To już w sumie trochę nie na temat, bo święta były już jakiś czas temu, ale jakoś tak nie było okazji opowiedzieć co się u nas wtedy działo.
Tak więc od początku. Jak już udało nam się wysprzątać chałupę na błysk, ubrać choinkę (znaczy Mężu ubierał, bo ja w tym czasie ciasto robiłam) i tak dalej nadeszła pora na świętowanie. Wigilie postanowiliśmy w tym roku urządzić w gniazdku. Zaprosiliśmy moich rodziców, teściową, żyjące babcie i dziadka i wyprawiliśmy spotkanie wielopokoleniowe :) Dokładnie czteropokoleniowe. Tym sposobem nikt nigdzie się nie spieszył, nie było jedzenia na szybko, bo kolejna Wigilia już na nas czeka, tylko wszystko na spokojnie. A i roboty jakoś dużo nie było, bo zrobiliśmy kolację składkową i każdy coś przyniósł. Junior spróbował chyba 4 potraw, wsuwał je ze smakiem w swoim krzesełku, a po kolacji z wielkim przejęciem rozdawał wszystkim prezenty i strasznie się cieszył, kiedy wyczytywaliśmy Jego imię :) Śmiechu było przy tym co nie miara :) Pierwszy dzień świąt spędziliśmy w rozjazdach, bo byliśmy u teściowej i u rodziców, a w drugi dzień świąt najpierw odwiedziliśmy naszych chrześniaków, a później wpadli do nas znajomi z dziećmi. Junior wyszalał się za wszystkie czasy i padł wieczorem w kilka minut. Między świętami a Nowym Rokiem załatwialiśmy kilka spraw, które jeszcze mieliśmy do załatwienia, a Sylwestra postanowiliśmy spędzić tylko we troje. Junior balował do 20, później poszedł spać, a my do północy "imprezowaliśmy" we dwoje przy Sylwestrze z Dwójką :P Punktualnie o północy, jak na zawołanie Junior się obudził i posiedział z nami do 1:30, bo stwierdził, że jest strasznie głodny i natychmiast musi coś zjeść :) Pobawił się trochę i całą trójką poszliśmy spać. Możnaby powiedzieć, że imprezę mieliśmy powalającą, ale nam naprawdę się podobało. Fajnie było tak spokojnie usiąść najpierw we troje, później sam na sam z Mężem i nic nie robić, tylko cieszyć się sobą. My jakoś nie przepadamy za wielkimi imprezami. Owszem, raz na jakiś czas fajnie wyjść na takiego sylwestra, ale nie co roku. Wolimy posiedzieć w domu w kameralnym gronie albo wyskoczyć na narty na sylwestra na stoku (to przez następnych kilka lat pozostanie jeszcze w sferze marzeń :P no chyba, że Junior wybędzie na imprezę do dziadków :P). Później jeszcze kilka dni w domu i nadszedł wielki dzień powrotu do pracy. Ale to już wiecie :)
A ja muszę wszem i wobec stwierdzić, że odzwyczaiłam się od siedzenie przy biurku. W domu, przy biegającym Juniorze byłam cały czas w ruchu, a tutaj po 3-4 godzinach przy biurku mam dość i nie wiem co ze sobą zrobić. Tyłek piecze od siedzenia, plecy bolą niemiłosiernie... matko kochana... za co mam się tak męczyć ja się pytam???
My tez wolimy takie kameralne Sylwestry. Chciaz tegoroczny nam nie wyszedl. Najpierw szampan okazal sie nie-szampanem, a potem nie udalo sie wlaczyc filmu i maz prawie mi uciekl do lozka jeszcze przed polnoca... ;)
OdpowiedzUsuńMi Mezu tez się pol godzinki zdrzemnal w trakcie "imprezy", ale na szczęście szybko wrocil do swiata zywych :P
UsuńMy tez mielismy taki kameralny Sylwester- choc sie poklocilismy chwile przed dwunasta, czyli zakonczylismy rok tak jaki byl, bo to byl nasz chyba najgorszy rok pod wzgledem sprzeczek. Dobrze, ze juz sie skonczyl :))) A co do balaganiarstwa to mozemy sobie przybic high five! Uh zawsze mysle, ze gdybym sama mieszkala, to kurde serio mialabym mniej obowiazków :) Fabio skrupulatnie dba, zebym codziennie miala porcje sprzatania :)))) KINIA
OdpowiedzUsuńno i dobrze, ze poklociliscie się przed polnoca, bo weszliście w Nowy Rok z czysta karta :)) Mysle, ze limit sprzeczek wyczerpaliście i w tym roku będzie już tylko lepiej :) W końcu kto się czubi, ten się lubi, no nie? :)
Usuń