czwartek, 10 listopada 2011

Post o koleżance

Obiecałam post o koleżance i dotrzymuję słowa :) Uprzedzam, że będzie długaśnie i z góry gratuluję osobom, które dotrwają do końca.
Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że ja tą koleżankę (nazwijmy ją Monika) lubię, żeby nie było :) Tylko chyba nie do końca ją rozumiem. A może nie tyle ją, co jej podejście do wielu spraw. Ale od początku...

Poznałyśmy się już prawie 5 lat temu, gdy zaczynałam pracę w Firmie. Na początku jakoś ten kontakt był taki średni, wiadomo - byłam nowa i musiałyśmy się trochę poznać, żeby załapać jakiś kontakt. W ciągu tych kilku lat mojej pracy tutaj zmieniała się ekipa w naszym dziale - jedni odchodzili, inni przychodzili i w zasadzie teraz to my dwie pracujemy w naszym dziale najdłużej. No i jakoś z biegiem czasu nasze stosunki uległy zdecydowanemu zacieśnieniu i teraz naprawdę mamy świetny, zgrany i wesoły zespół. Ale... no właśnie, jakieś "ale" zawsze musi być. Mimo mojej całej sympatii do Moniki, czasami trudno nadążyć mi za jej sposobem rozumowania i podejściem do pewnych spraw. Na przykład:

- Monika ma 31 lat. Mimo tego, że faceta miała raz w życiu i to przez niecały rok na studiach (czyli jakieś 10 lat temu), uważa się za eksperta w sprawach związków, w sprawach sercowych itp. Niektóre jej poglądy są tak nieżyciowe, że jak czasami do kogoś z czymś wyskoczy, to zazwyczaj ten ktoś nie ma zielonego pojęcia co odpowiedzieć i albo roześmieje się dorzucając jakiś zabawny komentarz, albo pominie jej słowa milczeniem. Jej wypowiedzi brzmią mniej więcej tak: "No jak to, TY kupiłaś bilety do kina (to do koleżanki, która zamiast prezentu na imieniny zabrała swojego faceta na film, który od dawna chciał obejrzeć). Tak się absolutnie nie robi. To facet powinien Cię zaprosić. Ja się znam!" (ale już wytłumaczyć dlaczego nie potrafi) albo "Ja to się na facetach znam. W końcu mieszkałam ze swoim PRAWIE ROK, więc wiem co mówię!" A z tego co opowiadała to mieszkanie polegało na wynajmowaniu mieszkania w 4 osoby i każda miała swój pokój, więc umówmy się, że prawdziwe "mieszkanie z facetem" to to nie było :) Ale Monika jest w tej dziedzinie ekspertem i koniec. I niech ktoś spróbuje powiedzieć, że jest inaczej to spotka go mega oburzenie. Bo co on tam wie, "oni ze sobą mieszkali !!!" :))

- Kiedy ktoś przy sąsiednim biurku rozmawia przez telefon odwraca się w jego stronę i na bezczelnego podsłuchuje myśląc, że tego nie widać :) Kilka razy powiedziałam jej wprost "Monia, nie podsłuchuj" to tylko zaczynała się śmiać i słuchała dalej.

- To, że przez ostatnich 5 lat nie widziałam u niej śladu makijażu mnie nie dziwi, bo przecież nie każdy musi to lubić i dobrze się czuć z czymś na twarzy, ale już to, że nie używa dezodorantu mając tendencję do "przegrzewania się" już mnie trochę dziwi. I nie chodzi o to, że ma jakieś uczulenie (wysondowałyśmy to z drugą koleżanką), czy coś. Po prostu "nie przywiązuje do tego uwagi". Ale to nie jest takie straszne, bo zapaszki spod paszki wydobywają się tylko czasami, więc da się przeżyć bez większego uszczerbku. Bardziej powalił mnie jej dawny zwyczaj. W zimie gdy było jej gorąco, a miała na sobie np. ciepły sweterek, potrafiła go po prostu zdjąć i siedzieć przy biurku w dżinsach i podkoszulku (wiecie, takim białym na ramiączkach, z koroneczką lub bez, który zakłada się pod coś, żeby było cieplej i który jest raczej uważany za bieliznę!). Żeby on jeszcze był biały... Przeważnie był już mocno pożółknięty, ale najwidoczniej Monice to nie przeszkadzało :) Porzuciła ten zwyczaj jakiś czas temu, może ktoś jej zwrócił uwagę albo coś.

