wtorek, 30 maja 2017

Mój pierwszy raz ;)

Nie nie, wcale nie ten, o którym myślicie :P Albo może tylko ja mam takie skojarzenia :P W każdym razie to nie ten :)
Jako Mama prawie-czterolatka, swoich pierwszych razów już trochę zaliczyłam - pierwszy krzyk, pierwsze spojrzenie, pierwsze "mama", pierwszy ząbek, pierwszy krok i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale TEN pierwszy raz był jednym z tych najważniejszych, najbardziej wyjątkowych i jedyny w swoim rodzaju. To był już czwarty Dzień Mamy, który obchodziłam. Ale pierwszy TAKI. Był taki wyjątkowy, bo Junior pierwszy raz występował w przedstawieniu z tej własnie okazji. Rok temu przygotowali laurki i serduszka na patyku, ale byli jeszcze za mali, żeby występować, ale w tym roku nadejszła ta wiekopomna chwila :) A było tak...
W piątek o godzinie 09:45 zjawiłam się w parze z Juniorem wystrojonym jak stróż w Boże Ciało i skaczącym z podekscytowania jak piłka-wariatka wysmarowana sokiem z gumijagód. Serio, jeszcze go takiego nie widziałam :) Odstawiłam go do sali, a sama poszłam zająć miejsce na krzesełkach rozstawionych przed "sceną" w ogrodzie. Usiadłam z kolanami pod brodą i czekam. Co prawda Junior już w domu odśpiewał mi cały repertuar, więc znałam piosenki już od jakichś 2 tygodni, ale mimo to siedziałam ciekawa jak to będzie :) Punkt 10 patrzymy - IDĄ! Jedno za drugim, rączka w rączkę, Junior jako drugi. Obawiałam się trochę, że zacznie świrować i do mnie przyleci, ale NIE! Szedł taki dumny, jak jeszcze nigdy. Próbował zachować powagę, ale co chwila na mnie zerkał i uśmiechał się z taką radością i dumą, a Jego oczka mówiły, ba! krzyczały "Patrzcie, tam siedzi MOJA MAMA". A ja się roztopiłam na tym małym przedszkolnym krzesełku. A później zaczęli śpiewać i rozpłynęłam się już całkiem. Łzy płynęły, gardło się ścisnęło, a w żołądku harcowało mi stado motyli. Co tam motyle - to orły były, a nie motyle! Najgorsze, że trzeba było trzymać fason, bo zaraz by było "Mamusiu, dlaczego jesteś smutna?". Tak więc gula w gardle twardo siedziała, na twarzy uśmiech Jokera i jedziemy :) Było pięknie. Na koniec Pani rozdała każdemu laurki i bukieciki i każde dziecko pobiegło do swojej mamy. Przybiegł Junior i mówi - Kocham Cię Mamusiu! Jesteś ze mnie dumna? PEWNIE, ŻE JESTEM MALUCHU. Jestem i zawsze będę. W nagrodę poszliśmy na prawdziwe ogromne włoskie lody i pizzę, a co, jak świętować to na całego. Cały dzień spędziliśmy razem i chyba jeszcze nigdy nie widziałam Juniora tak szczęśliwego. I ja sama poznałam kolejne oblicze bycia Mamą... I powiem Wam - jest bosko :)
Miłego dnia :)

2 komentarze:

  1. Ja chyba zareagowałabym tak samo. Zawsze mam gulę jak Młody mi mówi "mamusiu kocham Cię"
    Piękne są takie dni :)

    OdpowiedzUsuń