poniedziałek, 12 czerwca 2017

Ciężki weekend

Zła jestem. Nie, nie... zła to zdecydowanie za mało powiedziane. Wściekła jestem, wkurzona na maksa i jakie tam jeszcze określenie tego stanu Wam przyjdzie do głowy możecie tutaj wstawić. A czemuż to? A no przez moją szanowną mamę, która skutecznie podniosła mi w weekend ciśnienie do takiego stopnia, że jeszcze do tej pory mnie trzyma. Ale od początku...
O tym, że moi rodzice mają świra na punkcie Juniora od momentu jego narodzin, a nawet jeszcze wcześniej, wszyscy doskonale wiedzą. Ma to swoje dobre i złe strony, jak to w życiu. Niektóre rzeczy, które robią mi się nie podobają i staram się mówić o tym głośno, bo nie po to wkładamy trud w nauczenie czegoś dziecka, żeby ktoś jednym machnięciem nam to wszystko rozwalił. Tak było z odzwyczajaniem Juniora od butelki i przyzwyczajaniem do normalnego kubeczka i wieloma innymi rzeczami. My robiliśmy jedno, a wystarczyło jedno popołudnie sam na sam z dziadkami, żeby wszystko poszło w cholerę mimo naszych próśb o trzymanie się jednej strategii. O ile jeszcze mój tato jakoś dopuszcza do siebie nasze uwagi i (o dziwo!) stara się do nich dostosować (choć spodziewałam się, że akurat w tym przypadku zderzymy się ze ścianą), tak rozmowa na tego typu tematy z moją mamą jest dosłownie rzucaniem grochem o ścianę. Jednym uchem wpada tylko po to, żeby drugim natychmiast wypaść, a to wszystko okraszone ironicznym uśmieszkiem i teatralnym odwracaniem głowy w drugą stronę. Nie inaczej było w ten weekend. Junior niedługo skończy cztery latka i naprawdę to już najwyższa pora, żeby uczył się samodzielności na każdym możliwym polu. I tak - gdy jest z nami:
- chce jeść - nakładam i niech je tyle ile chce i tak jak potrafi
- chce siku/kupę - idzie do łazienki i robi, co najwyżej trzeba mu później pomóc wytrzeć porządnie tyłek
- wychodzimy na spacer czy do ogrodu - ubiera się sam, biega sobie, bawi się z dziećmi
- idziemy się kąpać - rozbiera się sam i stara się sam umyć, a ja tylko poprawiam niedoróbki.
itd...

Jak tylko jest u dziadków, moja mama chce robić za niego wszystko - karmić, przebierać, wysadzać na kibelek, nosi go na rękach kompletnie bez potrzeby, jakby tylko mogła to jeszcze jedzenie by za niego gryzła, a na podwórku chodzi za nim krok w krok jak jakich cholerny cień. Nie raz są wojny między rodzicami, bo tato w sumie mówi jej to co my, ale nie trafia. W końcu w ten weekend nie wytrzymałam. W sobotę byliśmy u nich przez godzinę i to w zupełności wystarczyło, żeby się konkretnie pokłócić. Zachowanie standardowe - jak wyżej, czyli zero samodzielności Juniora (mimo, że chciał), za to 100% asysty babci we wszystkim. Zwróciłam uwagę raz - cisza. zwróciłam uwagę drugi raz - cisza. Za trzecim razem nie wytrzymałam i powiedziałam głośno co o tym wszystkim myślę, co oczywiście skończyło się ogromnym fochem, stwierdzeniem, że ja w ogóle nie patrzę co dziecko robi i "olewam sobie" itd, a jak powiedziałam, że takim zachowaniem tylko robi Juniorowi "krzywdę" w tym sensie, że nie uczy go podstawowych rzeczy i podważa to co MY rodzice staramy się mu wpoić, to strasznie się oburzyła, że ją obrażam i się obraziła, a my wyszliśmy. Mężu poparł mnie w 100%, choć nic nie powiedział u nich, żeby nie dolewać oliwy do ognia. Wiele razy w takich sytuacjach zaciskałam zęby i odpuszczałam, ale nie tym razem. Tym razem nie odpuszczę, własnie dla dobra Juniora. To MY jesteśmy rodzicami i to MY ustalamy reguły gry w pewnych aspektach, a inni mają się do tego dostosować, czy im się to podoba, czy nie. I dotyczy to również, a może przede wszystkim dziadków. Jak wiem, że mówi się, że rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania, ale tym rozpieszczaniem nie mogą rujnować tego, co robimy my i będę tego stanowiska bronić pazurami, bez względu na to czy to się komuś podoba czy, czy ktoś się obrazi, czy nie, bez względu na to, czy jest to ktoś obcy, czy nawet moja mama.
Póki co od soboty jest cisza, ale trudno. Ja nie ustąpię, dopóki moja mama nie zrozumie gdzie popełnia WIELKI błąd, a myślę, że to trochę potrwa, bo ona twierdzi, że to ona jest poszkodowana w całej tej sytuacji. No cóż... to może się zdziwić. Trudno.
A Wam jak minął weekend? Mam nadzieję, że lepiej ;)