- Przekręca wyrazy i jest zdziwiona, jak ktoś jej mówi, że źle coś mówi, np. ramiążka zamiast ramiączka :) No i przekręca nazwiska :) w naszej firmie jest mnóstwo komunikacji mailowej i nasze adresy mailowe wyglądają standardowo: imie.nazwisko@firma.com - oczywiście bez polskich znaków. No i mimo tego, że Monia wie, że ktoś nazywa się powiedzmy Pawłowski czy Łyżka, to i tak będzie na niego mówić Pawlowski czy Lyzka, "bo tak ma napisane w mailu". Na początku strasznie mnie to raziło, ale teraz już chyba się przyzwyczaiłam :)

No a teraz 2 przykłady, które ostatnio dość skutecznie podniosły mi ciśnienie:

- Monia nie uznaje tego, że ktoś może mieszkać z rodzicami będąc np. studentem lub osobą pracującą. Ok, po części się z nią zgadzam, bo jeśli ktoś ma możliwość, to mógłby się pokusić o samodzielne mieszkanie, ale nie w tym sęk. Monika nie przyjmuje do wiadomości tego, że kogoś może zwyczajnie nie być stać na własne czy wynajmowane mieszkanie. Ona sama dostała swoje mieszkanie od rodziców, kiedy skończyła studia i nie rozumie, że nie wszyscy ludzie mają tak dobrze. Mamy w dziale takiego kolegę, który jest w moim wieku i mieszka z rodzicami, mimo tego, że pracuje. I Monika co chwile mu coś przygaduje z tego powodu, a to że u mamusi, a to że nie chce się wyprowadzić, bo mu tak wygodnie itp. Ale już nie bierze pod uwagę tego, że on zarabia mniej od niej i zwyczajnie nie stać go na opłacenie studiów, dojazdy do pracy, opłaty mieszkania, spłatę kredytu itp. W tym przypadku na życie prawie nic by mu nie zostało. Więc skoro ma taką możliwość, do końca studiów chce mieszkać z rodzicami i ja wcale mu się nie dziwię. Poza tym, Monia uważa, że jak już ktoś z tymi rodzicami mieszka, to po powrocie ze szkoły, tudzież z pracy tylko zasiada na kanapie, włącza TV i czeka - na podanie obiadku, na kawkę, za wypranie i wyprasowanie ubrań, na posprzątanie jego pokoju itd. Według Moni taka osoba nie robi w domu nic, bo robią to za niego rodzice. Być może u niektórych tak jest, może u niej tak było, ale ja z własnego doświadczenia z czasu kiedy mieszkała z rodzicami wiem, że wygląda to zupełnie inaczej.

- Drugi przykład jest taki. Jakiś czas temu Monia zapytała mnie, dlaczego B. i ja nie chcemy po ślubie sie wyprowadzić np. na drugi koniec Polski (????). Powiedziałam jej, że tutaj się urodziliśmy, tutaj mamy rodzinę, dobrą pracę, mieszkanie, większość znajomych i  jest nam tutaj naprawdę bardzo dobrze, więc nie widzimy takiej potrzeby. "Hmm... a nie wolelibyście gdzieś wyjechać, np. za granicę albo do jakiegoś większego miasta jak np. taki Poznań czy Warszawa i tam żyć?" Tłumaczę jej jeszcze raz, że po co, skoro tutaj mamy wszystko, czego nam potrzeba i nie chcemy wyjeżdżać nie wiadomo dokąd i zaczynać wszystkiego praktycznie od zera, tylko po to, żeby "gdzieś wyjechać". A jak będziemy chcieli wyskoczyć do "dużego" miasta, to mamy niecałe pół godzinki do samego centrum stolicy Dolnego Śląska. I nie mamy zamiaru nigdzie się wyprowadzać, bo tu jest nasze miejsce na ziemi. Nie wiem czy zrozumiała, czy nie. Sądząc po jej minie chyba nie bardzo, ale to już nie nasze zmartwienie.

Ale ogólnie Monia ogólnie jest miła i sympatyczna i naprawdę fajnie się z nią pracuje. I to wszystko, co napisałam, nie ma w sobie ani krzty złośliwości ani obgadywania, bo nie taki miałam zamiar pisząc tą notkę. Po prostu zastanawiam się, czy to niektóre poglądy Moni są dziwne, czy to ja czegoś nie rozumiem :) A Wy co uważacie?

14 komentarzy:

  1. Każdy z nas chyba ma jakieś swoje dziwactwa. Ja np. przekręcam zawsze Twój nick z wygodnictwa ;-)
    Najważniejsze, że ją lubisz i dobrze się Wam razem pracuje :-)

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o mnie, mimo że mam niecałe 18 lat, to chcę iść na studia do miasta oddalonego o 600 km od mojego. A potem się zobaczy! Ale każdy robi jak uważa ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... jak tak się nad tym zastanawiam, to nie wiem, czy ja za te 7 miesięcy, jak skończę studia będę miała siłę i cierpliwość wracać do rodziców, ale właściwie to chyba nie będę miała za bardzo wyboru, ponieważ nie mam ani stałej pracy, ani możliwości zamieszkania w jakimś mieszkaniu po dziadkach, czy wujkach i większość ludzi tak ma, niestety, więc myślenie takie, jakie ma Monika jest myśleniem idealnym, bo myślę, że każdy chciałby w pewnym wieku zamieszkać na swoim, ale wielu po prostu na to nie stać.

