czwartek, 7 kwietnia 2011

Szkolni znajomkowie

Z góry przepraszam i ostrzegam, że poniższa notka jest generalnie pozbawiona logiki i trudno jest zrozumieć, co autor miał na myśli, ale mam nadzieję, że uda Wam się jakoś to przetrawić. Po prostu nie umiem tego ubrać w słowa w inny sposób i naprawdę nie są to szczyty kfiatushkowych możliwości twórczych :) No ale trudno, niech już będzie tak.

Siostra mojego B. jest teraz na etapie przechodzenia z jednej szkoły do drugiej - kończy gimnazjum, zaczyna liceum. Ma teraz paczkę znajomych ze szkoły, z którymi się trzyma. Urządziłyśmy sobie ostatnio takie babskie pogaduchy i Młoda stwierdziła, że mimo tego, ze wybierają się do różnych szkół, to i tak zawsze będą trzymać się razem. Ot, takie ich postanowienie. Super, tylko pozazdrościć i naprawdę życzę im, żeby to się udało, bo takie długoletnie przyjaźnie, które uda się utrzymać, są naprawdę cenne. Ale przy tej okazji zaczęłam się zastanawiać jak to było z moimi szkolnymi znajomymi... No cóż. Było to tak...
W podstawówce moja klasa przez 7 lat była strasznie niezgrana, ale zmieniło się to na wakacjach przed 8 klasą (tak tak, należę do roczników uczących się jeszcze wg starego modelu). Nagle ze zbieraniny ludków przekształciliśmy się w klasę z prawdziwego zdarzenia, w której każdy za każdego dałby się pokroić i zawsze wszyscy murem stawali za każdą osobą, która tego potrzebowała. Było naprawdę super, zawiązały się prawdziwe przyjaźnie i miłostki (m.in. moja, ale to temat rzeka na inną notkę jeśli będziecie chcieli :P) Zakończenie roku szkolnego oczywiście było pełne łez i wzajemnych zapewnień, że będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Nie ukrywam - udało się przez kolejne miesiące być w kontakcie prawie z całą klasą, później każdy poszedł w swoją stronę. Do liceum chodziłam z grupą osób z mojej dawnej klasy, z nimi kontakt mam do dziś, ale do całej klasy mam wielki sentyment. Większość osób rozbiegła się po świecie i teraz rzadko kiedy kogoś z nich spotykam. A szkoda...
Klasy z liceum nawet nie wspominam, bo nie warto, poza pojedynczymi osobami nie było tam nikogo, kogo warto wspominać. Także między tymi pojedynczymi osobami po maturze padały wzajemne zapewnienia o utrzymywaniu kontaktu. I co? I nic... Razem z koleżanką 2 tygodnie później spotkałyśmy jedną z takich osób w pobliżu uniwersytetu, na który składałyśmy dokumenty na studia. Osoba ta przemknęła szybko obok nas mówiąc tylko ciche cześć, żeby przypadkiem nikt nie słyszał i zwiała nie zamieniając z nami ani słowa. No i co z tymi zapewnieniami?
Nic... jedna wielka lipa. Tak to chyba jest, że w życiu ludzie pojawiają się na naszej drodze, a później równie szybko znikają. Albo łapią nas za rękę i dalej idą z nami, choć tych jest zdecydowanie mniej. W tej chwili mam swoje grono znajomych (ze studiów i poznanych wiele lat temu całkiem przypadkowo), z którymi regularnie się spotykamy - a to na kawkę, a to na pizzę, piwko czy inne tego typu "okazje". Ale wśród tych kilkunastu osób jest jedna, która dotrzymała danego wiele lat temu słowa. To jedna z moich koleżanek z mojej ukochanej klasy ze szkoły podstawowej :) Nie tylko utrzymujemy ze sobą kontakt, ale w dodatku K. jest moją najlepszą przyjaciółką, choć w czasach szkolnych w życiu bym się tego nie spodziewała. Znamy się już 19 lat, a prawdziwa przyjaźń między nami trwa około 10. I to chyba pokazuje, że jak się chce, to można :) Ale jak wiadomo, do tanga trzeba dwojga. Wiem, że w tej notce brak jakiejkolwiek logiki, bo trudno mi to ubrać w słowa. Ale chodzi mi o to, że dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się jednej bardzo ważnej rzeczy - nie dawać obietnic bez pokrycia. Nie obiecywać komuś czegoś wiedząc, że i tak nie dotrzymamy słowa. Bo czasami mimo dobrych chęci, coś może się nie udać. A jeśli już coś obiecujemy, to musimy się naprawdę sprężyć, żeby tej obietnicy dotrzymać. Jeśli się nie uda - trudno, ale będziemy mieć czyste sumienie, sie próbowaliśmy. Jestem pewna, że każda z Was może coś na ten temat powiedzieć. Na pewno też słyszałyście takie zapewnienia, z których i tak nic nie wyszło, więc mam nadzieję, że mimo totalnego braku sensu i logiki w tej notce, zrozumiecie co miałam na myśli :)
Nie powiedziałam Młodej tego wszystkiego co wtedy przyszło mi do głowy. Nie chcę jej zniechęcać. Nie wiem, może to błąd, ale niech sama się przekona jak będzie w ich przypadku. Może akurat ich paczce się uda :)))

12 komentarzy:

  1. Moją chyba mogę rzec przyjaciółką jest Olka poznana 11 lat temu jak zaczynałam gimnazjum, drugą mi najbliższą jest Martucha właściwie bliżej poznana 6 lat temu w szkole średniej :), do tej pory utrzymujemy kontakt, mimo zmian jakie dokonały się w naszym życiu do tej pory.