8 komentarzy:

  1. Mój weekend znacznie lepiej ;)

    Znów niewiele mogę się odnieść, bo jako bezdzietna nie mam dużego doświadczenia w starciach z babciami dziecka :p Natomiast niewielkie doświadczenie zdobyłam przebywając z moją chrześnicą (kuzynka) i naszą wspólną babcią na raz. Kilka lat temu jak mała miała 4-5 lat i spędzała weekend albo wakacje u babci to do nich wpadałam. Na ogół urządzałam jej "warsztaty" pieczenia i dziecko, które spokojnie sobie radziło z ugniataniem i wałkowaniem ciasta, wykrawaniem ciasteczek albo przelewaniem ciasta na babeczki do foremek czy lukrowaniem (pewnie, burdel był kosmiczny, ale porządna cerata na stole nieco nas ratowała :)), przy jedzeniu obiadu z babcią nagle "traciło umiejętności w rękach" i babcia nie mogła nie karmić. A jak mała stwierdziła, że ona już głodna nie jest (zostawiając część za dużej porcji na talerzu) to zaczynało się bieganie za nią po parterze domu z talerzem i przemycanie kęsów do ust...
    Niektóre babcie już tak chyba mają i życzę Wam morza cierpliwości w starciach z Twoją mamą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocean będzie zdecydowanie lepszy

      Usuń
  2. u nas weekend spoko ale dziś Babcia z Młodym została... ciekawe co z tego wyjdzie
    U nas wieczny problem z Teściową która nie rozumie, że Młody nie może jeść wszystkiego - bo ma alergię. Może nie zacznie się dusić ale później płacze że go brzuch boli i jest cały wysypany... ostatnio się obraziła stwierdzając to sobie sami jedzenie przywieźcie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i własnie o to chodzi. Człowiek zwróci takiej osobie uwagę, to wychodzi na to, że biedna babcia jest ofiarą czepiających się rodziców. Ale jak rodzice proszą po sto razy o to samo, to jakos nie dociera. Eh... ciężka sprawa

      Usuń
  3. Moja teściowa jakby mogła to by gryzła za moje dzieci i wypluwała im do talerza.

    W niedzielę też wyniosła za niego talerz do kuchni,mimo że ja mu kazałam. Gdybym tak umarła z Filipa byłaby życiowa pizda.

    Anula sobie da radę bo ona mimo że ma rok to jest na BLW i sama jada,sama wszystko chce ogólnie Zosia samosia

    Filip odwrotnie.

    Na nasze szczęście raz na dwa tygodnie widujemy się z dziadkami bo mieszkają daleko.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas byłoby to samo �� Junior w domu sam się obsługuje tylko u babci nagle robi się wygodny a babci w to graj. Chciałabym mieszkać daleko ��

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba odwieczny problem. I o ile mojej mamie jeszcze jakoś mogę powiedzieć, jak jest, to już teściu, czy teściowa to kosmos. Od razu z łapami do dzieci, choć te się ich boją bo nie widzą ich często. I ukochaj dziadzia... gryzłabym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam ochotę gryźć do tej pory bo foch jest nadal a ja tym razem nie zamierzam odpuścić póki nie zrozumie o co chodzi. Trudno czasem człowiek musi być twardy zwłaszcza, że tu chodzi o dobro dziecka

      Usuń