poniedziałek, 2 kwietnia 2012

02.04.2005 roku... godz. 21:37

Nie mogę uwierzyć, że to już 7 lat... Wydaje mi się, że to wszystko działo się tak niedawno, może kilka miesięcy temu, a minęło już tyle czasu. U mnie wszystko zaczęło się już w czwartek, kiedy dowiedziałam się o pogorszeniu stanu zdrowia Papieża Jana Pawła II. Następnego dnia miałam wolne od uczelni, cały piątek przepłakałam, non stop miałam włączony TV i komputer, w sobotę ciągle jeszcze miałam nadzieję, modliłam się za Niego w kościele, w którym za 4 miesiące weźmiemy ślub, a kiedy o 21:37 usłyszałam, że odszedł, serce pękało mi na miliony kawałków... Ale wiem, że tak musiało być. Teraz modlę się już nie ZA Niego, ale DO Niego i już nie raz zostałam wysłuchana. I jestem bardzo wdzięczna Bogu, że dane mi było żyć w tych samych czasach, co wspaniały Jan Paweł II... Mój największy autorytet.



"Musicie być silni miłością, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma,
tą miłością, która nigdy nie zawiedzie."

Jan Paweł II
 

6 komentarzy:

  1. Pamiętam jakby to było wczoraj.. Byłam wtedy gówniarą, ale śmierć Naszego Papieża mocno mną wstrząsnęła..
    [*]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, też się wczoraj dziwiłam, że już tyle minęło od Jego śmierci...

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogę uwierzyć, że już taki kawał czasu minął...ja też pamiętam jak by to było wczoraj...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie tez jakby to sie działo wczoraj.
    Dziś przechodząc ulicą Franciszkanską widziałam znicze - jak 7 lat temu ustawione "pod" oknem... jakby się czas zatrzymał

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, dziękuję! Choć, gdy umierał Jan Paweł II miałam 12 lat i byłam dzieckiem, bardzo go kochałam. I gdy przerwano film na TVN, by nadać ten komunikat siedziałam przed ekranem i wyłam. To był wspaniały człowiek, także mój autorytet. Zawsze był dla mnie kimś innym, wspaniałym - z perspektywy patrzeć... najnormalniejszy z całego KOŚCIOŁA...

    Siedem lat, niesamowite. Jak ten czas ucieka...

    OdpowiedzUsuń
  6. W momencie, gdy umierał Jan Paweł II modliliśmy się po raz pierwszy wspólnie z przyszłym (za nie cały miesiąc) Mężulkiem (jeszcze był u mnie i nie pojechał do domu) Koronką do Bożego Miłosierdzia. Skończyliśmy, włączyliśmy TV i chwilę później wiadomość i dzwony...

    I wtedy nigdy nie pomyślelibyśmy, że nasz Trzeci Syn urodzi się w dzień jego beatyfikacji. Dla mnie to wciąż cud, który mnie zadziwia...

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń