piątek, 6 maja 2011

Po majówce

Majowy weekend... no właśnie... mimo określenia "majowy", ze względu na pogodę mało przypominał maj. Wstaję ja sobie 3 maja rano (mieliśmy jechać tego dnia na małą wycieczkę), idę do kuchni, żeby wstawić wodę na kawkę, patrzę i.... "Aaaa!!!!! B. wstawaj szybko i popatrz za okno". Z nieba leciały wielkie płaty śniegu, a zieleń trawy i kwiaty na drzewach przed naszym domem przybrały jakiś taki dziwny kolor. Oczywiście z wycieczki nici, jakby tego było mało co jakiś czas nie było prądu (na szczęście krótko). Po południu, żeby całkiem nie pozasypiać w domu, wyściubiliśmy nosy z dziupelki i pojechaliśmy w odwiedziny do znajomych (a tam wybawiłam się za wszystkie czasy z ich małym 9-miesięcznym synkiem). W ogóle majówka minęła nam bardzo towarzysko. I tylko sobotę spędziliśmy sami. W niedzielę po kościele byliśmy u moich rodziców, później przyjechał do nas mój kuzyn ze swoją 3-miesięczną córeczką, a w poniedziałek byliśmy u mojej kuzynki, która wychodzi za mąż w czerwcu, więc mieliśmy okazję posłuchać trochę dobrych rad na świeżo w kwestii organizacji wesela :) I wiele z nich na pewno się przyda :)
Czas z pracy też minął bardzo szybko i tym sposobem znów
Dzięki długiemu majowemu weekendowi kolejny tydzień pracy minął mi piorunem i znów nadchodzi weekend. Dziś za oknem świeci słońce, jest ciepło, a od jutra ma być gorąco! I jesteśmy coraz bliżej urlopu. Co prawda na urlop jedziemy dopiero w sierpniu, ale zawsze to już bliżej, niż dalej, co nie? ;) Ach... nie mogę się doczekać :)

Wiecie, ostatnio stwierdziłam, że ja jestem jakoś mało odporna psychicznie na wiele spraw. Bo ja zawsze chcę być dla wszystkich miła, staram się, żeby wszyscy byli ze mnie zadowoleni, żeby nikt się na mnie nie zawiódł i wystarczy byle bzdura, przez którą (w moim przekonaniu) ktoś mógł się na mnie zawieść, żeby wpędzić mnie w doła. Najśmieszniejsze jest to, że zazwyczaj dana osoba nawet nie wie o co mi chodzi, bo po prostu nie zwróciła uwagi na taki drobiazg. Nie wiem skąd się to we mnie bierze, ale cholernie ciężko mi jest się tego pozbyć raz na zawsze. Wiem, że trzeba wiedzieć kiedy popełnia się błąd, że podejście za zasadzie olewatorstwa jest jeszcze gorsze, ale takie przejmowanie się wszystkim, jakie czasem pojawia się u mnie jest po prostu beznadziejne i tak naprawdę do niczego nie prowadzi. No bo co może mi dać siedzenie i rozkminianie po raz tysięczny tej samej sytuacji? Że mogłam powiedzieć zrobić czy powiedzieć to i to, a nie to co zrobiłam lub powiedziałam. Mówi się trudno i żyje się dalej, tak, żeby więcej tych błędów nie popełniać. No kurde, ja to naprawdę wszystko wiem, ale czasami to jest silniejsze ode mnie. Taka moja nieszczęsna natura. Chyba tylko w pracy potrafię nie przejmować się byle czym. Kiedyś (gdy szefową była jeszcze Jędzowata - swoją drogą poszła na urlop wychowawczy i mamy ją z głowy przynajmniej do końca roku) przejmowałam się bardzo każdym błędem. A teraz mówię sobie, że jesteśmy tylko ludźmi i każdy może się pomylić. I (o dziwo!) tych błędów nie robię prawie wcale. Hmm... Czyżby to było takie proste? :)

Update ślubny
Mamy zespół :) Słyszeliśmy go tylko na filmie z jednego wesela, ale wszyscy znajomi, którzy bawili się na weselach, na których oni grali, wychwalają ich pod niebiosa. W internecie znalazłam też tylko same pozotywne komentarze na ich temat, więc zarezerwowaliśmy u nich termin. Umowę i tak będziemy spisywać dopiero za jakiś czas, więc będzie okazja ich posłuchać. Powiedzieli gdzie będą grać w najbliższym czasie i jeśli mamy ochotę to możemy podjechać i posłuchać. Być może się skusimy. W każdym razie jest to sprawdzony zespół i mam nadzieję, że na naszym weselu też spisze się na medal :)
No... więc kolejną pozycję na liście do załatwienia można odhaczyć :) Teraz tylko fotograf i ksiądz. Najbardziej nie chce mi się iść do tego księdza, bo to ten typ, który na każdym kroku stara się wydrzeć od ludzi jak najwięcej kasy i jest przy tych strasznym bucem, który robi ze wszystkim wielką łaskę. Dlatego jeszcze się zastanawiamy czy brać ślub akurat tutaj. No cóż... zobaczymy.

18 komentarzy:

  1. Ehhh jeśli o to przejmowanie się chodzi to czasem i ja taka jestem... nie jest to nic dobrego, ale nic na to nie można poradzić... to minie...
    O fajnie to teraz już Wam do urlopu niewiele zostało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no do urlopu juz z gorki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie warto się przejmowac, a zwłaszcza osobami, którym na nas nie zależy.
    Trzymaj sie cieplo i milego weekendu!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie jak jechałam do warszawy złapał taki śnieg, że musieliśmy na stacje zjechać bo nie dało się jechać. Każdy na letnicj oponach.. a tu taka pogoda.
    Orkiestra zaraz po parze młodej to najwżniejsza rzecz na weselu :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, jak odbieraliśmy Szymonka ze szpitala to spadł śnieg - ale nic dziwnego było to w początkach grudnia. No ale tym razem nikt się tego nie spodziewał - szpital opuszczaliśmy 3.05... ;-)

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  6. W naszym przypadku, kościół był pierwszym, co musieliśmy załatwić, bo terminy pozajmowane są już nawet na 2013 rok, a co mówić o 2012.. I
    dzięki Bogu za wesele płacimy "co łaska" ;)
    Wszystko ma swoje i dobre i złe strony. Człowiek przejmując się czymś, pokazuje, że ma choć odrobinę serca i liczy się dla niego dobro innych, ale z drugiej strony szkodzi sobie, nerwami, ciągłym zamartwianiem się.. Miejmy nadzieję, że już niedługo te lekko obsesyjne zamartwianie się, przejdzie Ci ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, ja na szczęście na weekend majowy wybrałam się nad morze, a tam (mimo, iż było zimno) to cały czas świeciło pięknie słońce, więc człowiek miał optymistyczne nastawienie :)
    Co do przejmowania się - czasem trzeba się zastanowić, czy kwestia wymaga zmartwienia. Na pewno znalazły by się inne, bardziej tego "godne". Trzeba wrzucić trochę na luz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Informuję przy tym, że z blog.pl, przeniosłam się na www.usmiechzpapieru.blogspot.com
    W notce wszystko wyjaśniłam.
    Zapraszam serdecznie!
    {w linkach możesz zmienić}

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowe namiary na mnie wysłałam mailem ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. oj ja się totalnie wybyczyłam nad morzem :) cudownie było normalnie aż chce się wracać :)
    sprawy ślubne nabierają rozpędu, fajnie że już jesteście na tym etapie, cieszę się razem z Tobą :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja na waszym miejscu wcale bym się nie zastanawiała, tylko szła do takiego księdza, co bierze "co łaska" a nie według cennika ;) jak zwykle się rozmarzyłam czytając te wasze ślubne przygotowania;)

    OdpowiedzUsuń
  12. chetnie poszlabym do takiego, ale niestety takiego u nas nie ma :/

    OdpowiedzUsuń
  13. No to jak macie orkiestrę to już myślę, ze połowa sukcesu jest !;)

    No tak weekend majowy nas niemiło zaskoczył, ale na szczęście już możemy o tym zapomnieć, bo za oknem piękna pogoda !;)

    OdpowiedzUsuń
  14. dokladnie - zespol to juz polowa sukcesu :) Znajoma byla ostatnio na weselu na "naszej" sali i jest zachwycona, wiec bardzo mnie to podbudowalo :)
    U nas tez pogoda jest piekna. Szkoda tylko, ze w weekend znow ma sie popsuc

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedyś też przejmowałam się dosłownie każdym krzywym spojrzeniem. Z czasem nauczyłam się nie podchodzić do uwag innych tak bardzo poważnie. Owszem te mądre biorę pod uwagę, ale większość brzydko mówiąc olewam.Bardzo lubię ten klimat muzyki weselnej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Odnośnie ślubu, to ja właśnie przez takiego księdza będę brała ślub w innym kościele, szkoda nerwów :)) No, mnie najbardziej podobał się 'tydzień' po świętach i znów błogie lenistwo :P
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. U nas śniegu nie było, za to dosyć odczuwalna była zmiana temperatury, na niższą oczywiście. U nas obficie padał deszcz :(
    Dobry zespół, który porywa do tańca gości to już połowa sukcesu ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Mnie to tak naprawdę 20 kilo, ale... najpierw 10 :).

    OdpowiedzUsuń