czytałam i co słyszałam nie było to takie tragiczne. Wcześniejsze badanie było dla mnie dużo gorsze. Położne zrobiły mi ktg i kazały mi jak najwięcej chodzić. No to chodziłam... Od 15 do 22 tylko z przerwami na siku,  aż w końcu po 22 pogoniły mnie do spania, bo to co miałam wychodzić już wychodziłam. Dziewczyny na sali mówiły, że zazwyczaj ten balonik szybko wypada, więc jak w nocy wstałam do toalety pilnowałam, żeby go po drodze nie zgubić, ale nadal mocno tkwił w miejscu. Do rana nic się nie zmieniło i straciłam nadzieję na szybki rozwój zdarzeń. O 9 był obchód. Po nim kazali mi przyjść na badanie i nie pozwolili jeść śniadania. Pomyślałam sobie, że może planują cc, skoro nie mogę jeść. I jak wcześniej robiłam wszystko, żeby cc uniknąć, tak wtedy po 2 tyg na patologii byłam gotowa dobrowolnie stanąć pod drzwiami sali operacyjnej i powiedzieć tnijcie. Było mi już wszystko jedno. A że przez ten czas naczytalam się i nasłuchałam o porodzie baaaardzo dużo, to zaczęłam mieć cykorii,  mimo, że jedno dziecko już urodziłam. No normalnie się bałam ;-) super, co nie? No ale do rzeczy... Po obchodzie poszłam na to badanie, wyjęli mi ten balonik i okazało się, że jak był 1 cm, tak 1 cm został. Mieli zrobić mi dzień przerwy i następnego dnia podać kroplówkę. Wróciłam więc na salę. Pół godziny później przyszła położna. Kazała mi wziąć ze sobą wodę i telefon, żeby mi się nie nudziło i powiedziała, że zrobią mi test, żeby zobaczyć jak reaguje na oksytocynę. No to poszłam. O 10 podpięli mi pompę z oksytocyną i tak sobie leżałam i gadałam z przyjaciółką na messengerze, pisałam smsy do męża i do mamy, a godziny mijały. Kompletnie nic się nie działo. Położna przychodziła co jakiś czas podkręcać dawki i śmiała się, że jestem odporna, skoro nic nie czuje. A ja naprawdę nie czułam żadnej różnicy. O 11:30 strasznie chciało mi się siku i pozwolili mi iść do łazienki. Tam złapał mnie pierwszy skurcz, a jak wróciłam na salę porodowa był drugi. Od razu co 3 minuty. Nagle wszystko się rozkręciło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Była 12. Zaczęło mnie dość mocno boleć, położna mnie zbadała, w panice zawołała swoją koleżankę i padły słowa, których się nie spodziewałam "pełne rozwarcie, czuję już główkę, niech pani szybko dzwoni po męża". No i zaczęła się jazda bez trzymanki... Co chwilę ktoś przebiegał z narzędziami, grzali łóżeczko dla Lusi.. Szaleństwo :-) a ja zapomniałam jak się prze :-) kilka nieudolnych parć później otworzyłam oczy i... Zobaczyłam Lusię :-) w porównaniu do Juniora była taka malutka, że nie mogłam w to uwierzyć. wszyscy byli w szoku, że to już, bo przecież nic się nie działo i nagle bum :-P a mężu nie zdążył dojechać .... :-) i w ten sposób 17 maja 2018 roku o 12:15 staliśmy się czteroosobową rodziną :-)))

22 komentarze:

  1. Wow, to naprawde poszlo ekspresowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie :)) I szybko rzeczywiście :D

    OdpowiedzUsuń
  3. daywith coffee18 czerwca 2018 15:03

    no i super ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za akcja.
    Wzruszyłam się.

    Ja podawanie oksytocyny przez 7-8 godzin wspominam bardzo źle. Bóle krzyżowe wręcz wykręcały mi wnętrzności a rozwarcia nie było dalej.
    Na cesarkę mnie powieźli dopiero gdy dziecko straciło tętno.

    Cieszę się że u Was wszystko ok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja czytałam i słuchałam o tego typu akcjach, stąd mój straci przed porodem mimo, że wiedziałam jak to wygląda. Na szczęście u nas poszło bez problemu

      Usuń
  5. Poród jak z filmu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tylko wody odeszły mi na sali, a nie w jakimś dziwnym miejscu jak to zwykle w filmach bywa.

      Usuń
  6. No ładnie! Przynajmniej po tych 2 tygodniach finał poszedł błyskawicznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała ciąża była pełna dziwnych przypadłości, więc szybki poród był nagrodą po tym wszystkim

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. No byłoby ciężko, choć wtedy z krwawienie mężu dowiódł mnie do szpitala w 7 minut. Ale wtedy to było o 23, a teraz w samo południe byłoby ciężko :-P

      Usuń
  8. Cieszę się że końcówka była ekspresowa :) jeszcze raz gratuluję.
    Szczerze,to powiem Ci że też bym tak chciała.
    Ja już czasem łapię cykora. Pierwszy poród miałam zakończony cc po oksytocynie i innych "atrakcjach".. brr nawet o tym nie myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja narodziny Juniora wspominam bardzo dobrze, choć trwały ok 9 godzin, a teraz to była tylko 1 godzina. Ja właśnie balam się tych atrakcji, na szczęście ich nie miałam

      Usuń
    2. U mnie po 14 godzinach zdecydowali o cc a reszty można się domyślać...
      Może u mnie tym razem będzie lepiej :)

      Usuń
    3. Mówią, że każdy poród jest inny więc może akurat

      Usuń
  9. No Ty rzeczywiscie odporna jestes! ;) Ja na oksytocynie wytrzymalam do 7 cm rozwarcia, po czym zazadalam znieczulenia. ;)
    A porod ekspresowy, tylko pozazdroscic! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przy Juniorze też dostałam kroplowke z oxy pod koniec prostu na wzmocnienie skurczy, ale wtedy zadziałała momentalnie, a teraz jakby mi woda do żył płynęła :-P
    No takiego porodu życzę wszystkim :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jednym słowem nie miałaś czasu się poważnie zestresować ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On to prawda, w sumie tottor miałammmiałam na cokolwiek :-:

      Usuń