    jak napisała Maciejka, każdy ma jakieś swoje dziwactwa. ja też mam ich całą masę i już mnie zastanawia kogo nimi wkurzam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby notka o koleżance, ale pewnie każdy, kto ją przeczytał zastanowił się "Co ja robię dziwnego?" Każdy ma swoje za uszami, tylko na przykład brak higieny i brak schludności zawsze będzie mnie doprowadzał do szału. Bo człowiek naprawdę może mieć dziwne zachowania, przyzwyczajenia i cechy charakteru, ale... higiena to jest sprawa nie tylko tej osoby. Bo jeśli ktoś jest niehigieniczny to niestety - okazuje to innym, a to przecież nic miłego.

    Najważniejsze, że jest w niej coś, co da się lubić i dzięki temu praca nie jest udręką :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No specyficzna dziewczyna z niej ;), każdy ma jakieś takie swoje dziwne przyzwyczajenia, ale jeśli dobrze Ci się z nią pracuje to to jest najważniejsze ;) a być może ona zmieniłaby te swoje przyzwyczajenia w momencie kiedy poznałaby jakiegoś faceta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy ma jakieś dziwactwa :) A kiedyś jak pozna faceta może zobaczy jak to naprawde jest i będzie siedzieć jak mysz pod miotłą cichutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może i Twoja koleżanka ma swoje zdanie to jedno, a to w jaki sposób je wyraża to co innego. Ja nie lubię osób, którzy są tacy głupio-mądrzy. I może ma swoje zalety, ale zdecydowanie też duży tupet! I nie toleruję takich osób w swoim otoczeniu, po prostu ich unikam a już na pewno nie przyjaźnię się na prywatnym gruncie. Nie lubię takiej postawy i nie uważam, że to tylko skromna wada. To sposób bycia, który mnie drażni. Rozumiem, że razem pracujecie, więc niejako więcej jej pobłażasz, ale pewnie od czasu do czasu też odpowiedziałabym jej mniej przyjazną ripostą. Wtedy zazwyczaj tacy ludzie zaskakująco dobrze to przyjmują i szanują osobę, która odważyła się zwrócić im uwagę. Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej poglądy są naprawdę dziwne. I nie znoszę ludzi, którym wydaje się, że wiedzą WSZYSTKO! No nie znoszę.. I jeszcze kłócą się o coś, mimo że nie mają racji..
    Jeśli chodzi o te przykre zapachy, to powiem Ci szczerze, że współczuję Ci tego.. Ja na przykład mam potwornie wyczulony węch i jeśli poczuję tego typu "zapach", to od razu zbiera mnie na wymioty.. Brrr...
    Jak już ktoś wcześniej zauważył, może warto zwrócić jej uwagę, bo na dłuższą metę ona będzie utwierdzać się w przekonaniu, że naprawdę wszystko wie i będzie jeszcze gorzej.. No chyba, że to wszystko nie przeszkadza Wam aż tak bardzo ;))
    Życzę Ci mnóstwo cierpliwości we współpracy z ową koleżanką, przyda Ci się ;))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Specyficzna dziewczyna muszę przyznać... nie wygląda na złą czy coś ale czasem zwrócenie jej uwagi nie zaszkodzi...

    Pozdrawiam ;*
    Jeśli chcesz mnie nadal czytać napisz u mnie pod notką swój email :)
    www.kobieta-o-brazowych-oczach.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Bosz... skąd ta Monia spadła? Z Księżyca? Czasem zdarzają się takie wszystkowiedzące indywiduum.
    A tak w ogóle to poczułam te "zapaszki spod paszki" :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię czytać konstruktywne, długie notki! :) Jak dla mnie jest... dość specyficzną osóbką ;) Ogólnie lubię ludzi, którzy mają własne zdanie na poszczególne kwestie, czy też poglądy. Ale jak czerwona płachta na byka działa na mnie dawanie rad komuś, kto o nie wcale nie prosi :p Ps. Ta higiena mnie powaliła na kolana... może ona powinna trafić na kogoś równego sobie, kto by Jej powiedział kilka słów (niekoniecznie mocnych) i doradził? Może kiedyś...:d

    OdpowiedzUsuń
  12. ja bym moniki zdecydowanie NIE polubiła...z tego co przeczytałam, to wścibska, przemądrzałą dziewczyna..i co tego nie dba o higiene ?! co jest dla mnie wielkim szokiem...

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziwna ta Twoja koleżanka. ;pa

    co do Twojego komentarza to też wole ten wózek ;-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Szalona... Oj takie przypadki chodzą po świecie :)Myślę,że Monia nie jest wyjątkiem :) Przynajmniej po latach będziesz miała miłe i ciekawe wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń