wtorek, 23 grudnia 2014

Krótkie sprawozdanie

No dobra, obiecałam to słowa trzeba dotrzymać i przyznać się co robiłam, jak mnie tu nie było. Otóż dużo robiłam :)
Najpierw wzięłam się za generalne porządki. Ostatnie takie były tu przed naszym wprowadzeniem się, a więc wiosną i trzeba było tą chałupę wysprzątać na święta. Tyle ile dałam radę z Juniorem wiszącym na mojej nodze robiłam w ciągu dnia, choć niewiele tego było, bo Junior w ramach przedświątecznej gorączki postanowił sprawdzić jak to jest jedną króciutką drzemką w ciągu dnia :) mniej więcej do godziny 16 było całkiem spoko, ale później zaczynała się jazda bez trzymanki i jak Mężu wracał z pracy musiał ogarniać jęczącego już i zmęczonego Juniora, którego o tej porze już trzeba było przetrzymać, bo nie było sensu kłaść Go spać przed 17, a ja nadrabiałam robotę. I tak wypucowałam okna sztuk 18 (!), wybłyszczyłam każdy kąt i teraz z dumą możemy przyjmować gości. Mężu zajął się porządkami na zewnątrz i tym sposobem jesteśmy ze wszystkim na czas. Dziś tylko zostało ubrać choinkę, upiec piernik i zrobić sałatkę, a jutro usmażyć rybę i podgrzać barszcz. Resztę przywiozą rodzice i teściowa :))
Oprócz porządków mieliśmy tez trochę papierkowych spraw do załatwienia, więc było bieganie od drzwi do drzwi, jednym słowem paranoja, ale nie ma sensu nawet tego opowiadać. Najważniejsze, że wszystko załatwione pozytywnie i tak, jak chcieliśmy.
A jaki prezent pod choinkę sobie zafundowałam? A zawiozłam wczoraj wypowiedzenie do roboty :))))) Gdyż ponieważ dostałam nową pracę :) Zaczynam w połowie lutego :))) Ha! :))

piątek, 19 grudnia 2014

Melduję, że jestem :)

Ja tak tylko informacyjnie - ostatnio na troszkę zniknęłam, bo postanowiłam wcześniej ogarnąć chałupę przed świętami, a nie na ostatnią chwilę, bo tak nie lubię. Dodatkowo trochę spraw zwaliło nam się na głowę i je też trzeba było ogarnąć, dlatego na blogowanie zabrakło mi sił, czasu i natchnienia. Ale melduję posłusznie, że wyszłam na prostą, nadrobiłam zaległości u Was (mimo braku komentarzy wiedzcie, że jestem na bieżąco) i wracam do pisania u siebie.
Teraz to tylko taki telegraficzny skrót, ale później obiecuję napisać co u nas. Teraz tylko melduję, że jesteśmy i mamy się dobrze :)

czwartek, 4 grudnia 2014

W kręgu juniorowych zainteresowań

Dziecię moje, mimo swojego młodego wieku, zdążyło już mieć kilka fascynacji i różnych hobby :)
Kiedy Junior był całkiem malutki (tak ze 2-3 miesiące miał) na topie były wszelkie światełka, ale to chyba wszystkie dzieci tak mają. Wpatrywał się tymi swoimi oczętami w każdy świecący obiekt, po drodze były święta, w święta choinka, a na choince lampki, więc już w ogóle szał ciał :) Jak trochę podrósł nauczył się pstrykać włącznikami i czasem trzeba było spędzić z nim pół godziny w jednym miejscu, bo koniecznie musiał sobie światłem popstrykać :)
Wyrósł z tego na rzecz kuchni :) jako pomieszczenia i jako powiedzmy sztuki samej w sobie :) w kuchni mógłby spędzać 24 godziny na dobę, no ewentualnie z przerwą na spacer. No bo przecież tyle tam fajnych rzeczy jest, te różne łyżki, chochelki, miski, garnki, pokrywki. A jak dochodzi do tego mieszanie, krojenie, gotowanie, smażenie i inne takie... no po prostu CZAD! I to w sumie się utrzymało do dziś i osoba gotująca ma bacznego obserwatora w postaci Juniora. No bo przecież trzeba sprawdzić czy kucharz wszystko dobrze robi, a w razie czego interweniować i pomagać :) Pamiętam jak moja mama robiła kiedyś biszkopt w obecności Juniora. Tak chłopak szalał, że mało do miski jej nie wszedł i musiałam go z płaczem zabrać do domu, bo nie szło nic zrobić :) Także kuchnia jest super, a żeby to potwierdzić powiem tylko, że w tej chwili Junior śpi z przytulanką w postaci rękawicy kuchennej :)))
Oprócz kuchni przez jakiś czas na topie były klocki Lego Duplo (uwaga audycja zawiera lokowanie produktu :P), ale pasja ta została chwilowo porzucona (bo na pewno wróci) na rzecz samochodzików (ku uciesze Męża :P) oraz książek (TAK! TAK! TAK! - to ja się cieszę). Samochodziki odkrył jakiś tydzień temu, choć ma je od dawna. Tak mu się spodobały, że zasuwa po całym domu na kolanach w takim tempie, że czasem ciężko mi stwierdzić w którym miejscu jest w danej chwili, jeśli zdarzy mi się przeoczyć moment przemieszczania z punktu A do B :) I wszystko jedno czy jest do resorak, jakieś większe autko, traktor czy ciężarówka - ważne, żeby miało kółka. A odpowiednie dźwięki Junior doda sam :) Słodko to wygląda i uświadamia mi jaki mój Synek jest już duży... No i książki. Junior jest nimi zachwycony, a ja jeszcze bardziej, bo jako wielkiemu molowi książkowemu zawsze po cichutku marzyło mi się, żeby moje dziecko też je choć trochę lubiło. A Junior lubi je zdecydowanie bardziej niż trochę :) Ojjj tak bym chciała, żeby mu już tak zostało... Książeczki bierze sobie sam, przegląda je po 100 razy dziennie, wybiera jedną (zawsze tą samą :P), żeby mu przeczytać i w tym czasie ogląda inne. I ma bardzo podzielną uwagę, bo mimo, że robi coś innego to zawsze wie, że ktoś przerwał czytanie przed końcem i upomina, żeby ten ktoś czytał dalej :)