    Najważniejsze, że masz swoją najbliższą koleżankę, nie każdy ma to szczęście prawda? :) a znam takich ludzi..

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm no nie było tak źle z tą logiką :D Przynajmniej ja zrozumiałam wszystko co autorka miała na myśli :D

    No często jest tak, że jakaś tam grupa, paczka obiecuje sobie, że będzie trzymać się razem.. Najzwyczajniej w świecie to nie wychodzi, a to nie dlatego, że chęci brak, a pewnie dlatego, że każdy zaczyna mieć coraz więcej obowiązków, czy też wyjeżdża do innego miasta na studia.

    Zaczyna nową szkołę, poznaje więc nowych znajomych z którymi ma bliższy kontakt, a to dlatego, że jest z nim codziennie.

    Ja mam jedną przyjaciółkę, z którą przyjaźnie się od gimnazjum. Mimo, że studiujemy w innych miastach to i tak w miarę naszych możliwości się spotykamy. Reszta się wykruszyła, ale no cóź.. myślę, że taka kolej rzeczy jest.

    Ze szkoły średniej posiadam dwie i nawet teraz z nimi studiuję :)

    Zawsze wśród tłumu wyłowimy tą osobę z którą będziemy się trzymać dłużej i stworzymy swoją pracą piękną więź :):)

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja miałam to samo ze znajomymi z gimnazjum i podstawówki, bo teraz tych z którymi mam kontakt mogę policzyć na palcach jednej ręki tak naprawdę. No jest to troszkę przykre, że wiele ludzie sobie obiecują a później nic z tego nie wychodzi i masz racje, nigdy nie dawać obietnic bez pokrycia, bo później tylko są rozczarowania.
    No mam nadzieje, że Młodej jednak się uda :)
    Ja sama mam przyjaciółkę którą znam i przyjaźnię się z Nią przeszło 10 lat już i choć nie raz Nasze drogi się rozchodziły zawsze wracamy do siebie i razem się trzymamy czyli można :) i nie tylko Ty jesteś takim przykładem, że jak się chce to można :)

    Pozdrawiam Ciepło : ***

    OdpowiedzUsuń
  4. MAcie rację, taka chyba jest kolej rzeczy

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie też wszystkie te zapewnienia dawnych składów z różnych szkół do których chodziłam kończyły się klapą...
    Chętnie poczytam o tych miłostkach Twoich :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie wierzę w te szkole przyjaźnie, raczej z własnego doświadczenia. Wiem, gdy przechodziłam z gimnazjum do technikum, wiele sobie wzajemnie obiecaliśmy, że się będziemy spotykać, a tak naprawdę każde poszło w swoją stronę, z natłokiem pracy i tyle. Oczywiście różnie to bywa, u mnie się jednak nie powiodło. Nie żałuję, teraz mam innych znajomych, o tamtych pomału się zapomina. Ot, czasami zwykły SMS: "Co u Ciebie?", cóż... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem... Jak się chce, to można... Dla chcącego nic trudnego... Wiadomo, z wiekiem coraz ciężej wygospodarować czas na takie spotkania... Ale jeśli komuś bardzo zależy, to się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj chyba każdy z nas ma taką historię ;)
    Zawsze są zapewnienia, obietnice, łzy na koniec szkoły a potem jedno wielkie NIC z tych obietnic...
    U mnie było podobnie. Miałam jedną koleżankę, z którą od 6 m-ca życia do końca gimnazjum, byłam najpierw w tym samym żłobku, potem przedszkole, klasa w podstawówce i w gimnazjum.. Całe życie praktycznie ze sobą, na dodatek mieszkamy w sąsiadujących blokach. I co?
    Od gimnazjum kontakt się urwał, czasami pogadamy jak spotkamy się gdzieś w mieście (mimo że mieszkamy w blokach obok siebie). Nasze mamy częściej się spotykają na kawkę albo winko.. Wstyd. Kiedyś przyjaźnie, znajomości szkolne trwały latami, a teraz..? Każdy taki zabiegany, zalatany, że nie ma czasu wspominać ani pamiętać o starych dobrych znajomych.. To smutne...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam taką przyjaciółkę od czasu liceum 25 lat. Niczego sobie nigdy nie obiecywałyśmy, nie warto. Przyjaźń jeżeli ma trwać to przejdzie wszystkie burze i właśnie to będzie świadczyć, że jest prawdziwa. Czas rozdziela wszystko ale kiedyś pojedziesz tak jak ja na zjazd klasowy 10, 20, 25 lecia i są to takie momenty, że wydaje ci się, że z twoją klasą nigdy się nie rozstałaś. Pozdrawiam Kfiatuszku

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam przyjaciółkę bardzo długo, ale wszystko się rozwaliło przez jej zazdrość, z którą sobie nie poradziła... ;/

    OdpowiedzUsuń
  11. Nabi -> skad ja to znam

    OdpowiedzUsuń
  12. JA miałam super klase w gimnazjum i zawsze będę ich wspominać z sentymentem, natomiast z liceum to szkoda słów. Kontakt mam z kilkoma osobami, tak że zamienimy pare słów jak się gdzieś spotkamy. Bo o wspolnych wypadach nie ma co mówić. teraz mam przyjaciół z którymi nie chodziłam do klasy. I są wspaniali. Starsi ode mnie. Zawsze wolałam towarzystwo starszych. Najwierniejsza przyjaciółką jesst mojaa kuzynka. Więc może dlatego aż tak bardzo nie parłam na nawiązywanie przyjaźni w liceum. Poza tym m. wystarcza mi w zupełności :))

    mademoiselle

    OdpowiedzUsuń