Mamuśka (czyli ja) rozkręciła się w przygotowaniach. Wszystko wyprane, wyprasowane czeka w komodzie na Małą użytkowniczkę, ja czekam na dostawę ostatnich rzeczy i będę pakować torbę do szpitala, w poniedziałek zamawiamy wózek i fotelik i zostanie nam tylko przygotowanie łóżeczka i końcowe sprzątanie chałupy już przed samym wykluciem się Lusinki. Jaaaaa.... Normalnie zaczynam czuć, że to prawie już :) Junior też zaczął odliczanie i codziennie dopytuje się za ile dni siostra się urodzi. Ten i kolejny tydzień poświęcam za załatwienie spraw, które muszą już teraz być załatwione, a później planuję spokojnie czekać na rozwój zdarzeń.
Na koniec tego tematu opowiem Wam coś śmiesznego, co niedawno usłyszałam.
Otóż moje drogie, wyobraźcie sobie, że najnowsze "badania" dowodzą, że ból porodowy jest tak silny, że rodząca kobieta NIEMAL jest w stanie poczuć co czuje przeziębiony mężczyzna :))))))
Powiem Wam, że dopiero teraz, 4 lata po przeprowadzce do naszej chałupki w pełni doceniłam uroki mieszkania w tym miejscu. Dopiero jak wylądowałam na nieplanowanym L4 i spędzam większość czasu na miejscu. No bo wcześniej do domu wracaliśmy tak naprawdę się przespać, a w weekendy nadrabialiśmy zaległości z całego tygodnia, kiedy byliśmy w pracy. No ok, na początku mojego L4 pogoda była pod psem, a i ja leżąc byłam cała w nerwach i strachu, więc za bardzo tego nie odczułam. Ale teraz, jak przyszła wiosna pokochałam to miejsce jeszcze bardziej. No bo na przykład w tej chwili siedzę sobie z herbatką i laptopem przy stole na tarasie i piszę. Wyłączyłam wszelkie źródła dźwięku w domu. Żadnego z naszych najbliższych sąsiadów nie ma w domu, bo wszyscy są w pracy. A ja co robię? Rozkoszuję się ciszą. Jest bosko. Świeci słońce, na niebie nie ma ani jednej chmurki, ptaki śpiewają jeden przez drugiego, wieje lekki wiaterek no normalnie wiejska sielanka. Wczoraj wieczorem jak położyłam się spać około 23 uchyliłam lekko drzwi balkonowe w sypialni, noce ciepłe, to niech wpada świeże powietrze, lepiej się wtedy śpi. I wiecie co robiłam? Przez jakąś godzinę leżałam w łóżku i słuchałam żabiego koncertu. No mówię Wam, coś pięknego. Nawet Mężu łaskawie nie sapał ani nie chrapał, więc mogłam sobie spokojnie słuchać.
I pomyśleć, ze po kilku miesiącach mieszkania tutaj miałam taki kryzys, ze miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wrócić skąd przyszliśmy. Wcześniej nie mieszkaliśmy w jakimś dużym mieście, raczej w miasteczku, niespełna 10 tys mieszkańców. Teraz też nie mieszkamy w buszu, do Miasteczka mamy 5 minut jazdy samochodem, pieszo to jakieś 30 minut marszu, może trochę mniej. A ja wtedy czułam się jak na totalnym odludziu. Wszędzie było mi daleko, brakowało mi ludzi, samochodów, sklepów itd. A teraz jak większość niedzieli spędzamy u rodziców w Miasteczku, a później wracamy do domu czuję się zmęczona jak po maratonie i odpoczywam w tej naszej ciszy. Mamy widok na pola, las i góry w tle, więc jak z obrazka. Lubię tak sobie usiąść i po prostu patrzeć. I nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne. No chyba, że nad morzem :P
O tak! Nad morzem i ja mogłabym mieszkać ;))) Ale i tak zazdroszczę widoków, ciszy i spokoju. U mnie betonowa dżungla ;)) Przesadzam bo jak na mieszkanie w mieście mamy dużo zieleni w koło. Ale jednak to miasto i wszędzie blisko. Nie wiem czy umiałabym się odnaleźć na dłuższą metę poza miastem. Choć to pewnie kwestia przyzwyczajenia, jak u Ciebie ;)))
OdpowiedzUsuńFiniszujecie zatem! Trzymam kciuki, żeby Lusia już nie zmieniała kierunków ;)))
Morze to jest to co tygryski lubią najbardziej ��
UsuńPrzyznaję, że ciężko było się przyzwyczaić, ale teraz jest naprawdę fajnie.
No ja też mam nadzieję, że Lusia w tej pozycji już zostanie
Hahaha NIEMAL :D Dobre, dobre!
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego rozwiązania :))
Tak, NIEMAL ����
UsuńNie dziękuję ��
Wcześniej mieszkałam na osiedlu małego miasteczka, teraz w ogóle na wsi i kocham możliwość wyjścia na swój ogród, pogrzebania w ziemi i tego, że dzieciaki mają huśtawkę obok i mogą iść kiedy chcą, a nie wyliczone minuty na placu zabaw.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego rozwiązania
No to dokładnie taka sama sytuacja jak u nas ��
UsuńJunior siedzi na podwórku póki nie zaczyna sie robić ciemno, całkiem jak my za młodu ��
Nie dziękuję ��
Tylko trzepaka brakuje ;) Ale rurki w huśtawce też dają radę
UsuńEhh trzepak... to były czasy ������
UsuńOch wczułam się w ten klimat i sama niemalże usłyszałam kumkanie żab :-) Fantastycznie, że Malutka się obróciła, grzeczna dziewczynka :-) Bardzo zazdroszczę Ci tego oczekiwania, u nas nie wcześniej niż za 2 lata "Coś" będzie mogło w tej sprawie się zmienić. Mam nadzieję, że też przeżyję jeszcze taki okres :-) To piękne chwile. Trzymam kciuki za Was
OdpowiedzUsuńNo ja też się cieszę i oby już tak została.
UsuńPrzeżyjesz to jeszcze na pewno ��
No to wszystko prawidłowo ;)
OdpowiedzUsuńOj przeziębiony facet to chyba najgorszy z koszmarów :P
Cieszę się że jesteś w tak dobrym nastroju i życzę szczęśliwego rozwiązania!
Ojjj tak przeziębiony facet to koszmar.
UsuńNie dziękuję 😉
Wierzylam w ta przekretke, nasz Mlody tez na koniec zrobil fikolka i urodzil sie normalnie, takze tego sie trzymajmy :)
OdpowiedzUsuńTo oczym piszez znam, mieszkam w malym miasteczku na bardzo zielonym osiedlu domkow i tu sroki kloca sie, a i cukrowka nawoluje, a aauta gdzies z oddali przejada i tak wlasnie jak ty ciesze sie z ciszy a zarazem przyrody na wyciagniecie reki.
Powodzenia, juz niedlugo i corcia bedzie w waszych ramionach!
Ja pod koniec już nastawialam się na cc, bo do ostatniej chwili była odwrotnie.
UsuńTaka cisza w miejscu gdzie mieszkamy jest bezcenna.
Oj niedługo, to prawda �� już nie możemy się doczekać, zwłaszcza Junior ��