Przed nami wieeeeeele innych zabaw i fascynacji na koncie Juniora, a ja już nie mogę się ich doczekać, bo naprawdę cudownie jest patrzeć jak dziecko się rozwija, jak się coraz ciekawiej bawi - czy to z kimś, czy samo. I tak się teraz zastanawiam co my robiliśmy jak Junior był malutki i "tylko leżał" :)))))

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Witamy w grudniu

Grudzień.... Przecież dopiero jeden był i co, już następny? Czas zdecydowanie za szybko leci... Toż to za 3,5 tygodnia święta! Trzeba będzie okna umyć, chałupę wybłyszczyć, bo szykuje nam się wielka inauguracja Wigilii w gniazdku. Nie chce nam się gonić od chałupy do chałupy i jeść w biegu, bo następni czekają, tym bardziej z Juniorem pod pachą, więc w tym roku wszyscy fatygują się do nas i siedzimy na tyłku, jemy bez pośpiechu i już :) Taki jest plan :) Mikołaj w tym roku jeszcze musi się odkuć po tegorocznych większych wydatkach, więc porządne prezenty tylko Junior dostanie, reszta tak tylko symbolicznie, ale to przecież nie o prezenty chodzi. Więc myślę, że nikt nie będzie się skarżył ani narzekał. 3,5 tygodnia ... trzeba by zacząć myśleć nad jakimiś potrawami, kto, co, ile itd. Mam nadzieję, że chociaż troszkę śniegu spadnie, żeby jakiś klimat był, bo takie święta bez śniegu jednak są dziwne. Nie pamiętam już kiedy były takie naprawdę białe. Ostatnio częściej śnieg jest na Wielkanoc niż na Boże Narodzenie. 3,5 tygodnia... można już świąteczne piosenki odpalić (bo jednak świąteczna muzyka i reklamy od 2 listopada to dla mnie stanowcze przegięcie) i zacząć się wczuwać w klimat.
Za kilka dni też moje urodziny. Ostatnie z 2 z przodu... Nawet nie chcę o tym myśleć, bo nie mogę uwierzyć w to, że ja mam TYLE (!) lat. W ogóle się na tyle nie czuję i w sumie to jest trochę pocieszające :) Na 18stkę człowiek czeka jak na zbawienie, choć w sumie nie wiem dlaczego (2 lata temu Młoda tak czekała). Niby taka magiczna data, że nagle staje się dorosły, a przecież tak naprawdę oprócz tego nic się nie zmienia. No ok, prawdziwy dowód osobisty się ma, można legalnie kupić piwo czy inne %, głosować można i takie tam. Ale przecież poza tym tak naprawdę nic się nie zmienia, myślenie dalej pozostaje takie samo, nie dostaje się nagle żadnych super mocy i nikt nie staje się zupełnie inną osobą jak za przełączeniem magicznego guziczka w momencie ukończenia 18 lat. Więc w sumie nie wiem z czego to wynika. Sama tak czekałam na tą 18stkę, a teraz nie mam pojęcia dlaczego :) :P Jedno za to jest dla mnie pewne. Po 18stce czas zdecydowanie przyspiesza i zapitala jak głupi. Serio. Nie wiem nawet kiedy mi te 11 lat od 18stki minęło. 29 lat... Za rok 30... Jezusicku jak to strasznie brzmi :P Ale z drugiej strony fajnie jest :) Uwielbiam ten moment w życiu, w którym jestem teraz. I chyba nigdy lepiej nie było. Mam swoją własną rodzinę - Męża i Synka, mieszkamy u siebie, mam pracę, jestem zdrowa (przynajmniej mam taką nadzieję) i pomimo różnych zawirowań i tego, że czasem inni ludzie potrafią uprzykrzyć nam życie, jest mi naprawdę dobrze. I mam nadzieję, że tak będzie zawsze :)
No... to się sentymentalnie jakoś zrobiło, co? :P Chyba ogień w kominku tak na mnie podziałał. Pogoda za oknem straszna, zimno, wieje, że łepetynę chce urwać, ciemno jak w ... nie powiem gdzie :) i musiałam w kominku napalić, bo ten widok zawsze mnie jakoś tak od środka rozgrzewa i lepiej mi się robi mimo okropnej pogody.
Dobra, ale czas na mnie. Mężu niedługo z roboty wróci, muszę obiad podgonić póki Junior śpi. Poza tym pies mi tu nochalem dmucha na klawiaturę i niemiłosiernie mnie wkurza. Muszę go pogonić zanim mi całego laptopa zadmucha :P

Miłego dnia :)