poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Z powrotem na włościach

Wróciłam :) Długo mnie nie było, ale już jestem :) Nadrobiłam zaległości na Waszych blogach, nie komentowałam, ale przeczytałam wszystko i jestem już na bieżąco :)

Postaram się w skrócie napisać co się u nas działo, bo nie za bardzo mam czas na pisanie.

Najpierw Święta...
Jak zawsze minęły w zawrotnym tempie. W piątek tradycyjnie byliśmy z B. na wieczornej drodze krzyżowej, wróciliśmy do domu około 1 w nocy, ale jak co roku byłam pod ogromnym wrażeniem. Idzie się u nas po ulicach miasta, w tłumie ludzi, ministranci niosą z przodu mnóstwo pochodni i brzozowy krzyż. Jest nie tylko nastrojowo, ale przede wszystkim refleksyjnie. W sobotę z samego rana pobiegłam do kościoła z koszyczkiem, a później razem z B. kończyliśmy przygotowywania do świąt. W tym roku śniadanie wielkanocne było u nas, dlatego wszystko musiałam mieć dopięte na ostatni guzik :) Pyszny żurek, pieczona biała kiełbaska i inne smakołyki wyjątkowo mi się w tym roku udały. A może to dlatego, że u siebie własnoręcznie przygotowane potrawy smakują całkiem inaczej :) Naprawdę jestem z siebie dumna :) Przyszli do nas moi rodzice, teściowa i Młoda i naprawdę mogę powiedzieć, że było fajnie. Po południu planowaliśmy wybrać się na spacer, ale pogoda skutecznie popsuła nam szyki. Zamiast tego pojechaliśmy do mojej chrześnicy, ale szybko wróciliśmy do domu, żeby się sobą nacieszyć. Miło było usiąść wieczorem z lampką wina w ręce i po prostu być razem. Porozmawialiśmy na wiele tematów, które od dawna gdzieś tam czaiły się z tyłu głowy i oboje jesteśmy z tego bardzo zadowoleni :) Poniedziałek Wielkanocny przywitaliśmy tradycyjnie - bitwą na wodę. To znaczy to ja oberwałam, bo B. w tym roku się wycwanił. Wstał przede mną, nalał wody do wanny, a później porwał mnie z łóżka i włożył prosto do wody :) Oczywiście odwdzięczyłam się i pociągnęłam go za sobą, żeby nie było :P Po południu odwiedziliśmy moich rodziców, później teściową i przy okazji wręczyliśmy kilka zaproszeń gościom, którzy akurat u nich byli :) I tym sposobem maraton z zaproszeniami uważam za otwarty :)

Kilka kolejnych dni minęło nam na przygotowaniach do wyjazdu na wesele. Ponieważ urlop mieliśmy do końca tygodnia, mogliśmy na spokojnie załatwić kilka spraw, które na nas czekały przed wyjazdem. Ponieważ wesele było wyjątkowo w piątek, a poprawiny w sobotę (z racji na dostępność sali), z domu wyjechaliśmy już w piątek. Na obiad dotarliśmy już na miejsce :) Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że było to jedno z najlepszych wesel na jakich w życiu byłam. Naprawdę, dawno tak się nie wybawiłam. Było mnóstwo pysznego jedzenia, zespół spisał się na medal, wytańczyliśmy się za wszystkie czasy, mieliśmy naprawdę zgrane towarzystwo przy stole - było po prostu SUPER!!! :) Państwo Młodzi do wszystkiego podeszli na spokojnie, obeszło się bez nerwów i stresu i wszystko wypadło pięknie :) A przed poprawinami wręczyliśmy nasze zaproszenia kilku kolejnym osobom. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z kolejnej szykującej się imprezy i WSZYSCY  zadeklarowali, że przyjadą. Cieszymy się, bo naprawdę ich lubimy i bardzo chcemy, aby nasz dzień stał się też ich udziałem :) Poprawiny w naszym wykonaniu były prawie bezalkoholowe i w niedzielę około południa wyjechaliśmy już do domu. Na miejscu byliśmy już przed 17.

W tym tygodniu maratonu ciąg dalszy, a od środy do naszego wielkiego dnia zostaną tylko 4 miesiące :)

13 komentarzy:

  1. No wreszcie! Już się stęskniłam :) cieszę się że wróciłaś w świetnym humorze, bo i jak widzę jest się z czego cieszyć i życzę szybkiego kolportażu zaproszeń :)) powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. milo wiedziec, ze ktos tu na mnie czekal :))) W domu czeka na nas za to caly karton zaproszen :P

      Usuń
  2. oj, ja bym mogła mieć znowu święta :P
    i to pyszne jedzonko...

    uwielbiam wesela
    zazdroszczę, że się tak wybawiłaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w swieta troche sie oszczedzalam, zeby nie odrobic kg, ktore udalo mi sie zrzucic :)

      Usuń
  3. Ja również czekam na nowe posty :)

    Oj, zazdroszczę weselicha! Też bym się chętnie pobawiła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. beda posty, beda :)
      Oj weselicho bylo super, naprawde jest czego zazdroscic :)

      Usuń
  4. Dziwnie tu, jak nie pojawia się nic nowego, ale fajnie, że jesteś już z powrotem ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to dobrze, że wreszcie napisałaś:) Tęskniłam:)
    Fajnie, że u Was dobrze:) Pewnie to super uczucie wręczać zaproszenia:) A 4 miesiące zlecą zanim się obejrzysz.

    Z niecierpliwością czekam na kolejne wieści;) Ściskam::)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, to fajne uczucie zapraszac gosci na wlasny slub, choc ja i tak czuje sie jakbym to ja szla na czyjes wesele :P

      Usuń
  6. Nic tylko się cieszyć, że te święta tak pozytywnie Wam upłynęły. Mi się marzy iść na wesele, cholera! Nigdy nie byłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nigdy nie bylas? Oj kochana, to musisz nadrobic zaleglosci, mam nadzieje, ze niedlugo bedziesz miala taka okazje :)

      Usuń
  7. Zobaczysz jak to szybko zleci, i nim się obejrzysz będziesz liczyła kolejne rocznice ślubu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tez tak mysle, zwlaszcza kiedy widze jak czas teraz szybko mija :)

      Usuń